poniedziałek, 1 czerwca 2020

ЎЎЎ 2. Адам Шыманскі. Якуцкія замалёўкі. Сш. 2. Пан Андрей. Койданава. "Кальвіна". 2020.





                                                   PAN JĘDRZEJ KRAWCZYKOWSKI
    — A niechże go, a niechże go! — powtarzał z uczuciem, jak gdyby dobierając stosownego wyrażenia, wysoki mężczyzna, wchodzący do mego przedpokoju. — Chu, chu! — to chuchał na palce, to trzepał niemi, to przykładał ręce do uszu. „A niechże go drzwi ścisną!” — ulżył sobie nareszcie, ukazując mi jednocześnie i swą twarz, na czerwonem tle której sterczały, podobne do miotełek puchem śnieżnym omszonych, potargane, gdzie niegdzie soplami lodu iskrzące się wąsy. „Pochwalony Jezus Chrystus!” — witał mnie przybyły już w pokoju, poważnie i ceremonjalnie podając mi swą zziębłą rękę. „A toż smali, a toż smali!” — ciągnął, widocznie jedną myślą opanowany i ocierał twarz chustką i dotykał ostrożnie to rozmarzających potrochu rzęs, to nosa, ponsowemi świecącego barwami. „Piętnaście lat mieszkam w Syberji i o podobnym mrozie nie wiedziałem i nie słyszałem nawet; toż gdyby nie wstyd mi było, z drogi byłbym uciekł do domu. Zakrywam się i tak i siak — nic nie pomaga; no, myślę sobie, pójdę prędzej, aleć i dziesięciu kroków nie uszedłem, gdy Jakut, co zmijał się ze mną, krzyczeć coś zaczął do mnie po swojemu; oczy wytrzeszczam i choć zimno, przystanąłem, ale nie rozumiem; dopiero, jak mi wrzasnął: „Nos konczajsia tojon! [* Nos umiera panie! Ostatnie słowo — jakuckie.], domyśliłem się; ja za nos, a nos, panie, jak kopyto! No, ale roztarłem, chwała Bogu, spuchł tylko, jakbym z tydzień poniedziałkował. He, he, he! — roześmiał się nareszcie opowiadający, uspokojony dobroczynnem ciepłem mieszkania, — bo to, widzi pan, u nas nad Angara bywają także mrozy dobre, co prawda, nieraz, ale nic podobnego tam niema, a najgorszy ten chijus przeklęty”.
    P. Jędrzej Krawczykowski miał rację.
                                                                              ***
    Ogromna ziemia jakucka od dwóch miesięcy zamarła w żelaznym uścisku najsurowszej zimy na świecie: mrozy wielkie, niezmierzone [* Pierwszych obserwacji lepszemi instrumentami dokonano nad temperaturą zimy w Jakucku, w latach 1882 i 83. Sami jednak obserwujący byli ludzie niewykształceni. Obserwacje owe zaznaczyły najniższą temperaturę w styczniu 1883 r. — 5R.] urągały światu i światłu, człowiekowi i słońcu. Zimno, dla oznaczenia którego nasz język nie ma wyrazu, wionęło na ziemię takiem tchnieniem lodowatem, takim mrozem przejmującym, że zdawało się, życie wszelakie zamrze na ziemi tej nieszczęsnej. Zima jakucka, gdy się rozwinie należycie, nie szaleje już, jak to u nas nieraz bywa, ale z majestatyczną powagą siły, nie znającej oporu, mrozi i zabija spokojnie. Nie stawi jej tamy ni słońce , pokazujące się zaledwie na kilka godzin nad horyzontem, ani ziemia na setki stóp zamarzła i nawet latem nie rozmarzająca głębiej nad dwie stopy. Stopniowo i bezustannie wzrastające mrozy zgęszczają coraz bardziej powietrze, które nareszcie słupem nieruchomym staje nad krainą nadleńską, zdaje się, gniecie i dusi ją swym ciężarem. Zgęszczonej masy powietrznej nie poruszają już chociażby najsilniejsze, zawszeć jednak lżejsze prądy powietrzne ani z morza Lodowatego, ani z oceanu Spokojnego, ani z wielkich przestworów kontynentalnych na zachodzie i południu leżących. Nieruchomy, groźny ciężar odbija od swego, mirjadami iglic śnieżnych błyszczącego cielska najwścieklejsze zapędy wichrów morskich i lądowych, ujarzmia je, ostudza i włącza do wielkiego zbiornika chłodu, który starczyć ma później na całoroczne oziębianie Syberji.
    I mijają dnie i noce, mijają tygodnie i miesiące, a mróz nigdy nie słabnie, nigdy się nie zmniejsza. Przyzwyczajony do zmiennej i pobłażliwej zimy zachodu, człowiek męczyć się zaczyna tą ciągłą, nieskończoną walką z nigdy nie słabnącym, zawsze czujnym wrogiem. Siły bezustannie naprężone wyczerpują się powoli. Człowiek widzi, że pozostawiony sam sobie nie wytrwa w zapasach nierównych.
    I słońca, i ciepła, i dnia, i światła pragnie wtedy dusza stęskniona, jak tylko pragnąć może konający... Nie państwa, nie mienia, życiabyś oddał połowę, krwibyś utoczył za to słońce, ale słońce daleko i coraz da-lej, coraz to prędzej ucieka na zachód, a mróz coraz większy ...
                                                                                ***
    Oznaki wielkich mrozów zjawiają się dopiero. Mrozy wyciskają z powietrza wszelką wilgoć, która w postaci delikatnego pyłu śnieżnego formuje gęste śnieżne mgławice, tumanami tu zwane. Księżyc ukazuje się okolony wielkim srebrnym pierścieniem. Słońce, jak gdyby do pomocy w borykaniu się z wrogiem potężnym, wyprowadza ze sobą jakieś nowe światła niebieskie [* Słońca fałszywe. To, jak i poprzednie zjawiska, jest zwykle następstwem wielkieii mrozów, lud jednak miejscowy uważa je zawsze za przyczynę takowych.] i „wszystko to na mróz, na mróz jeszcze większy” — powtarzają mieszkańcy.
    A gdy jeszcze wystrzelą z lodów biegunowych to mleczne i srebrzyste, a nikłe, jak słabe promienie fosforyczne, to krwawo-czerwone i straszne, jak gdyby ręką Boga niewidzialnego z bezdennej niebios przepaści miotane, ogniste słupy zorzy północnej — mrozy dochodzą zenitu. Wytrwałe psy jakuckie, czy to czując instynktowo zbliżające się zimna jeszcze większe, czy to przerażone wielkiem zjawiskiem przyrody, wyją wtedy przeraźliwie. Z ostatniemi blaskami słupów ognistych, zwalających się w poczerniałą otchłań niebieską, milkną i te jedyne, a tak posępne, głosy żywe i noc czarna, cisza grobowa zalegają nad obumarłą ziemią.
    Cisza to jednak pozorna.
    Czułe na najlżejsze drgnienia powietrze rozbrzmiewa powoli szczególnemi dźwięki. Śnieg nie chrzęści i nie skrzypi już, lecz dźwięczy jakoś przeraźliwie, metalicznie; wydychane powietrze z sykiem wydziela z siebie wilgoć, krzepnącą w mikroskopijne śnieżne kryształy. Wśród ciszy powszechnej rozlega się coraz głośniej okropna muzyka mrozu. Przywykłe do dziękczynnego gwaru stworzenia ucho ludzkie, z osłupieniem przysłuchuje się suchym i ostrym dźwiękom śmierci i zniszczenia, zwycięskiej i ponurej pil śni nocy i zimna.
    I pragnie wtedy od życia i ruchu odcięty człowiek — życia, ruchu i głosu żywego, jak tylko pragnąć może żywcem w mogile złożony, i wsłuchuje się ucho w tę ciszę grobową i w pozgrzyty mrozu nielitościwe do halucynacji, ale nic oprócz tej ciszy, nic oprócz tych pozgrzytów nie słyszy...
                                                                                  ***
    I zwierzęta i człowiek przyzwyczajają się jednak powoli do wielkiego zimna: zwierzęta porastają długą i gęstą sierścią, człowiek w zinmie samem szuka ratunku i obrony. Jakutka swe dziecię nowonarodzone obciera śniegiem. Domy i jurty obrzucają śniegiem suchym, obmażują mokrym, w okna wstawiają wielkie tafle lodu i życie, choć wyparte z przestworów szerokich, choć zamknięte jak w więzieniach, tętni jeszcze uparcie pod zaspami śniegu, poza oknami z lodu. Biada jednak człowiekowi, biada wszelkiemu stworzeniu Bożemu, gdy się poruszy groźna, bo okropnie oziębiona masa powietrzna, przesuwając się najczęściej ku południowi. Ciepło zwierzęce, ciepło sztucznie podtrzymywane promieniuje wtedy z niesłychaną szybkością przez najgęstszą sierść, przez najgrubsze bierwiona, śniegiem i lodem opancerzone.
    W najcieplejszych mieszkaniach zimno wtedy. Mróz smali i piecze, opalając jak ogniem wysunięte z ukrycia ciało. Zahartowany koń jakucki, odszukujący sobie i w zimie pod śniegiem nędzne pożywienie, ucieka pod opiekę człowieka, pies już nie wyje, lecz skomli żałośnie, zagrzebując się w siano zupełnie. Myśl ludzka już nie pracuje swobodnie, lecz zwraca się ku jednemu wyłącznie: ku ciepłu, ku ogniowi.
    Hardy pan stworzenia dzwoni zębami i jak ów pies łańcuchowy, uciekający haniebnie ze swego posterunku do budy napełnionej dianem, tak i on tuli się do ognia, okrywa skórą i sierścią zwierzęcą. Myśl, spędzana z wyżyn abstrakcji coraz niżej i niżej, schodzi na ziemskie niziny i widzi przerażona, że jest niezem w porównaniu z potęgą przyrod czuje, że jeden, dwa podmuchy i rzekomy władca ducha potężnego zamarznie, jak stoi, jak zamarzły na ziemi tejże świadki życia prastarego — olbrzymie mamuty.
    I widzi wtedy człowiek, że on nie panem przyrody, ale jej niewolnikiem.
    Że jest on maluczki i równy innemu stworzeniu.
    I wstyd i upokorzenie gnębią człowieka, a jego cierpienia moralne są wielkiemi cierpieniami.
    I drży on od zimna, jak drży liść osinowy wichrem silnym miotany i jak trup, co już zastygł i jest trupem dla świata, ale tleje może jeszcze wewnątrz ostatnią iskrą życia i z przerażeniem ogląda swą nicość, słyszy on wielki głos wewnętrzny, powtarzający nielitościwie: „Na ziemię, nędzarzu, na ziemię! nie na wyżynach iść ci z bogi o lepsze, tu na ziemi obok maluczkich, obok najmniejszych twe miejsce!...”
                                                                              ***
    Wszelki, nawet tak lekki ruch wysoce oziębionego powietrza, że i wiatrem go nazwać nie można, zowie się po jakucku chijus [* Prawidłowo chijos, wymawiają jednak chijus.].
    Gdy w czasie silnych mrozów wionie chijus zabójczy, w mieście i okolicy znajdują zawsze kilka zamarzłych trupów.
                                                                              ***
    Rozumie się, gdyby p. Jędrzej był wiedział, co to jest chijus, byłby sobie siedział pod piecem; p. Jędrzej jednak przyjechał do Jakucka niedawno. Poznałem go przed kilku dniami i wiedziałem o nim tylko, że wbrew nazwisku swemu jest szewcem i do Syberji dostał się przed piętnastu laty, ale o tem, co go zagnało teraz do Jakucka, dokładnie nic nie wiedziałem. Przyszedł on dziś do mnie po raz pierwszy, a ponieważ chijus nieznośny już drugi dzień trzymał mnie w oblężeniu prawdziwem, każdemu przeto człowiekowi radbym był niewypowiedzianie, a cóż dopiero rodakowi? Zakrzątałem się tedy, aby ogrzać swego gościa, jak czas i okoliczności pozwalały.
    Po chwili mały, pyzaty samowar piszczał sobie pod piecem przeróżnemi głosy, na stole, obok niezbędnej w Jakucku butelki, tłusty pupok [* Dosłownie znaczy pępek, a właściwie brzuszek ryby. Brzuszki solone wielkich i tłustych ryb, poławianych przy ujściu Leny, należy do codziennych potraw w Jakucku.] z octem i pieprzem przypominał dawno niewidzianego śledzia. Pod wpływem ciepła i choć kiepskiej, ale dobrą miarą odmierzonej „wody życia”, p. Jędrzej prędko zapomniał o cięgach zadanych mu na dworze i rozgadał się na dobre.
    Szewcem był on oddawna; wysoki i kształtny, zgiął się tylko od pracy wieloletniej na stoiku trój nożnym; muskuliste ręce jego naznaczone były szerokiemi czarnemi kręgami, wyraźnem świadectwem sumiennego dociągania dobrze nasmolonych dratew: prawidłowe, a nawet piękne rysy twarzy, jak należy wąsatej i starannie wygolonej, ożywiała ta widoczna praca myśli, która tak wyróżniała u nas dotychczas członków kunsztu sławetnego z pomiędzy innych cechów.
    To piętno człowieczeństwa, nie zatarte ciężką pracą, pociągało mnie ku memu gościowi i ciekaw byłem teraz podwójnie opowieści szczegółowej o jego życiu dotychczasowem. P. Jędrzej, jak lo nadmieniłem, rozgadał się i ja z przyjemnością prawdziwą wsłuchiwałem się w najdrobniejsze szczegóły jego żywota. Coraz wyraźniej odsłaniał się przede mną człowiek, choć prosty i niewykształcony, lecz pracowity, silny i energiczny; nieprzyjemnie tylko dotykało mnie przebijające niekiedy z opowieści p. Jędrzeja, jak mi się wydało, przesadne hołdowanie pozorom, uwielbienie jakieś dla wszystkiego, co choćby pozornie „porządne”. Ale wrażenie to prędko przemijało pod wpływem szczerego opowiadania i wznowiło się dopiero, a nawet wzrosło, gdym się dowiedział, że p. Jędrzej do Jakucka z miejsca swego pierwotnego pobytu został sądownie wysłany, że obecnie należy on już, jak sam się wyraził, do kategorji grażdańskich zesłanych [* Grażdańskimi zowią w Syberii tych wszystkich deportowanych, którzy nie należą, do kategorji politycznych zesłanych, a właściwie oni sami tak zowią siebie, gdyż ludność i administracja zowie ich ugolownymi.]. Syberja przyzwyczaja ludzi do wielu rzeczy, przyzwyczaja przedewszystkiem prędko do zredukowania tej skali moralnej, którą w Europie mierzymy średnego człowieka. Skala ta zniża się tu do minimum. Ja jednak mieszkałem w Jakucku zbyt niedawno, przyjąłem p. Jędrzeja jako człowieka moralnie nieupadłego i dlatego myśl, że być może podejmuję zbója lub złodzieja poprosili, przyznam się, nie sprawiała mi przyjemności. Dopytywać się jednak natarczywie, przyśpieszyć wyjaśnienia nie mogłem, aby nie wzbudzić w gościu swym jakichkolwiek podejrzeń. Wszyscy tacy deportowani są na wszelkie wyjaśnienia skąpi i dowiedzieć się od podobnego zesłanego o prawdziwej przyczynie kary jest rzeczą dość trudną.
    Wypiliśmy już z pół samowara i p. Jędrzej doprowadził mnie dopiero do swego wyjścia z Aleksandrowskiego Zawodu [* Aleksandrowskij Zawód — więzienie dla odbywających ciężkie roboty.]; korzystając z przestanków, parę razy nagabywałem go zniechcenia: — No i jakżeż wkońcu dostał się pan tutaj? — Ale rozochocony wspomnieniami szewc odpowiadał mi zawsze tak stanowczo: — A to, panie, cała historja i będzie na końcu! — i popierał swe słowa tak głębokiem kiwnięciem głowy i znaczącem otwarciem oczu, uśmiechając się przytem dobrodusznie, że nie pozostawało już nic innego, jak czekać i słuchać cierpliwie.
    Czekałem więc i słuchałem, wpatrując się w p. Jędrzeja, który zgięty we dwoje, jakby na swym stołku okrągłym, żywo gestykulując przywykłemu do ruchu rękami, wtajemniczał mnie w warunki swego rzemiosła nad Ąngarą.
    Czy to długa opowieść p. Jędrzeja i zmęczenie fizyczne, czy też niespodziane wyznanie opowiadającego, dość, że słuchałem go teraz daleko obojętniej; świeca łojowa słabo oświecała mieszkanie i przy mgławem jej świetle wyraźne kontury siedzącego przede mną p. Jędrzeja powoli zacierać mi się w oczach zaczęły. Upłynęło jeszcze chwil kilka i nie widziałem już rysów twarzy tak mi sympatycznych z początku, nie napawałem się miłemi uchu dźwiękami mowy ojczystej. Człowiek siedzący przede mną z niepojętą szybkością zamieniał się w jakąś marjonelkę drewnianą, w jakąś istotę bezduszną. Nie rozumiałem go już teraz, nie słyszałem wreszcie wcale.
    Na dworze ciemno było zupełnie, mróz prowadził wytrwale swe dzieło zniszczenia, ale i usłyszany przeze mnie huk pękającego w ścianie domu bierwiona nie wy­rwał mnie z zapomnienia, przeciwnie, pogrążył w nie głębiej.
    To wróg nieubłagany naciera, rozsadza i szturmuje ostatnią ucieczkę człowieka. Jak zwierz w najbłębszem swem legowisku poruszony, nastawiłem ucho ku oknu: nazwy czajony słuch odrazu uchwycił ostre i suche dźwięki.
    Nie widziałem już p. Jędrzeja: widmo śmierci surowej, zimnej, niezwyciężonej stało mi przed oczami.
    I myśli dziwne, myśli natrętne przychodzić mi zaczęły do głowy: a co, jeżeli ten człowiek, który coś tam mówi do siebie, zadał gwałt bezbronnemu i zewsząd uciśnionemu stworzeniu, wydarł mu podle to, co mu i bez niego gwałtem i nielitościwie odjętem zostanie; co, jeżeli był on nie bratem, lecz katem dla jednego z maluczkich?
    I myśl natrętna, instynktowo powtarzała mi: był. był... I wstręt i nienawiść głęboką uczuwałem do gestyklilującego przede mną manekina i odsuwałem się odeń na sam koniec kanapki.
    Ale myśl pracowała dalej: a co, jeżeli ten nieszczęśliwy nie wiedział, co czyni, jeżeli on zatracił poczucie braterstwa nietylko ku stworzeniu wogóle, lecz nawet ku człowiekowi? Jeżeli pomimo swego surduta ten człowiek porządny stoi niżej od Jakuta dzikiego, nigdy nie zabijającego, lecz i nie bijącego nietylko człowieka, lecz nawet bydlęcia i konia swego?..
    I myśl instynktowo podpowiadała mi: zatracił, zatracił... I ból wielki ściskał mi serce i oko łzą zachodziło i bliżej przysuwałem się ku mówiącemu.
    Ale cóż to? drgnąłem; to coś gorącego dotknęło mej zimnej ręki; przecieram czoło, staram się przyjść do siebie - to ręka p. Jędrzeja dotyka mojej; widzę jego twarz ożywioną, słyszę wyraźnie śmiech wesoły, rozróżniam nareszcie słowa dźwięczne:
    He, he, be! bo proszę pana, co jest mężczyzna bez kobiety? He, he, he! to, bez urazy, jak but bez podeszwy, co z wierzchu niby to jak się patrzy, a jak tylko i stąpisz na ziemię, to i błocisko i paskudztwo różne lipnie do ciebie. Ni to człek zje, ni się ubierze, ni się wyśpi po ludzku. Tak też i ja: mam dom, mam garbarnię, mam czeladzi kilkoro, a wygody i porządku żadnego. Więc kalkuluję sobie, jeżeli Adam, panie tego, nie mógł się obejść bez niewiasty, choć był w raju, więc ja w Syberji bez nej obrazy Boskiej niewiastę wziąć mogę, he, he, he! Racja?
    — Najsłuszniejsza.
    — A no widzi pan... A że wpadła mi tam w oko dziewczyna, panie i szparka i z twarzy gładka, więc bez długich ceregielów...
    — Ożeniłeś się pan?
    — To jest, niby to, bo widzi pan, niezupełnie, a tak sobie sybirskim brakiem [* Sybirskij brak — dosłownie małżeństwo syberyjskie, a właściwie to, co u nas zowie się życiem na wiarę. Małżeństwa takie we wschodniej Syberji są bardzo rozpowszechnione.]. Z rodzicami się umówiłem, dziewczyna sienie sprzeciwiała, bo i cóż? Sam, nie chwaląc się, jestem sobie niczego, he, he, he? W domu, panie, jest chleb i do chleba, interes skończyłem w parę tygodni. Anim się obejrzał, jak mi rok zleciał, jakby z bicza trzasnął. Dziewczyna, choć to i roboty było niemało, bo i samego chleba napiec na tylu ludzi, to i to dosyć, ale przy dostatku rozkwitła, panie, jak ta malina prawdziwa, a gdym ją ogarnął jeszcze należycie, to, dalibóg, jak malowana jaka! Ale tu i sęk właśnie! Z początku wszystko szło dobrze i szłoby i dalej także, gdyby licho nie przyniosło tego Goldmana łajdaka. Choć to on z niemieckiem nazwiskiem, ale Polak był, więc, rozumie się, znaliśmy się. Prawda, że odrazu zmiarkowałem, iż ladaco z niego, bo, bez przechwałek, mam węch do ludzi, o, mam! Więc byliśmy zawsze zdaleka. ale że to widać, od tego, co przeznaczone, trudno uciec, nie uciekłem więc i ja od zła swego. A zły to był człowiek, niestateczny, choć miał żonę i dzieci, bo wiary pan nie dasz, gdy powiem, kobieciarz, jakich pod słońcem niema. Niech mu tylko jaka w oko wpadnie, na nic nie zważa, nie uszanuje ani siebie, ani ludzi; nic nie widzi, nic nie słyszy. Tfu! przepadnijże raz! prawdziwie, powiadam, jak ten cietrzew na toku. Otóż, jak mi mój Goldmanek Dunię zobaczył, jakby go warem oblało: i już chodzi i zagląda, a krawaty, a fontazie — ot takie wiąże, a czupryna mu aż błyszczy, wąsy codzień szuwaksuje, kołnierzyki aż pod uszy wysadza! i mizdrzy się i szasta, jak ten indyk głupi. Źle będzie, myślę sobie, bo Goldmanek lata, jakby się lubczyku objadł. Aż tu przychodzi raz do mnie, niby to, ma się wiedzieć, lakierki obstalować.
    — Niema czasu! — powiadam.
    — Dobrze płacę, bo potrzebne, — mówi, a miał się nieźle nicpoń.
    — Słowo droższe od pieniędzy; — powiadam — co się rzekło, to, się zrobi i za tanie pieniądze, cudzego nie potrzeba, a i swego nie dam, wara! — I patrzę mu prosto w oczy, a to taki bezczelny był, że roześmiał się tylko i odcina się jeszcze.
    — Naturalnie, naturalnie, boć kijem tego, co nie pilnuje swego. — O! niby to przytyk do mnie, a może i miał rację, bo z Dunią nic nie mówiłem, bo i cóż tu gadać z babą, kiedy na kieł weźmie.
    Ale widzę, w parę dni później zaczyna mi moja Dunia znikać z domu: to za tern, to za owem, całemi wieczorami przepada.
    — Trzeba było rozłączyć się, — wtrąciłem.
    — Rozłączyć się nie mogłem, born się i zatracił, a i ustępować pierwszemu wiercipięcie nie wypadało. Zresztą, gdyby tak na mnie tylko, nicby jeszcze, bo i cóż? Pal cię licho! Polata i przestanie. Ale, że żyłem porządnie, miałem znajomych dużo: i kupcy i mieszczanie i urzędnicy nawet bywali u mnie, więc przekpiwać mnie zaczęli i ciągle tylko: szu, szu! hi, hi, hi! Krawczykowska i Krawczykowska. Jednem słowem, widzę, poniewiera mi baba nazwisko. Szanowali mnie wszędzie i raptem wietrznica jakaś szargać mi dobre imię zaczyna, a ja nikomu nic nawet powiedzieć nie mogę. A niedoczekanie twoje, myślę sobie, poczekajże, zadam ci pieprzu, lanie sprawię anielskie! Akurat w sobotę to było. Roboty i w warsztacie i po domu, jak to zwykle przed świętem, niemało, ale Dunia moja, panie, jak ta cewka w postawie, boć mówiłem, szparka zawsze była, lekka i zwinna, jak łania, a tu nie to, że sporzy się, ale warczy wszystko w jej ręku, co i gadać zresztą, patrzeć miło było; a co nie spojrzę, to żal serdeczny mnie przejmuje: zmarnieje dziewczyna, odbije się od domu zupełnie. Tylko nie obejrzałem się, a ona: szust! i już jej niema. A no niema, to niema. Szukać cię nie pójdę, a wzięłaś na kieł ty, wezmę i ja... Nigdzie nie idę, siedzę w domu i czekam; ale czekam i czekam, a jej jak niema, tak niema; a od tego czekania to mi te wszystkie przekpiwania przychodzą do głowy; po północku już było, a ja wciąż siedzę; świecy nie zapalam. Pierwsze kury zapiały... przychodzi.
    — Skąd? — pytam. A ona — nic.
    Ja do niej bliżej, a od niej — Jezu Ty mój! — jak od pieca tego... oczy błyszczą, jak węgle, dyszy ni to ogniem na mnie!...
    — Od Goldmana! — zawołałem i zatrzęsło mnie jak w febrze.
    A ona — nic. W oczach mi pociemniało... Zacząłem bić... a ona ? taki upór babski, żeby choć słówko do mnie?..
    W słowach mówiącego zadźwięczała dziwna nuta żalu.
    — Żeby choć słówko do mnie — powtórzył ciszej. — Biłem, biłem i... zabiłem.
                                                                                 ***
    P. Jędrzej umilkł i pogrążył się w naładowywanie swego nosa olbrzymiemi szczyptami tabaki; nie umilkła tylko wyobraźnia moja, podrażniona już dziś kilkakrotnie i dopowiadali mi teraz żywo to, o czem nie mówił zabójca; dopowiadała i oświecała popełnioną zbrodnię tak jaskrawem światłem, że wszystkie szczegóły strasznej śmierci „lekkiej i zwinnej, a i trwożliwej zapewne jak łani” dziewczyny, stały przede mną w całej swej przerażającej grozie.
    Jakiem prawem ten człowiek, może przeżyty, może na skraju własnej mogiły stojący, zabierał życie młodemu stworzeniu, do którego nie miał żadnego prawa, które kupił poprostu od jej zbydlęconych rodziców? A jam ściskał, jak bratnią, rękę, co zabijała, widziałem człowieka w tem zwierzęciu spodlonem! I wstręt i nienawiść obudziły się we mnie ku temu człowiekowi i, czuję to dziś, gotów byłem wtedy zabić nieszczęśliwego, zabić go moralnie i zabiłbym go; ale w chwili, gdym drżeć zaczynał tą gorączką, którą drżał może i p. Jędrzej, gdy zabijać zaczął, ręka jego spoczęła na mojej i w oczy moje zajrzało dwoje oczu czystych i jasnych jak woda kryniczna, niewinnych i spokojnych jak oczy dziecięcia.
    Zadrżałem, ale zadrżałem teraz nad sobą: ja, tak nienawidżący obecnie wszystkiego, co wrogie życiu, wszystkich, co zabijają, omałom sam nie popełnił zbrodni. Człowiek, patrzący mi w oczy, nie mógł być i nie był winien zabójstwa.
    Zmęczony zakryłem twarz rękami i gdym po chwili drżącym głosem zapytał p. Jędrzeja: — Powiedziałeś mi p. Jędrzeju tyle, powiedzże szczerze, czyś chciał ją zabić? — on, kładąc na piersi obie swe spracowane, bo śladami pracy ciężkiej jak pręgierzem na wieki naznaczone ręce, wyrzekł uroczyście: — Skarż mnie Boże tąż samą śtniercią, jeżelim myślał o tem...
                                                                              ***
    P. Jędrzej poszedł. Zamykając drzwi za nim, wyjrzałem na dwór; chijus ucichł, ziemia milczała, skuta kajdanami lodu. Na mroźnem niebie iskrzyło się świateł tysiące, świateł zimnych, oczami bogacza patrzących bezdusznie na nędzę ludzką. Myśli smutne i ciężkie rozsadzały mą głowę, a pytanie: któż winien, jeżeli nie winien p. Jędrzej? — przewijało się wśród tych myśli najczęściej.
    Charków
    w lutym r. 1886.
    /Adam Szymański. Szkice. Lwów. 1921. S. 17-30./
 

 

                                                              ПАН КРАВЧИКОВСКИЙ

                                               Из сибирских рассказов Адама Шиманского

    — А пусть же его, пусть же его! — повторял, как будто подыскивая подходящее выражение, высокий мужчина, входивший в мою переднюю. — Ху, ху — то он дул на пальцы, то трепал ими, то прикладывал руки к ушам. — А пусть его двери стиснут! — наконец, вышел он из затруднения, указывая в то же время мне на свое лицо, на красном фоне которого торчали, точно метелки, покрытые снежным пухом, общипанные усы, кое-где блестевшие ледяными висульками. «Росhwalony Jezus Chrystus!» — приветствовал меня гость уже в комнате, важно и церемонно подавая мне свою озябшую руку, «И жжет же, жжет!» — продолжал он, очевидно охваченный одной мыслью, и оттирал лицо платком и осторожно дотрагивался то да оттаивавших понемногу ресниц, то до носа, отливавшего пунцовыми красками. «Пятнадцать лет живу в Сибири, а не знал и даже не слыхал о подобном морозе, — если бы не стыдно было, убежал бы с дороги домой. Закрываюсь и так и сяк — ничего не помогает; ну, думаю себе, пойду скорей; но и десяти шагов не сделал, как якут, повстречавшийся со мной, закричал мне что-то по-своему; я вытаращил глаза и, несмотря на холод, приостановился, но не понимаю; только тогда, когда он закричал мне: «нос умирает, тойон!» — я догадался, хвать за нос, а он, пане, как копыто! Ну, однако, оттер его; слава Богу, только опух, как будто бы с неделю я понедельничал. Хе, хе, хе! — рассмеялся, наконец, рассказывавший, успокоенный благодетельным теплом жилища. Видишь, пан, — у нас над Ангарой также бывают морозы сильные, но ничего подобного там нет, и хуже всего этот проклятый хийус.

    Пан Кравчиковский был прав.

                                                                            * * *

    Громадная якутская земля в два месяца замерла в железных тисках суровевшей в свете зимы: наступившие неизмеримые [* Выражение не преувеличенное. Первые наблюдения лучшими инструментами, совершенные над t° зимы в Якутске, происходили в 1882 и 1883 гг. Сами наблюдатели были однако люди необразованные. Эти наблюдения отметили самую низшую t° 6-го января 1883 г. -52° R.] морозы смеялись над землей и светом, над человеком и солнцем. Холод, для обозначения которого в нашем языке недостает выражения, обдавал землю таким ледяным дыханием, таким прохватывающим морозом, что, казалось, всякая жизнь замерзла на этой несчастной земле. Якутская зима, когда она как следует развернется, уже не колеблется, как это нередко случается у нас, но с величественной важностью силы, не знающей преград, морозит и спокойно умерщвляет. Не противодействует ей ни солнце, показывающееся лишь на несколько часов над горизонтом, ни земля, промерзшая на сотни фут и даже летом не оттаивающая глубже двух футов. Постепенно и беспрестанно увеличивающиеся морозы теперь сгущают сильнее воздух, который, наконец, стоит недвижимым столбом над Приленскою областью, и кажется, что он гнетет и душит ее своей тяжестью. Сгустившуюся воздушную массу не сдвинут даже и сильные, обыкновенно всегда легкие воздушные течения ни с Ледовитого моря, ни с Тихого океана, ни с обширных континентальных пространств, лежащих на западе и юге. Недвижимая, грозная тяжесть отражает от своего тела, блещущего мириадами снежных игл, самые неистовые порывы морских и континентальных вихрей, побеждает их, охлаждает и включает в громадное вместилище холода, которого может хватить затем на годичное охлаждение Сибири.

    И минуют дни и ночи, минуют недели и месяцы, а мороз никогда не слабнет, никогда не уменьшается. Привыкнувший к переменчивой и снисходительной зиме запада, человек начинает томиться этой длинной нескончаемой борьбой с никогда не ослабевающим, всегда бодрым врагом. Постоянно напрягаемые силы мало-помалу исчерпываются. Человек видит, что предоставленной самому себе он не выдержит в неравном состязании.

    И солнца, и тепла, и дня, и света жаждет тогда тоскующая душа, как может только жаждать умирающий. Власть, богатство, полжизни отдал бы он, крови отлил бы за это солнце; но солнце далеко и всякий раз дальше, всякий раз оно скорей уходит на запад, а мороз все сильнее и сильнее...

                                                                            * * *

    Признаки больших морозов наступают только теперь. Морозы вытесняют из воздуха всякую влажность, которая в виде нежной снежной пыли образует густую снежную мглу, называемую здесь туманами. Восходит месяц в сопровождении большого серебряного перстня. Солнце, как будто бы на помощь в своей борьбе с могучим врагом, выводит за собой какие-то новые небесные светила [* Ложные солнца. Они, как и предыдущие явления, обыкновенное следствие морозов, но местные жители считают их всегда за причину таковых.], и «все это к морозу, к морозу еще более сильному», — повторяют обыватели. А когда вспыхнут огненные столбы северной зари, то млечные и сребристые, а по исчезновении как слабые фосфорические лучи, то кроваво-красные и страшные, как будто бы рукой невидимого Бога сброшенные с бездонной пропасти небес, — морозы тогда достигают высочайшей точки. Терпеливые якутские собаки, чуя ли инстинктом приближающиеся еще большие холода или пораженные великим явлением природы, воют тогда пронзительно. С последним сиянием огненных столбов, пропадающих в почерневшей небесной пропасти, умолкают однако и эти единственные, столь жалобные голоса, и ночь черная, тишина гробовая царят над обмершей землей.

    Но тишина эта явственная.

    Чувствительный к легчайшим сотрясениям воздух оглашается особенными звуками. Снег не хрустит и уже не скрипит, а звучит как-то пронзительно, металлически; выдыхаемый воздух с шипением выделяет из себя влагу, застывающую в микроскопические снежные кристаллы. Среди всеобщей тишины всякий раз сильней раздается ужасная музыка мороза. Прицыкнувшее к шуму живых существ ухо человека с изумлением прислушивается к пронзительным и резким звукам смерти и разрушения, победоносной и печальной песни ночи и холода.

    И хочет тогда человек, оторванный от жизни и движения, — жизни, движения и живого голоса, как только может жаждать заживо положенный в могилу, и вслушивается ухо в эту гробовую тишину и в немилосердные скрежетании мороза, вслушивается до галлюцинации, но ничего, кроме этой тишины, ничего, кроме этих скрежетаний, оно не слышит...

                                                                            * * *

    И животные, и человек мало-помалу приноравливаются к этому холоду: животные обрастают длинной и густой шерстью, человек в самом холоде ищет спасения и защиты. Якутки своих новорожденных детей обтирают снегом. Дома и юрты обкладывают сухим снегом, обмазывают мокрым, в окна вставляют большие плитки льду, и жизнь, хотя вытесненная из широких пространств, хотя замкнутая, как в тюрьмах, бьется еще упорно под сугробами снега, за ледяными окнами. Беда, однако, человеку, беда всякому божьему творенью, когда передвинется суровая, сильно охлажденная воздушная масса, чаще всего передвигающаяся к полудню. Животная теплота, тепло искусственно поддерживаемое лучеиспускают тогда с неслыханной скоростью чрез густейшую шерсть, чрез толстейшие бревна, обнесенные снегом и льдом.

    В самых теплых жильях холодно тогда. Как огнем жжет мороз высунувшееся из убежища тело. Закаленный якутский конь, отыскивающий для себя и зимой под снегом скудную пищу, бежит под опеку человека; собака уже не воет, а жалобно визжит, совсем загребая себя в сено. Человеческая мысль не работает тогда, но исключительно вертится около одного: тепла и огня.

    Гордый царь творенья стучит зубами и как цепной пес, постыдно убежавший со своего сторожевого пункта в будку, набитую сеном, жмется у огня, покрывается шкурой и звериной шерстью. Мысль, низвергнутая с абстрактных высот, все ниже и ниже спускается на земные низины и, пораженная, видит, что она ничто в сравнении с мощью природы, чувствует, что одно, два дуновения — и властелин могучего духа замерзнет, как замерзли на этой же земле свидетели давней жизни — громадные мамонты.

    И видит тогда человек, что он не господин природы, а ее невольник, — что он маленький и равный ничтожному существу.

    И стыд, и уничижение гнетут человека, и его нравственные страдания — велики.

    И дрожит он от холода, как дрожит осиновый лист, потрясенный сильным вихрем; и как окоченевший труп он — труп для света. Озирается на свое ничтожество и слышит внутренний голос, безжалостно повторяющий: «на землю, бедняк, на землю! Не на высотах идти тебе с богами, а вот здесь на земле, рядом с маленькими, рядом с наименьшими твое место!»

                                                                            * * *

    Всякое, даже столь легкое движение воздуха сильно охлажденного, что и ветром назвать нельзя, называется по-якутски хийус. Когда во время сильных морозов подует убийственный хийус, в городе и окрестностях всегда находят несколько замерзших трупов.

                                                                            * * *

    Разумеется, если бы пан Кравчиковский знал, что такое хийус, он сидел бы себе дома; пан Енджей однако приехал в Якутск недавно. Узнал я его за несколько дней пред этим и знал о нем только то, что он наперекор своей фамилии был сапожником [* Портной — krawiec.] и приехал в Сибирь 15 лет тому назад; но о том, что загнало его теперь в Якутск, подробностей я не знал. Сегодня он пришел ко мне в первый раз, а так как несносный хийус уже другой день держал меня в настоящей осаде, то каждому человеку я был невыразимо рад, а тем более земляку. Я поспешил отогреть своего гостя, насколько позволяли время и обстоятельства. Вскоре пузатый самовар свистел около печи на разные голоса, на столе рядом с неизбежной в Якутске бутылкой жирный «пупок» [* Соленые желудки больших и жирных рыб, добываемых в устье Лены; они составляют ежедневное кушанье в Якутске.], приправленный уксусом и перцем, напоминал давно невиденную селедку. Под влиянием тепла и хотя плохой, но доброй мерой отмериваемой водки пан Енджей скоро позабыл о пятнах, полученных им на морозе, и разговорился на славу. Сапожником он был давно; высокий и статный, он согнулся только от многолетней работы на треножном стуле; мускулистые руки его изборождены были широкими черными кругами, верным показанием добросовестного вытягиванья хорошо просмоленной дратвы; правильные и даже красивые черты лица, как следует, обросшего усами и тщательно выбритого, оживляла та очевидная работа мысли, которая так отличала у нас до сих пор членов знаменитого «kunszta» от других цехов. Эта печать человечества, уцелевшая при такой тяжелой работе, привлекала мена к моему гостю; и теперь вдвойне любопытно было услышать рассказ о подробностях его жизни до сей поры. Пан Енджей, как я упомянул, разговорился, и я с живейшим удовольствием вслушивался в подробные особенности его жизни. Каждый раз предо мной вставал яснее человек, хотя простой и необразованный, но дельный и энергичный; неприятно только трогала меня пробивавшаяся иногда в рассказе папа Енджея, как мне казалось, преувеличенная покорность взглядам, какое-то обожание всего, что хотя бы лишь на вид было «порядочно». Но впечатление это скоро исчезало под влиянием искреннего рассказа и только теперь возобновилось, даже возросло, когда я узнал, что пан Енджей в Якутск был выслан по суду с места своего первоначального пребывания, что теперь он принадлежит, как он сам выразился, к категории «гражданских» ссыльных [* «Гражданскими» зовут в Сибири тех ссыльных, которые не принадлежат к категории политических; собственно, они сами себя так называют, тогда как народ и администрация зовут их «уголовными».]. Сибирь приучает людей ко многому, приучает прежде всего и скоро к понижению той моральной мерки, которой в Европе мы измеряем среднего человека. Мера эта понижается здесь до минимума. Но я слишком недавно поселился в Якутске, принял пана Енджея как человека нравственно не упавшего и потому мысль, что может быть я принимаю убийцу или, попросту, злодея, признаюсь, не доставляла мне удовольствия. Но допытываться настойчиво, ускорить выяснение я не мог, чтобы не заронить в своем госте каких-либо подозрений. «Все такие ссыльные скупы па объяснения  узнать от подобного поселенца о настоящей причине кары — дело весьма трудное. Выпили мы ужо с полсамовара и пан Енджей довел меня лишь только до своего выхода из Александровского завода; пользуясь остановками, оба раза я забывал об его нежелании: «Ну, как же, наконец, приехал пан сюда?» И, разогретый воспоминаниями, сапожник отвечал мне всегда так решительно: «А это, пане, целая история и будет в конце!» — и подкреплял свои слова столь глубоким кивком головы и значительным открытием очей, добродушно смеясь при этом, что не оставалось уже ничего другого, как ожидать и внимательно слушать.

    Я ждал и слушал, всматриваясь в пана Енджея, который, согнувшись вдвое как будто бы на своем рабочем кругловатом стуле, жестикулируя живо привыкшими к движению руками, посвящал меня в условия своего ремесла над Ангарой.

    Длинный ли рассказ пана Енджея и физическое утомление, или также неожиданное признание рассказывавшего, достаточно этого, чтоб я слушал его теперь далеко равнодушнее; сальная свеча слабо освещала жилище и при тусклом ее свете ясные контуры сидевшего предо мной папа Енджея мало-помалу начинали стушевываться в моих глазах. Прошло еще несколько минут, и я не видел уже черт лица, симпатичных мне вначале, не наслаждался милыми уху звуками родной речи. Сидевший предо мной человек с непонятной скоростью превратился в какую-то деревянную марионетку, в какое-то бездушное существо. Не понимал я его уж теперь, не слышал совсем.

    На дворе было совершенно темно, мороз неутомимо совершал свое дело разрушения, но и услышанный мной звук от треснувшего в стене бревна не вывел меня из забытья, напротив, погрузил в него глубже.

    Но немилосердный враг напирал, разрывал и штурмовал последнее убежище человека. Как зверь, встревоженный в своем глубоком логовище, и приставил ухо к окну: привыкший слух сразу уловил пронзительные и резкие звуки. Не видел я уже пана Енджея: призрак суровой, холодной, не побежденной смерти стоял пред моими глазами.

    И мысли странные, навязчивые мысля начали проходить мне в голову: а что, если этот человек, который что-то там говорит себе, причинял насилие безоружному и угнетенному существу, подло вырвал у него то, что у него и без него насильно и безжалостно отнято; что, если он был не братом, а палачом одному из малых?

    И мысль назойливая, инстинктивная повторяла мне: был, был... И отвращение и глубокую ненависть почувствовал я к жестикулировавшему предо мной манекену и отодвинулся от него на самый конец дивана.

    Но мысль работала дальше: а что, если этот несчастный не знал, что делает, если он потерял братские чувства не только к живому вообще, но и человеку? Если этот человек, одетый в европейский сюртук, стоит ниже дикого якута, никогда не только не убивающего, но и не бьющего, не говоря — человека, но даже в своего коня?..

    Мысль инстинктивно подсказывала мне: погубил, погубил...

    И сильная боль стиснула мне сердце, и глаз заволокло слезой, и ближе я придвинулся к говорившему.

    Но что же это? — Я задрожал: что-то горячее коснулось моей холодной руки; я протираю лоб, стараюсь придти в себя, — то рука пана Енджея Кравчиковского касается моей; вижу его оживленное лицо, слышу ясно веселый смех, различаю, наконец, звучные слова:

    — Хе, хе, хе! — Спрошу пана, что мужчина без женщины? Хе, хе, хе! То, без обиды, как сапог без подошвы, который сверху как будто бы как следует, но лишь только ступишь на землю, то и грязь и всяческая нечистота липнет к тебе. Тот человек ни съест, ни оденется, ни выспится по-людски. Так тоже и я: у меня дом, кожевня, прислуга, но удобства и порядка никаких. Так и рассчитываю про себя: ежели Адам, пане, не мог обойтись без женщины, хотя и был в раю, так и я в Сибири без всякой божеской обиды могу взять женщину, хе, хе, хе! — Правда?

    — Справедливейшая.

    — Ну, и видишь, пане... Приглянулась мне там девушка, бойкая и лицом миленькая, потому без долгих церемоний...

    — Женился пан?

    — То есть, как бы это, видишь пан, не совсем, а так себе «сибирским браком». С родителями я договорился, девушка не противилась, ну, и чего же? Сам я, не хвалясь, ничего себе, хе, хе, хе! В доме — хлеб и с хлебом есть что, и дело покончил в две недели. И не очнулся, как год пролетел, как будто бичом хлопнул. Девица, несмотря на работу, — нужно и хлеба напечь на стольких людей, того и другого не мало, — при избытке расцвела, пане, как настоящая малина, а когда я ее одел как следует, то, ей Богу, стала просто картина! Но вот тут-то и беда! Сначала шло все хорошо и шло бы так же дальше, если бы несчастье не принесло этого Гольдмана-злодея. Хотя он и с немецкой фамилией, но был поляк; ну, разумеется, мы познакомились. Правда, я сразу заметил, что плохо от него, — ведь, без похвалы, у меня нюх к людям есть, о, да! И потому мы всегда были далеки, но, как видно, от того, что предназначено, трудно уйти, — не ушел и я от своего несчастья. А и злой был этот человек, непостоянный, хотя имел жену и детей; не поверишь, пан, если скажу, — бабник, каких нет на свете. Пусть ему только какая понравится, — он ни на что не посмотрит, не стеснится ни себя, ни людей; ничего не видит, не слышит, тьфу! Пропади же он!

    — Вот как пан Гольдманек увидел мою Дуню, как будто его кипятком обдало: и ходит уже, и заглядывает, и галстуки и банты вот какие подвязывает, и лоб у него так и блестит, усы всякий день нафабривает, воротнички так под уши подошли, и топорщится и ходит, как глупый индюк.

    — Плохо будет, думаю себе: Гольдманек летает, как будто «любчика» объелся. И приходит однажды ко мне, точно хочет наведаться, заказать штиблеты.

    — Некогда! — отвечаю.

    — Хорошо заплачу, нужно, ведь, — говорит он.

    — Слово дороже денег, — отвечаю, — что сказано, то сделано я за небольшие деньги; чужого не надо, и своего не дам, ступай! — И смотрю ему прямо в глаза, а он, как истый нахал, только рассмеялся и еще острит:

    — Правдиво, правдиво, что палкой того, кто не бережет своего.

    — О, как будто бы это язвительное слово обращено ко мне! И может прав он был: я, ведь, с Дуней ничего не говорил; что же тут говорить с бабой, когда она закусила удила?

    Но вижу, что в последние два дни Дуня моя начинает исчезать из дому; то за тем, то за другим, целыми вечерами пропадает.

    — Нужно было разойтись, — вмешался я.

    — Разойтись я не мог: ведь, и я разорил себя, да и уступить первому вертопраху не следовало. Впрочем, если бы так со мною только, то ничего бы еще, и пусть? Пало на тебя несчастье! — пронесется и перестанет! А то жил я порядочно, имел много знакомых: и купцы, и мещане, и даже чиновники бывали у меня; стали подсмеиваться надо мной и постоянно только: «шу! шу! хи, хи, хи! Кравчиковская и Кравчиковская». Одним словом, вижу, грязнит мою фамилию баба. Уважали меня везде, и вдруг какая-то ветреница портит мне мое доброе имя, и я никому ничего даже рассказать не могу. Ну, думаю себе, подождите, сделаю из тебя ангельскую отливку, задам тебе перцу! Как раз в субботу то было. Дела и в мастерской и в доме не мало, как всегда это бывает пред праздником; но Дуня моя, пане, — я говорил уже — всегда была живая, ловкая и проворная, как лань, а тут не то, ворчит. Как ни взгляну, так сердечная боль схватит меня: гибнет девица, совсем отбивается от дому. И не оглянулся я, как она — шусть! и уж нет ее. Ну, нет, так нет. Искать тебя не пойду; закусила ты удила, и я тоже.

    Никуда не иду, сижу дома и поджидаю; жду-жду, а ее нет как нет, — и от этого ожидания мне все эти насмешки лезут в голову; была уже полночь, а я все сижу, свечи не зажигаю. Первые петухи пропели... приходит она.

    — Откуда? — спрашиваю.

    А она — ничего.

    Я ближе к ней, а от нее — Иезус ты мой! — как от печи... глаза блестят как угли, дышет точно огнем на меня!..

    — От  Гольдмана! — закончил я, и затрясло меня как в лихорадке.

    А она — ничего. В глазах моих потемнело... Я стал бить... А она? Такое бабье упрямство, чтобы хоть словечко мне!

    В словах говорившего зазвучала удивительная нота жалости.

    — Чтобы хоть словечко мне, — повторил он тише.

    — Бил, бил и... убил.

                                                                            * * *

    Пан Енджей замолчал и погрузился в набивание своего носа большими щипками табака; не зажолкло только мое воображение, которое живо дополняло теперь то, что не досказал убийца; дополняло и освещало совершенное злодеяние столь ярким светом, что все подробности ужасной смерти «живой, проворной, робкой, совершенно как лан» девушки стали передо мной во всем своем поражающем ужасе. По какому праву этот человек, может быть, отживший, может быть, стоящий на краю собственной могилы, отнял жизнь у молодого существа, на которое не имел никакого права, которое, попросту, купил от ее оскотинившихся родителей? А я сжимал его руку, как братскую, руку, которая убила, видел в этом испорченном звере человека! И отвращение, и ненависть пробудились во мне к этому существу и — чувствую это теперь — готов был тогда убить несчастного, убить его нравственно и убил бы его; но в минуту, когда я задрожал в этой горячке, в которой дрожал, может быть, и пан Енджей, когда убивал, рука его покоилясь на моей и в мои глаза заглянули два глаза, чистых и ясных, как родниковая вода, невинных и спокойных, как очи дитяти.

    Я задрожал, но дрожал за себя: я, так страстно ненавидевший все, что враждебно жизни, всех, кто убивает, чуть сам не совершил преступления. Человек, смотревший мне в глаза, не мог быть и не был виновен в убийстве. Измученный, я закрыл лицо руками и, когда, через минуту, спросил дрожащим голосом пана Енджея «Скажи мне, пан, чистосердечно, хотел ты убить ее?» — он положил на грудь обе свои утомленные тяжелой работой руки, точно предназначенные навеки к позорному столбу, и торжественно сказал: «Накажи меня Бог той же самой смертью, если я думал об этом!»

                                                                            * * *

    Пан Кравчиковский ушел. Замыкая за ним дверь, я вышел на двор; хийус утих, земля молчала, скованная ледяными оковами. На морозном небе искрились тысячи звезд, холодных звезд, смотревших бездушно глазами богача на землю. Печальные и тяжелые мысли осаждали мою голову, а вопрос — кто же виновен, если невинен пан Енджей? — чаще всего вертелся среди этих мыслей.

    В. Сем.

    [С. 2-3.]

 




                                                                    ПАН АНДРЕЙ
                                                          Рассказ Адама Шиманского
                                                                                І
    А чтоб его, а чтоб его! – повторял с чувством, как бы подыскивая подходящего словца, высокий мужчина, входящий в мою переднюю. Фу! фу! — то дул он на пальцы, то потряхивал ими, то прикладывал руки ко рту. — А чтоб его двери прищемили! разразился он наконец, показывая мне в то же время и свое лицо, на красном фоне которого торчали, похоже на метелки, усыпанные снежным пушком, растрепавшееся, кое-где искрящееся ледяными сосульками усы. — Благословен Иисус Христос! — приветствовал меня пришедший уже в комнате, серьезно и церемонно, протягивая мне свою иззябшую руку. — Вот так поджаривает, вот так поджаривает! — продолжал он, очевидно охваченный одной мыслью, и обтирал лицо платком и осторожно дотрагивался то до мало-помалу оттаивающих ресниц, то до светящегося пурпуровыми оттенками носа. — Пятнадцать, лет я живу в Сибири, а о подобном морозе я не знал и не слыхал даже, так, что если бы мне не было стыдно, то я удрал бы домой с дороги. Я кутаюсь и так, и сяк — ничто не помогает; ну, думаю себе, пойду поскорее, но и десяти шагов не отошел, как якут, встретившейся со мной, что-то крикнул мне по своему. Я вытаращиваю глаза и хоть холодно — приостановился, но не понимаю; только как он взвизгнул: «нос помирает, тойон! (барин)», то я догадался; хватаюсь за нос, а нос, сударь ты мой, как копыто! Ну, растер, однако же, слава Богу, вспух только, точно я с неделю понедельничал. Хе, хе, хе! рассмеялся, наконец, рассказывающий, успокоенный благодетельным теплом квартиры, — потому, видишь ли, сударь, у нас, над Ангарой, также бывают морозы, правда, нередко важнеющие, но ничего подобного там нет, а хуже все этот хиюс проклятый.
    Пан Андрей Кравчиковский был прав.
                                                                              -----    
    Громадная область Якутская уже два месяца как замерла в железных объятиях суровейшей в мире зимы; морозы великие, неизмеримые, издевались над миром и светом, человеком и солнцем. Холод, для обозначения которого на нашем языке даже нет выражения, повеял на землю таким ледяным дыханьем, таким пронизывающим морозом, что казалось, что всякая жизнь замрет на этой несчастной земле. Якутская зима, когда она развернется как следует, не безумствует уже, как это бывает нередко у нас, но, с величавым могуществом силы, не знающей сопротивления, морозит и убивает спокойно. Ей уже не сопротивляется ни солнце, появляющееся едва на несколько часов на горизонте, ни земля, замерзшая на сотни футов и даже летом не оттаивающая никогда глубже, чем на два фута. Постепенно и безустанно возрастающее морозы все более сгущают воздух, который, наконец встает неподвижным столпом над областью, находящейся над Леной, по-видимому, гнетет ее и душит своей тяжестью. Сгущенную массу воздуха уже не колеблют, хотя бы и самые сильные, но все же, однако, более легкие воздушные течения, ни с Ледовитого моря, ни с Тихого океана, ни с громадных континентальных пространств, лежащих на западе и на юге. Неподвижная, грозная тяжесть отражает от своей, блестящей мириадами снежных игл, громады самые бешеные порывы морских и континентальных ветров, порабощает их, охлаждает и вносит их в великую сокровищницу холода, которой позднее должно хватить на то, чтобы охлаждать Сибирь в продолжение целого года.
    И проходят дни и ночи, проходят недели и месяцы, а мороз никогда не слабеет, никогда не уменьшается. Привыкший к изменчивой и снисходительной зиме запада человек начинает томиться этой постоянной, бесконечной борьбой с никогда не ослабевающим всегда бодрствующим врагом. Постоянно напряженные силы мало-помалу истощаются. Человек видит, что, предоставленный самому себе, он не выдержит в неравной борьбе.
    И солнца, и тепла, и дня, и света жаждет тогда истомившаяся душа, как только может жаждать умирающий... Не царство, не имущество, а половину жизни отдал бы, кровь пролил бы за это солнце, но солнце далеко и все дальше, все быстрее уплывает на запад, а мороз все крепчает.
                                                                             -----    
    Признаки великих морозов только что появляются. Морозы вбирают в себя всякую влажность из воздуха, которая в форме тонкой снежной пыли образует густую, снежную мглу, называемую тут туманом.
    Луна является окруженной большим серебряным кольцом. Солнце, как бы для помощи в стычке с могучим врагом, выводить с собою какие-то новые небесные светила и «все это к морозу, к еще большему морозу», повторяют жители. А когда еще «выстрелят» с ледяных полюсов, то молочные, серебристые и недолговечные, как слабые фосфорические лучи, то кроваво-красные и страшные, как бы выбрасываемые рукой невидимого Бога из бездонной пропасти небес, огненные столбы северного сияния — морозы доходят до Зенита. Выносливые якутские собаки, чуя ли инстинктивно приближение еще больших холодов, или испуганные великим явлением природы, воют тогда пронзительно. С последним отблеском огненных столбов, сваливающихся в почерневшую небесную пропасть, умолкают и эти единственные и такие унылые, живые голоса, И черная ночь, могильная тишина воцаряется над обмерзшей землей. Однако, эта тишина кажущаяся. Чуткий к самому легкому содроганью воздух постепенно переполняется своеобразными звуками. Снег уже не хрустите и не скрипит, а гудит как-то пронзительно, металлически; выдыхаемый воздух с шипеньем выделяет из себя влажность, застывающую в микроскопические снежные кристаллы. Среди всеобщей тишины все громче раздается музыка мороза. Привыкшее к благодатному говору и гулу живого мира, человеческое ухо с изумлением прислушивается к сухим и резким звукам смерти и разрушения, к победоносной и унылой песне ночи и холода. И жаждет тогда отрезанный от жизни и движения человк жизни и движения и голоса живого, как только может жаждать этого живьем зарытый в могилу, и вслушивается ухо в эту гробовую тишину и в беспощадный скрежет мороза, но ничего, кроме этой тишины, этого скрежета, не слышит...
                                                                             -----    
    И животные, и человек, однако, постепенно приучаются к большому холоду: животные обрастают длинной и густой шерстью, человек в самом холоде ищет спасения и защиты. Якутка обтирает свое новорожденное дитя снегом. Дома и юрты обсыпают сухим снегом, обмазывают мокрым, в окна вставляют большие льдины вместо стекол, и жизнь, хотя и вытесненная из больших пространств, хотя и замкнутая, как в тюрьме, еще бьется упрямо за снежными насыпями, за ледяными окнами. Однако, горе человеку, горе всякому созданию Божию, когда двинется грозная, ужасно охлажденная воздушная масса, чаще всего направляясь к югу. Животная теплота, теплота, искусственно поддерживаемая, тогда испаряется с неслыханной быстротой через самую густую шерсть, через самые толстые бревна, защищенные снегом и .льдом. Тогда в самых теплых квартирах становится холодно. Мороз поджаривает и печет, обжигая, как бы огнем высунувшееся из жилища тело. Закаленная якутская лошадь, отыскивающая себе и зимою под снегом жалкую пищу, прибегает к защите человека, собака уже не воет, а жалобно визжит, совсем зарываясь в сено. Мысль человеческая уже не работает свободно, но поглощена исключительно одним: теплом, огнем. Гордый властелин вселенной стучит зубами и, как цепная собака, позорно удирающая с своего поста в наполненную сеном будку, так и он ютится к огню, кутается в звериную шкуру и шерсть. Мысль, согнанная с высот отвлеченного мышления, спускается все ниже и ниже на плоскую землю и видит с ужасом, что она ничто в сравнении с могуществом природы, чувствует, что один, два порыва ветра и так называемый владелец могучего духа замерзнет там, где стоит, как замерзли на той же земле свидетели древней жизни, громадные мамонты. И видит тогда человек, что он не царь природы, а ее невольник. Что он жалок и равен другим созданиям. И стыд, и унижение угнетают человека, и его нравственные страдания велики. И дрожит он от холода, как осиновый лист, подбрасываемый сильным ветром, и как труп, уже застывший, и он труп для мира, но, может быть, внутри еще тлеет последняя, искра жизни и с ужасом оглядывается он на свое ничтожество, слышит великий внутренний голос, повторяющий беспощадно:
    — На землю, жалкое создание, на землю! Не на высоты тебе взбираться, чтобы состязаться с богами, тут на земле рядом с малыми, рядом с самыми ничтожными, твое место!..
                                                                            -----    
    Всякое даже такое легкое движение сильно охлажденного воздуха, что его нельзя назвать ветром, называется по-якутски хиюсом.
    Когда вовремя сильных морозов подует убийственный хиюс, то в городе и окрестности всегда попадается нисколько замерзших трупов.
    Разумеется, если бы пан Андрей знал, что такое хиюс, то он сидел бы за печкой; но пан Андрей приехал в Якутск недавно. Я познакомился с ним только несколько дней тому назад и знал о нем только, что, несмотря на свою фамилию, он сапожник и в Сибирь попал пятнадцать лет тому назад, но о том, что его загнало теперь в Якутск, я ничего достоверного не знал. Сегодня он пришел ко мне в первый раз, а так как несносный хиюс уже второй день держал меня в настоящей осаде, то я бы невыразимо обрадовался каждому человеку, не говоря уже земляку. Я захлопотался, чтобы обогреть своего гостя, как позволяли время и обстоятельства. Через минуту маленький пузатый самовар пищал под печкой различными голосами, на столе, рядом с неизбежной в Якутске бутылкой, толстый пупок (собственно брюшко рыбы. Соленые брюшки толстых и больших рыб, которые ловятся у устья Лены, принадлежат к числу обыденных блюд в Якутске) с уксусом и перцем напоминал давно невиданную селедку. Под влиянем тепла и хоть мерзкой, но в изобилии подливаемой водки, пан Андрей быстро забыл об ударах, нанесенных ему морозом на улице, и разболтался, что называется, здорово.
    Сапожником он был давно; высокий и стройный, он сгорбился только от долголетней работы на трехногом табурете, мускулистые руки его были испещрены широкими черными шрамами, явным доказательством добросовестного вытягивания хорошо смазанной варом дратвы; правильные и даже красивые черты усатого и с старательно выбритым подбородком лица оживляла та очевидная работа мысли, которая до сих пор так выделяла у нас членов славного ремесла среди других цехов.
    Этот отпечаток человечности, неизглаженный тяжким трудом, привлекала меня к моему гостю, и теперь я вдвойне интересовался подробным рассказом об его прошлом житье-бытье. Пан Андрей, как я уже упомянул, разговорился, и я с истинным удовольствием вслушивался в мельчайшие подробности его жизни. Все яснее вырисовывался предо мной человек, хоть и простой, и необразованный, но трудолюбивый, сильный и энергичный.
    Я услышал, что пан Андрей был сослан в Якутск из своего первоначального место пребывания по судебному приговору, что в настоящее время он уже принадлежит как он сам выразился, к категории гражданских, т. е. не политических, а уголовных ссыльных.
    Сибирь приучает людей ко многому, прежде всего быстро приучает людей к пониженью того нравственного критерия, которым мы в Европе измеряем среднего человека. Критерий этот тут понижается до минимума. Я, однако, жил в Якутске слишком недавно, принял пана Андрея как человека не падшего нравственно и поэтому мысль, что я, быть может, принимаю убийцу или попросту вора, признаюсь, не доставляла мне удовольствия.
    Однако, допытываться назойливо, ускорять признанье я не мог, чтобы не возбудить в своем госте каких-нибудь подозрений. Все такие ссыльные скупы на всякие выяснения и узнать от подобного ссыльного о настоящей причине наказанья довольно трудно.
    Мы уже выпили пол самовара, а п. Андрей только довел меня до своего выхода из Александровского завода; пользуясь передышками, я раза-два спрашивал его невзначай:
    — Ну и как же, наконец, вы попали сюда сударь.
    Но увлекшийся напоминаниями сапожник отвечал мне всегда так решительно:
    — А это, сударь, целая история и будет в конце! - и подтверждал свои слова таким глубоким кивком головы и многозначительным вытаращиваньем глаз, улыбаясь при этом добродушно, что больше было нечего делать, как ждать и слушать терпеливо.
    Ну, я и слушал, вглядываясь в пана Андрея, который, согнувшись в три погибели, как бы на своем круглом табурете, живо размахивался, привыкшими к движенью руками, посвящал меня в тайны своего ремесла над Ангарой.
    Длинный ли рассказ пана Андрея и физическая усталость, или же неожиданное признанье рассказывающего повлияли на меня, но я слушал его теперь гораздо равнодушнее; сальная свеча слабо освещала квартиру и при тусклом ее свете ясные очертанья сидящего напротив меня пана Андрея стали медленно стушевываться у меня в глазах. Прошло еще несколько минут и я уже не видел черт лица так симпатичных мне сначала, не упивался, приятными для слуха звуками родимой речи.
    Человек, сидящий передо мной, с непонятной быстротой превращался в какую-то деревянную марионетку, какое-то бездушное существо. Я не понимал уже его теперь, не слышал наконец вовсе.
    На улице было совершенно темно, мороз устойчиво продолжал свое дело разрушенья, но в услышанный мною треск лопающегося в стене дома бревна не вызвал меня из забытья, наоборот еще глубже погрузил в него. То неумолимый враг наступает, разбивает и осаждает последнее убежище человека, как зверь, встревоженный в самом сокровенном своем логовище, я подставил ухо к окну: навострившийся слух сразу уловил сухие и резкие звуки. Я уже не видел пана Андрея: призрак смерти суровой, холодной, непобедимой явился у меня перед глазами. И мысли странные, мысли назойливые начали приходить мне в голову: «А что если этот человек, бормочущий там что то про себя насиловал какое-нибудь беззащитное и угнетенное создание, подло вырвал у него то, что и без него будет отнято насильно и беспощадно, что если был он не братом, но палачом по отношению к одному из малых сих?» И мысль назойливая, инстинктивная, повторяла мне: был, был... и отвращение и ненависть глубокую чувствовал я к жестикулирующему передо мною манекену и отодвигался от него на самый край дивана. Но мысль продолжала работать: «А если этот несчастный не ведал, что творит, если он загубил в себе чувство братства, не только ко всему живому миру вообще, но даже и к человеку? Если, несмотря на свой сюртук, этот порядочный человек стоит ниже якута дикого, никогда не только неубывающего, но и не бьющего не только человека, но даже и свою скотину, и свою лошадь»... И мысль инстинктивно подсказывала мне: «Загубил, загубил»... И великая скорбь сжимала мне сердце и глаза наполнялись слезами и я ближе придвигался к говорящему.
    Но что же это? Я вздрогнул, что-то горячее коснулось моей холодной руки; я потираю лоб, стараюсь придти в себя – это рука пана Андрея касается моей, я вижу его оживленное лицо, ясно слышу веселый смех, различаю, наконец, звучны слова:
    — Хе, хе, хе! Потому, скажите на милость, сударь, что такое мужчина без женщины? Хе, хе, хе! Это, не в обиду будь сказано, как сапог без подошвы, что сверху поглядеть, так ничего себе, а как вступишь на землю, так и грязь, и различная мерзость так и липнет к тебе. Человек ни поест, ни оденется, ни выспится по человечески. То же приключилось и со мной: есть у меня дом, кожевня, есть несколько человек мастеровых, а удобства и порядка никакого. Ну, размышляю про себя, если Адам, сударь ты мой, не мог обойтись без жонки, хоть в раю был, так и я в Сибири, не взяв греха на душу, могу обзавестись жонкой. Хе, хе, хе! Не прав ли я был?
    — Совершенно.
    — А ну, видишь, сударь... А так как мне приглянулась там девушка, сударь, и на работу бойка и с лица гладка, то без длинных фокусов...
    — Вы женились, сударь?
    — То есть почти что, потому что, видишь, сударь, не совсем, а так себе «сибирским браком». (Собственно то, что у нас называется сожительством на веру. Подобные браки очень распространены в восточной Сибири). С родителями я условился, девушка не противилась, потому и зачем же? Сам я, не хвалясь, ничего себе, хе?, хе, хе! Дома у меня хлеба вдоволь, дело я уладил недели в две. Не умел я оглянуться, как у меня год пролетел, точно бичем хлестнул. Девушка-то, хоть и работы было не мало, потому что одного хлеба испечь на стольких людей, так и того достаточно; но в довольстве расцвела, сударь мой, что настоящая малина, когда же я ее еще приодел, как следует, то ей-ей точно картина какая! Но тут-то и загвоздка! Сначала все шло хорошо и шло бы также и дальше, если бы черт не принес этого негодяя Гольдмана. Хоть фамилия у него немецкая, но он был поляк; значит мы, разумеется, были знакомы. Правда, что я сразу увидел, что он негодяй, потому что, скажу без хвастовства, у меня нюх на людей, о, какой нюх! Значить, мы всегда были в далеких отношениях, но так как видно от судьбы своей убежать трудно, то и я не мог убежать от своего злодея. А скверный это был человек, не степенный, хоть имел жену и детей, потому поверишь, сударь, если я скажу, бабник, каких на свете нет. Как только ему какая бабенка приглянется, ни на что не посмотрит, ни себя не уважит, ни людей; ничего не видит, не слышит; тьфу! сгинь, пропади! правду говоря, что твой тетерев под весну. Вот, как у меня, мой Гольдманек увидел Дуню, точно его варом обдало и уж ходить и заглядывает, а галстухи, а банты — вон какие завязывает, а чуб у него просто сияет, усы каждый день фабрит, воротнички под самые уши поднимает! И увивается, в шмыгает, как глупый индюк! Ну, плохо дело, думаю про себя, потому что Гольдманек шныряет, точно он любчика объелся. Вот приходит он однажды ко мне, как бы для того, чтобы сапожки лакированные заказать.
    — Нет времени — говорю.
    — Хорошо заплачу, потому что нужны, говорить, а дела у него шли недурно, у негодяя.
    — Слово дороже денег, — говорю, — что сказано, то сделается и за дешевую, цену, чужого не надо, а и своего не дам, берегись! И гляжу ему прямо в глаза, а он такой нахал, что только рассмеялся и еще отрезал:
    — Конечно, конечно, потому дубиной того, кто не стережет своего. Точно это он на меня намекнул, а может, и прав был, потому что я с Дуней ничего не говорил; что тут с бабой разговаривать, когда она задурить.
    Но вижу дня через два начинает у меня моя Дуня исчезать из дому, то за тем, то за другим, по целым вечерам пропадает.
    — Надо было расстаться, вставил я.
    — Расстаться я не мог, потому что я и поистратился, да и уступать первому встречному вертопраху не годилось. Впрочем, если бы я тут один был замешан, так еще бы ничего, потому и какая же беда? Но, так как я жил порядочно, знакомых у меня было много: и купцы, и мещане, и даже чиновники бывали у меня, то они начали надо мной издеваться и постоянно только: шу, шу, шу! хи, хи, хи! Кравчиковская и Кравчиковская. Одним словом, вижу, марает баба мою фамилию.
    Везде меня уважали, вдруг какая то ветренница начинает пачкать мое доброе имя, и я не могу даже никому ничего сказать. А дождешься же ты, думаю себе, подожди, задам тебе перцу, отличную трепку задам. Аккурат в субботу это было. Работы и в мастерской и дома, как это обыкновенно перед праздникам, не оберешься, но Дуня моя, сударь, точно веретено на мельнице, потому что я говорил, всегда была бойка, легка и увертлива, как лань, а тут не только что спорится, а кипит все у нее в руках, что и говорить, впрочем, глядеть любо было; а что ни взгляну, сердечное горе меня разбирает: погибнет девка, совсем от дому отобьется. Только я не оглянулся, а она: шмыг! и уже ее нет. А ну нет, так нет. Искать тебя, не пойду, а если ты задурила, задурю и я.
    Никуда не иду, сижу дома и жду, пожду, а ее нет, как нет, а от этого ожиданья все эти издевательства мне в голову приходят; было уже за полночь, а я все сижу, свечи не зажигаю. Первые петухи запели... приходить.
    — Откуда? спрашиваю. А она ничего.
    Я к ней ближе, а от нее — Иисусе ты мой — как от печки этой... глаза сверкают кам уголья; огнем на меня пышет!
    — От Гольдмана! крикнул я и меня затрясло, как в лихорадке.
    А она ничего. В глазах у меня потемнело... Я стал её бить... а она? Таково бабье упрямство, хоть бы словечко мне!..
    В словах говорящего зазвучала странная нота сожаления.
    — Хоть бы словечко мне... повторил он тише.
    — Бил, бил и... убил.
                                                                             -----    
    Пан Андрей умолк и стал нагружать свой нос огромными щепотками табаку, не умолкло только мое воображение, уже сегодня несколько раз раздраженное, и теперь живо досказало мне то, о чем не говорил убийца, досказало и осветило совершенное преступленье таким ярким светом, что все подробности страшной смерти «легкой и увертливой», и, вероятно, и пугливой, как лани, девушки, предстали передо мной во всем их цепенящем ужасе.
    По какому праву этот человек, может быть, отживший, может быть, стояний на краю собственной могилы, отнимал жизнь у юного создания, на которое он не имел никакого права, которое попросту купил у ее огрубевших до скотского состояния родителей? Я пожимал, как руку брата, ту руку, которая убивала, видел человека в этом оподлившемся звере! И отвращенье, и ненависть пробудились во мне к этому человеку, и я чувствую это теперь, я готов был тогда убить несчастного, убить его нравственно и убил бы его; но в ту минуту, когда я стал дрожать той лихорадкой, которой дрожал, может быть, и пан Андрей, когда начал убивать, рука его легла на мою и в глаза мои заглянули два глаза ясных и чистых, как колодезная вода, невинных и спокойных, как глаза ребенка.
    Я задрожал, но теперь я задрожал над собою: я, так ненавидящий в настоящее время все, что враждебно жизни, всех, кто убивает, чуть было сам не совершил преступление. Человек, смотрящий мне в глаза, не мог быть и не был виновным в убийстве.
    Измученный, я закрыл лицо руками и когда через минуту я спросил пана Андрея дрожащим голосом:
    — Пан Андрей, ты уже столько рассказал мне, скажи же откровенно, хотел ли ты ее убить? Он, сложив на груди свой рабочие, как бы навеки заклейменные следами тяжкой работы руки, проговорил торжественно:
    — Покарай меня Боже такой же самой смертью, если я помышлял об этом.
    Пан Андрей пошел. Закрывая за ним двери, я выглянул на двор; хиюс утих, земля молчала, скованная ледяными цепями. На морозном небе искрились тысячи светил, называемых глазами богача, глядящих бездушно на человеческое горе. Мысли печальные и тяжкия сверлили мне голову и вопрос: «кто же виноват, если не виноват пан Андрей» чаще всего мелькал среди этих мыслей.

    [ С. 11, 14-15. (127, 130-131).]

 



 

                                                                  ВИНОВЕН ЛИ?

                                                 Сибирский эскиз Адама Шиманского

                                                   Перевод с польского для «Сиб. Ж.»

     «Чтоб его!.. чтоб его!..» повторял высокий мужчина, входя в мою переднюю и в волнении подыскивая сильное выражение. «Пху, пху», пыхтел он, то дуя в руки, то потирая их, то прижимая их к ушам. «Чтоб его двери раздавили!» вырвалось у него наконец, и я увидел его красное лицо с растрепанными обледеневшими усами, торчавшими точно снегом покрытая метла. «Хвала Иисусу Христу»! приветствовал меня мой гость, уже войдя в комнату и торжественно протягивая мне руку. «Ну и печет! ну и печет!» повторял он, очевидно всецело поглощенный этою мыслью, и он стал вытирать себе лицо, осторожно прижимая платок то к медленно оттаивавшим бровям, то к носу, сиявшему в пурпуровом блеске. «Пятнадцатый год живу в Сибири, но о таких морозах не знал и даже не слыхал. Если бы не было стыдно я вернулся бы с пол дороги. Закутываюсь, как только могу, ничего не помогает; ну думаю пойду скорее, но не успел я сделать и десяти шагов, как мимо меня проходит якут и, обращаясь ко мне кричит что-то на своем языке; я вытаращил глаза, остановился, не смотря на холод, но не понимаю, чего он хочет, и лишь когда он заорал по-русски: „твой нос пропадет!” — я понял его; хватаюсь за нос, а нос твердый, как подкова. Ну, слава Богу! я стал его тереть так, что он распух, точно после недельного пьянства». Ха, ха, ха! — рассмеялся он, наконец, успокоенный благотворной комнатной теплотой, «видите ли, у нас на Ангаре тоже часто бывают сильные морозы, но подобный холод там неслыханное дело; а хуже всего — проклятый «хиюс». Пан Андрей Крашековский был прав.

                                                                             * * *

    Обширная якутская земля уже два месяца замирала в леденящих объятиях жестокой зимы. Страшные неимоверные морозы пренебрегали землей и светом, людьми и солнцем. Холод, для которого нет названия, распространял по земле ледяное дыхание и пронизывающую стужу, от которых, казалось бы, должна замереть вся жизнь на земле. Если якутская зима развивается правильно, то она не бушует, как у нас иногда, а душит и умерщвляет с величественным спокойствием могучей силы, не признающей сопротивления. Ничто не в силах преодолеть подобную зиму: ни солнце, показывающееся над горизонтом лишь на несколько часов, ни земля, замерзшая на сто футов в глубину и оттаивающая летом лишь на два фута. Постепенно усиливающиеся морозы все более сгущают воздух, пока он, наконец, застывает подобно неподвижной башне, над берегами Лены, словно подавляя землю своею тяжестью. И ни одно атмосферное течение не в силах привести в движение эту сгущенную массу воздуха: ни сильнейшие ветры с Ледовитого моря, ни ветры, дующие с Тихого океана или с западного или южного материка. Эта неподвижная чудовищная масса, наполненная мириадами сверкающих ледяных игол, не поддается самым ожесточенным нападениям морских и континентальных ветров, а, напротив, порабощает, поглощает и охлаждает их, и таким образом лишь увеличивает резервуар холода, который служит затем в продолжении целого года источником для охлаждения Сибири. И проходят дни и ночи, недели и месяцы, а мороз не унимается и не ослабевает ни на йоту. Человек, привыкший, к непостоянным мягким зимам запада, утомляется в этой вечной борьбе с врагом, сила и бдительность которого не ослабевают ни на мгновение. Постоянно напряженные силы его медленно истощаются. Он понимает, что, предоставленный самому себе, будет побежден в зтой неравной борьбе.

    И тогда душа его начинает тосковать по теплу и свету, как только может тосковать смертный. Не только могуществом и богатством пожертвовал бы он, нет, полжизни отдал бы, отдал бы последнее за несколько согревающих солнечных лучей; но далекое солнце все быстрее и быстрее скрывается на западе, а стужа лишь только усиливается...

    Сперва являются предвестники сильных морозов. Они выжимают из воздуха всю влагу, образующую в виде мелкой снежной пыли густые туманы, которые здесь называются паром. Луна всплывает, окруженная большим серебристым кругом. В сопровождении солнца, как бы на помощь ему в непосильной борьбе с ужасным врагом, появляются своеобразные небесные светила [* Так называемые «ложные солнца».]; «все это указывает на все более усиливающиеся морозы» — говорит население.

    И когда из-за полярных ледяных гор вспыхивает северное сияние, то в виде мелких молочно-белых или серебристых слабых фосфорических лучей, то в виде багровых ужасных огненных столбов, точно выброшенных из преисподней рукой невидимого бога — тогда морозы достигают крайних пределов. Испуганные величием этого явления природы якутские собаки, столь терпеливые в обыденное время теперь, предчувствуя приближение беспощадной стужи, подымают отчаянный вой. Когда же на горизонте угаснет последнее мерцание огненных столбов, снова погрузившихся в чернеющую бездну небесного пространства, тогда умолкают и эти единственные унылые голоса живых существ, и непроглядная тьма и гробовое молчание окутывают мертвую землю. Но тишина эта лишь кажущаяся.

    Воздух, резко и звонко отражающий малейшее движение, оглашается странными звуками. Снег не скрипит и не трещит, а издает резкий металлический звук. Выдыхаемый воздух, с шипением выделяя влагу, тотчас превращается в микроскопические снежные кристаллы. И среди глубокой тишины раздается все громче и громче ужасная музыка, порождаемая морозом. И тот, кто привык к радостной жизни живой природы, с содроганием внимает этим сухим и резким звукам, сулящим смерть и уничтожение, этой победоносной страшной песне ночи и стужи.

    И человек, оторванный от жизни и движения, жаждет этой жизни, этого движения и живого голоса, как может жаждать только тот, кто заживо сошел в могилу. Он прислушивается к этой могильной тишине, к беспощадному скрипу мороза — но кроме этого молчания и скрипа до его слуха не доносится ни один звук...

    Но мало-помалу и человек и животное привыкает к этой страшной стуже: у животных отрастает длинная, густая шерсть, а человек ищет защиты в самом холоде. Якутская женщина вытирает снегом своего новорожденного ребенка. Дома и юрты засыпают сухим и смазывают мокрым снегом; в оконные отверстия вставляют большие ледяные плиты. И жизнь, вытесненная из обширных равнин, все же упорно пульсирует, заточенная в снежных пещерах, за ледяными окнами.

    Но горе человеку, горе живому существу, когда застывшая масса воздуха тронется с места, чтобы, как это бывает в большинстве случаев, двинуться к югу. Искусственно поддерживаемая животная теплота улетучивается с неимоверной быстротой сквозь плотнейшую шубу, — толстейшие деревянные загородки, покрытые, точно панцирем, снегом и льдом.

    Тогда остывают и самые теплые жилища. Мороз жжет, печет и точно огнем обдает обнаженное тело. Закаленная якутская лошадь, отыскивающая даже зимою под снегом свой скудный корм, ищет защиты у человека; собака уже не воет, и только жалобно визжит, глубоко закапываясь в сено. Человеческая мысль не способна к свободной деятельности, а вертится около одной только точки, около тепла и огня.

    Гордый властелин мира стучит зубами и, подобно цепной собаке, постыдно бежавшей со своего поста в выложенную сеном конуру, он жмется у огня, дающего тепло и кутается в шубы и звериные шкуры. И мысль его, спускаясь с высот отвлеченности все ниже и ниже до самой земли, с ужасом замечает, что он ничто в сравнении с силою природы, чувствует, что одного дуновения воздуха достаточно, чтобы его, столь могучего властителя духа, заморозить на месте, подобно тому, как замерзли свидетели древнейшей жизни этой полосы — гигантские мамонты.

    Тогда человек убеждается, что он не господин, а раб природы, что он ничтожен, подобно другим тварям. Стыд и малодушие овладевают им, и нравственное страдание его велико.

    Он дрожит от холода, как осиновый лист, колеблемый ветром; и подобно тому, как труп, который умер и окоченел для окружающего мира, но в котором быть может еще не угасла последняя искра жизни, с содроганием сознает свое собственное ничтожество, — так слышит он внутренний громкий голос, безжалостно повторяющий:

    — Пади на землю, жалкая тварь! Не на высотах состязаться тебе с бессмертными, твое место здесь на земле, среди самых мелких людей, среди людишек!

    Малейшее движение остывшего воздуха, которое нельзя даже назвать ветром, называется по-якутски «хиюсом». И когда во время жестоких морозов пробуждается убийственный «хиюс», то в городе и его окрестностях всегда находят по несколько трупов замерзших людей.

    Если бы пан Андрей знал, что такое «хиюс», он остался бы дома; но он еще только недавно прибыл в Якутск. Мне пришлось познакомиться с ним несколько дней тому назад, и я знал о нем только то, что он сапожник и приехал в Сибирь пятнадцать лет тому назад. Но я не имел ни малейшего представления о том, что привело его именно в Якутск. Сегодня он посетил меня в первый раз; находясь, благодаря хиюсу уже два дня положительно в осадном положении, я обрадовался бы всякому человеческому существу; тем с большей радостью приветствовал я своего земляка И поэтому я принял все меры, чтобы, насколько позволяли время и обстоятельства, устроить своего гостя уютно и тепло.

    Несколько минут спустя, уже кипел за печкой маленький толстобокий самовар, издавая певучие звуки; а на столе стоял, рядом с неизбежной в Сибири бутылкой водки, жирный рыбный желудок, приправленный перцем и уксусом и напоминавший давно невиденную селедку Под влиянием тепла и «жизненного эликсира», хотя плохого, но выпитого в достаточном количестве, пан Андрей забыл о том, как он страдал на дворе, и стал очень общителен и разговорчив.

    Он давно уже занимался сапожным мастерством; высокого роста и прекрасного телосложения, он слегка только согнулся от многолетней работы на треножном стуле; его мускулистые руки были покрыты широкими черными полосами, служившими явным доказательством добросовестного выдергивания просмоленных ниток. Правильные и даже красивые черты выбритого лица, украшенного одними только усами, носили отпечаток той работы мысли, которая обличает сапожного мастера от других ремесленников.

    Этот отпечаток лучшего человека, не сгладившийся от тяжелой работы, привлекал меня в моем госте, и с удвоенным любопытством ожидал я услышать подробности об его образе жизни. Пан Андрей открыл шлюзы своего красноречия, и я с полным вниманием прислушивался к малейшим деталям его рассказа. Все яснее очерчивался перед мною этот хотя простой и необразованный, но трудолюбивый, сильный и энергичный человек; неприятное впечатление производило на меня только то, что он в своей автобиографии неоднократно обнаруживал излишнее почтение к наружному виду, по всему тому, что с внешней стороны казалось «порядочным». И хотя впечатление это быстро исчезло под влиянием откровенной речи, оно тем не менее снова пробудилось и даже усилилось, когда я узнал, что пан Андрей был судебным порядком выслан из своего прежнего места жительства в Якутск и причислялся уже к «неполитическим» ссыльным. В Сибири привыкаешь ко многому и прежде всего быстро сокращаешь масштаб, которым в Европе измеряется нравственная ценность личности. Эта шкала спускается здесь до минимума. Я же был в Якутске еще не долго и считал пана Андрея за человека нравственно чистого; поэтому мысль, что я, быть может, принимаю у себя убийцу или вора, причиняла мне неприятное ощущение. Но боясь вызвать подозрение в моем госте, я не мог быть навязчивым, чтобы ускорить его исповедь. Все ссыльные такого рода не склонны к откровенности, и с трудом только удается выпытать истинную причину их наказания.

    Было уже выпито полсамовара, а мы добрались только до освобождения пана Андрея из тюрьмы для приговоренных к каторжным работам. Когда рассказчик останавливался, я несколько раз предлагал ему вопрос: — Ну, и что же было дальше, каким образом вы попали? Но возбужденный своими воспоминаниями сапожник тотчас обрывал меня: — Но, господин, ведь это длинная история, я берегу ее для конца, — и он, добродушно улыбаясь, сопровождал эти слова таким энергичным киванием головы и многозначительным подмигиванием, что мне ничего не оставалось, как терпеливо ждать конца.

                                                             (Окончание будет)

    [С. 2.]



 

 

                                                                      ВИНОВЕН ЛИ?

                                                 Сибирский эскиз Адама Шиманского

                                            Перевод с польского для «Сибирской Жизни»

                                                                 Окончание, см. № 73

    Я сидел и слушал, не спуская глаз с моего соседа, который, сильно согнувшись, точно на своем треножном стуле, и живо жестикулируя привыкшими к постоянному движению руками, посвящал меня в тайны своей жизни на Ангаре.

    Под влиянием ли продолжительного рассказа и физического утомления или же вышеупомянутого неожиданного признания, я стал слушать с большим равнодушием. Дневной свет лишь скудно освещал комнату, и при этом слабом освещении очертания моего vіs â vіs стали расплываться. Несколько минут спустя, я уже не мог различить черты лица, казавшихся мне раньше столь привлекательными, и слух мой уже не улавливал с прежней горячностью сладкие звуки родной речи. С невероятной быстротой превратился рассказчик, сидевший перед моими глазами, в марионетку, в деревянную бездушную куклу. Я перестал понимать его, а, в конце концов, и слушать. На дворе окончательно стемнело, а мороз неустанно продолжал свою разрушительную работу; но даже оглушительный звук треснувшего в стене бревна не вырвал меня из раздумья, и я еще глубже погрузился в свои мысли.

    Рассвирепевший враг на дворе сотрясал и разрушал последнее убежище человека. Как дичь, встрепенувшаяся в глубине своего логовища, я стал прислушиваться, и меня поразило несколько сухих, резких звуков.

    Пана Андрея я уже не видел: призрак смерти, жестокой, холодной, безжалостной смерти стоял перед моими глазами.

    И странные тревожные мысли теснились в моей голове: что, если этот без умолку говорящий человек произвел насилие над беззащитным преследуемым существом, похитив у него жизнь, которая и без того была бы отнята у него? Что, если он, вместо того, чтобы быть братом, был убийцей одного из страждущих и несчастных?

     И инстинктивное предчувствие нашептывало мне: «Да, это было так!»... И почувствовав глубокое отвращение и ненависть к жестикулировавшему передо мною манекену, я далеко отодвинулся от него на другой конец дивана...

    Но мысль моя развивалась дальше: а что, если этот злосчастный не сознавал того, что делал? Если в нем давно уже угасло всякое человечное чувство? Если этот прилично одетый «порядочный» человек стоить гораздо ниже якута, не только никогда не совершающего убийств, но даже никогда не бьющего своей лошади, скотины?

    И снова инстинктивное чувство говорило мне: «Да», и острая боль сжала мое сердце, слезы навернулись на глаза, и я подвинулся несколько ближе к говорившему.

    Я содрогнулся: что-то горячее прикоснулось к моей холодной руке. Я провел рукой по лбу, делая усилие прийти в себя, — это был пан Андрей, прикоснувшийся к моей руке; снова увидел я его оживленное лицо, снова услышал его веселый смех, а затем мог различить следующие слова:

    «Ха-ха-ха! — Ведь вы понимаете, что такое мужчина без жены? Точно сапог без подошвы: сверху выглядит ничего, а как только ступишь ногой, тотчас пристанет к тебе всякая грязь. Не поешь, как следует, не оденешься, не выспишься. Так было и со мной: были у меня и дом, и кожевня, и слуги, а между тем я не пользовался никакими удобствами. Вот я и решил: если Адам в раю не мог обойтись без подруги жизни, то я и подавно имею право взять себе жену в Сибири, полагая, что Бог ничего не будет иметь против. Что вы на это скажете? разве я не был прав?»

    «Вполне».

    — Вот видите ли... И так как я высмотрел себе девушку, не дурную собой и здоровую, то я не делал больших церемоний и...

    — Женились?

    — Да, т. е. не так, как следует, а лишь по сибирскому обычаю [* Без священника.]. С родителями я сторговался, девушка тоже не была против, да и почему бы? Без хвастовства говоря, я сам нравился ей, ха-ха-ха!.. В доме дело покончили. Девушка расцвела при новых лучших условиях жизни, хотя ей приходилось много работать: ведь одно печение хлеба на столько душ — дело не пустяшное. А когда я ее приодел, она выглядела, ей Богу, как картинка. Но это-то и было несчастье! Сперва все шло хорошо, да и дальше пошло бы прекрасно, если бы черт не принес сюда этого Г. Так как он был моим земляком, то мы и познакомились. Я, положим, тотчас заметил, что это за птица была. Не хвастая, скажу вам, что с первого взгляда могу определить человека, уверяю вас! Поэтому я держал себя подальше. Но, очевидно, трудно избежать того, что нам определено. Так и мне не было суждено уйти от рока. Г. был другой, ненадежный человек; не смотря на то, что он имел жену и детей, он бегал за каждой юбкой. Как только ему приглядится женщина, он уже ни о ком и ни о чем не думает, ничего не видит и не слышит. Не успел этот негодяй увидеть Дуню — так ввали мою женушку — он тотчас воспламенился: постоянно заходит, присматривается, наряжается в самые яркие галстухи, помадить волосы, закручивает усы. А воротнички носил он, доходившие до ушей, и кокетничал ими, втягивая шею, как индюк. Ну, это не к добру, думаю, я, видя, как мой Г. бегает, точно опьяненный любовным напитком. Однажды он приходит ко мне, чтобы заказать себе лаковые ботинки; это служило, конечно, лишь предлогом.

    — Времени нет! отвечаю я.

    — Дорого заплачу, потому что очень нужны. — Негодяй мог позволить себе это.

    Мое слово для меня дороже денег, говорю я. Если можно, то делаю и за дешевую цену. Чужого мне не надо, а своего не отдам. Советую остерегаться! И при этих словах я смотрю ему прямо в глаза. Нахал, однако, выдерживает мой взгляд и, разразившись громким смехом, отвечает.

    — Конечно, конечно; кто своего не бережет, заслуживает побоев. — Этим он хотел уколоть меня и был, может быть, прав: с Дуней я не говорил не слова и что говорить с бабой, раз у нее дурь засела в голове.

    Несколько дней спустя, моя Дуня стала исчезать из дому, пропадала по целым вечерам то под одним, то под другим предлогом.

    — Вам следовало бы развестись с нею! — заметил я.

    Развестись я не хотел, так как сделал большие затраты, а кроме того не хотелось уступать первому проходимцу. Впрочем, что касается лично меня, я не принял бы этой истории слишком близко к сердцу: черт с ним, побегает, побегает и перестанет. Но благодаря моей приличной жизни у меня было иного знакомых: ко мне приходили и купцы, и мещане, и даже чиновники. И вот они стали смеяться и глумиться надо мною. Только и шепчутся: Кравшековский, Кравшековский. Вижу, что жена позорит мое имя! До сих пор я пользовался уважением и вдруг появляется какой-то проходимец и подрывает мою репутацию. Ну, думаю, погоди, заплатишь ты за это, будешь меня помнить. Дело было в субботу; работы много, как в доме, так и в мастерской: приближались праздники. А Дуня моя видите ли, как челнок на прялке, все время в движении, без отдыха; ведь я вам уже раньше сказал, что она была быстра, ловка и проворна, как лань; она не только справляется со всем, но работа прямо кипит под ее руками; да что и говорить: одно наслаждение смотреть на нее. А теперь как взгляну на нее, мною овладевает искреннее сожаление. Жаль ее, совсем отвыкнет от дома. И не успел я оглянуться, а она порх! и нет ее. Ладно, думаю, искать тебя не стану. А если ты упряма, то я еще упрямее.

    Я не выхожу, а сижу дома и жду; но я жду долго, а ее все нет, да нет; от долгого ожидания приходят лишь в голову все насмешки. Было уже за полночь, а я все еще жду; свечи я не зажег. И когда петух пропел в первый раз, Дуня вернулась.

    — Откуда ты? — спрашиваю. Она молчит. Я подошел к ней ближе Господи Иисусе! от нее жар пышет, как от печки... глаза горят как уголья, дыхание — точно огонь...           

    — Ты была у Г.?.. кричу я, дрожа как в лихорадке.

    А она все молчит. У меня потемнело в глазах... я начал бить ее... А она? Таково уже женское упорство — ни звука не издает...

    В словах говорившего задрожала нота жалости.

    Ни звука не произнесла она, — повторил он тихо.

    Я же все бил и бил ее и... убил.

    Пан Андрей замолк, усердно занявшись набиванием своего носа огромными шепотками нюхательного табака. Но моя фантазия продолжала живо рисовать лишь то, о чем замолчал убийца; она так ярко осветила страшную сцену, что перед моими глазами стояли со всею ужасающею ясностью все детали трагической смерти, которую выстрадала несчастная девушка, быстрая и трусливая, как лань.

    Какое право имел этот, быть может, отживший, быть может, на краю могилы стоявший человек, похитить жизнь у молодого существа, которое он просто купил у грубых, нечеловечных родителей? А я по-братски пожимал эту руку убийцы, предполагав человека в этом павшем животном! Отвращение и ненависть к нему пробудились во мне; и сегодня еще я почувствовал, что был тогда способен убить его, нравственно уничтожить. Но в то мгновение, когда я стал дрожать, как, может быть, дрожал пан Андрей, совершая убийство, я почувствовал его руку на своей руке и взглянул ему в глаза: глаза эти были ясны, как хрусталь, и смотрели невинно и спокойно как глаза ребенка.

    Я содрогнулся над самим собой: я, ненавидевший от глубины души все враждебное жизни, всех, кто убивал, был только что способен сам совершить преступление. Эти глаза не могли принадлежать виновному.

    В изнеможении закрыл я себе лицо обеими руками и тихо опросил: — «Вы рассказали мне так много, пан Андрей, а теперь — признайтесь откровенно, имели ли вы намерение убить ее?» Но пан Андрей, сложив на груди свои тяжелые руки, покрытые следами тяжкого труда, ответил:

    —Хочу умереть тою же смертью, если у меня мелькнула подобная мысль.

    Пан Андрей ушел. Заперев за ним дверь, я выглянул на улицу: хиюс стих; земля молчала. На морозном небе сверкали мириады звезд, глядя со своей высоты на землю, как глядят сытые на человеческую нужду. В голове моей роились печальные тяжкие думы, и среди них неотвязно вставал вопрос: «Был ли он виновен?»

    Е. К.

    [С. 2.]

                                                                             ********

                                                                             ********

*    II. Pan Jędrzej Krawczykowski. // Adam Szymański.  Szkice. T. I. Nakładem autora. Petersburg. 1887. S. 17-34, 159.

    Une nouvelle sibérienne. J. Winnicki. Le National. Paris. 1888.

*    II. Pan Jędrzej Krawczykowski. // Adam Szymański.  Szkice. T. I. Wyd. 2. Nakładem autora. Petersburg. 1890. S. 19-36, 161.

*    Панъ Кравчиковскій. Изъ сибирскихъ разсказовъ Адама Шиманскаго. Пер. В. Сем. // Русскія Вѣдомости. Москва. № 256. 17 сентября 1890. С. 2-3.

*    II. Pan Jędrzej Krawczykowski. // Adam Szymański.  Szkice. T. I. Wyd. 3. Nakładem autora. Petersburg. 1891. S. 19-36, 161.

    A. Pribiôevié. Brankovo kolo. Nr 112. Sremski Karlovci. 1903.

*    Панъ Андрей. Разсказъ Адама Шиманскаго. // Живописное Обозрѣніе. Еженедѣльный художественно-литературный журналъ. С.-Петербургъ. № 7. 12-го февраля 1895. С. 11, 14-15. (127, 130-131).

*    Виновенъ ли? Сибирскій эскизъ Адама Шиманскаго. Переводъ съ польскаго для «Сиб. Ж.» Е. К. (Окончаніе будетъ.) // Сибирская Жизнь. Томскъ. № 73. 9-го апрѣля 1906. С. 2.

*    Виновенъ ли? Сибирскій эскизъ Адама Шиманскаго. Переводъ съ польскаго для «Сибирской Жизни» Е. К. (Окончаніе, см. № 73.) // Сибирская Жизнь. Томскъ. № 78. 15-го апрѣля 1906. С. 2.

*    Pan Jędrzej Krawczykowski. // Adam Szymański.  Szkice. Ze słowem wstępnem Adama Grzymały Siedleckiego. Lwów Warszawa Kraków. 1921. S. 15-30.

    Pan Jędrzej Krawczykowski. // Szymański A.  Szkice. Ze słowem wstępnym Adama Grzymały Siedleckiego. 2 wyd. zbiorowe. Lwów – Warszawa - Kraków. 1927.

    F. L. Schoell. Les Cahiers de ,,Foi et Vie”. Paris. 1929.

    Adam Szymański. Szkice. Wstęp i oprac. Bogdan Burdziej. Kraków. 1998.

 

 
    Адам Иванович (Янович) Шиманский род. 16 июля 1852 г. в Грушнево (около Семятич) Бельского уезда Седлецкой губернии Царства Польского Российской империи. В 1872 г. поступил на юридический факультет Варшавского университета, который окончил в 1877 г. со степенью кандидата права. В годы учебы вступил в ряды молодежной патриотической организации. 18 марта 1878 г. арестован в Варшаве, откуда 18 апреля 1879 г. по Высочайшему повелению выслан в административном порядке на 4 года в Восточную Сибирь. Предписанием генерал-губернатора от 28 февраля 1879 г. назначен на жительство в г. Якутск, куда был доставлен 24 июня 1879 г. В годы ссылки Шиманский занимался сбором материалов о Якутской области и ее жителях. С 9 сентября 1885 г. подчинен негласному надзору полиции, с воспрещением въезда в пределы Царства Польского. Переехал на жительство в г. Харьков, где занимался литературным трудом и адвокатурой. В 1887 г. получил разрешение проживать в Санкт-Петербурге. В январе 1895 г. получил разрешение въезда в пределы Царства Польского. С началом Первой мировой войны переехал на жительство в Москву, где после короткой болезни умер 25 марта 1916 г. и был похоронен на Лефортовском кладбище.
    Дэса Сядлец,
    Койданава



    /vvedenskoe.pogost.info/displayimage.php…/






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz