poniedziałek, 1 czerwca 2020

ЎЎЎ 1. Адам Шыманскі. Якуцкія замалёўкі. Сш. 1. Сруль из Любартова. Койданава. "Кальвіна". 2020.









                                                              SRUL Z LUBARTOWA
    Było to w roku... ale mniejsza o rok, dość że było, a było w Jakucku, w początku listopada, w kilka jakoś miesięcy po moim przyjeździe do tej stolicy mrozów.
    Ciepłomierz spirytusowy Reaumura wskazywał 35 stopni zimna. Ze strachem więc myślałem o przyszłym losie mego nosa i uszu, które, jako niedawno przywiezione z zachodu, dotąd zawsze dotkliwie dla mnie znaczyły swój protest cichy przeciw aklimatyzacji przymusowej, a dziś właśnie miały być wystawione na przydłuższą próbę. Groziła im ta próba, ponieważ parę dni temu w szpitalu miejscowym umarł jeden z członków naszej kolonji, kurp’, Piotr Bałdyga i dziś rano mieliśmy oddać mu ostatnią usługę: złożyć w ziemi zamarzłej jego sterane kości.
    Czekałem tylko na jednego ze znajomych, który miał zawiadomić mnie o czasie pogrzebu; czekałem niedługo i zabezpieczywszy najstaranniej nos i uszy, podążyłem za innymi ku szpitalowi.
    Szpital był za miastem.
    W podwórzu, trochę opodal od innych budynków, stała szopa niewielka — trupiarnia.
    W tej to trupiarni leżało ciało Bałdygi. Otworzono drzwi, weszliśmy i wnętrze na całej naszej garstce przykre wywarło wrażenie; było nas z dziesięciu, może kilkunastu, i wszyscyśmy mimowoli spojrzeli po sobie: staliśmy wobec rzeczywistości zimnej i nagiej, nie okrytej żadnym łachmanem pozoru... W szopie, nie mającej ani stołu, ani stołka, nic okrom ścian, ubielonych śnieżnym szronem, na podłodze śniegiem zasypanej, leżał również ubielony, zawinięty w jakieś prześcieradło czy koszulę, ogromny, wąsaty trup. Był to Bałdyga.
    Ciało zmarzło okropnie i aby łatwiej je włożyć w przygotowaną już trumnę, przysunięto je do drzwi, ku światłu.
    Nigdy nie zapomnę twarzy Bałdygi, którąm ujrzał teraz w świetle dziennem, oczyszczoną ze śniegu. Surowe oblicze nacechowane było dziwnym jakimś, nieopisanym bólem, a z szeroko otwartych oczu wielkie źrenice, zdasię, z wymówką sterczały het daleko ku mroźnemu, surowemu, niebu.


    — Zmarły był chłop zacny, — opowiadał mi tymczasem jeden ze sąsiadów, czując wrażenie, jakie na mnie wywarł widok Bałdygi, — zawsze był zdrów i pracowity, więc zawsze przygarniał i przytulał koło siebie kogoś z biedniejszych; tylko, że to i uparty był, jak Kurp, więc wierzył do końca, że wróci nad Narew. Widocznie jednaka przed śmiercią zrozumiał, że tak nie będzie.
    Włożono tymczasem skamieniałe zwłoki do trumny, postawiono na małe, jednokonne sanki jakuckie, i gdy krawcowa W., pełniąca w danym razie, jako praktyk religijnych świadoma, obowiązki księdza, zaintonowała donośnie: „Witaj Królowo nieba w smutku i radości”, podtrzymując ją urywanemi głosami, ruszyliśmy ku cmentarzowi.


    Szliśmy prędko, mróz krzepł i zachęcał do pośpiechu. Jesteśmy nareszcie na cmentarzu, rzucamy po grudce zmarzłej ziemi na trumnę, kilkanaście wprawnych uderzeń rydlem ... i po chwili tylko mała, świeżo usypana, kupka ziemi świadczy o niedawnem jeszcze istnieniu Bałdygi na świecie. Świadczyć jednak będzie niedługo, kilka miesięcy zaledwie; nadejdzie wiosna, ogrzana słońcem kupka mogilna roztaje; zrówna się z ziemią, porośnie trawą i zielskiem; po roku, dwóch, wymrą lub rozejdą się po świecie szerokim świadkowie pogrzebu i choćby cię matka rodzona szukała, nie znajdzie Już nigdzie na ziemi! Aleć i szukać tu nikt zmarłego nie będzie i pies nawet o cię nie zapyta.
    Wiedział o tem Bałdyga, wiedziehśmy i my i w milczeniu rozchodzihśmy się do domów.
                                                                             ***
    Nazajutrz po pogrzebie mróz stężał jeszcze. Po drugiej stronie dość wąskiej ulicy, przy której mieszkałem, nie było widać ani jednego budynku: gęsta mgła śnieżnych kryształów, jak chmura, nawisła nad ziemią. Z po za mgławicy tej nie wyzierało już słońce; ale chociaż na ulicy żywej duszy nie było, powietrze, niepomiernie od wielkiego zimna zgęszczone, donosiło ciągle do mych uszu to metaliczne dźwięki skrzypiącego śniegu, to huk rozsadzanych w ścianach domów, grubych bierwion lub pękającej szerokiemi szczelinami ziemi, to podobny do jęku, żałosny śpiew jakuta. Widocznie zaczynały się owe mrozy jakuckie, wobec których bledną najokropniejsze zimna biegunowe, wobec których strach jakiś niewypowiedziany ogarnia człowieka, a każdy organizm żywy, czując swą niemoc zupełną, choć skupia się w sobie i kurczy, jak pies znędzniały, otoczony zgrają ciętych brytanów, wie dobrze, że to napróżno, że wróg nieubłagany prędzej czy później zwycięży.
    I Bałdyga, jak na jawie, coraz częściej stawał przede mną. Od godziny siedziałem nad rozłożoną robotą; robota jednak nie kleiła mi się jakoś, pióro samo wypadało z ręki i myśl nieposłuszna wyrywała się daleko poza granice śnieżnej i mroźnej ziemi. Napróżnom odwoływał się do mego rozsądku, napróżnom powtarzał sobie po raz dziesiąty rady lekarza; dotąd, trawiącej mnie od kilku tygodni, chorobie stawiłem jaki taki opór, dziś czułem się zupełnie obezwładniony, bezsilny. Tęsknota za krajem pożerała mnie, trawiła nielitościwie.
    Tyle już razy nie mogłem oprzeć się ułudnym marzeniom; czyżbym dziś mógł się ostać pokusie? I pokusa była silniejszą i ja sam słabszy niż zwykle.
    Precz więc mrozy i śniegi, precz rzeczywistość jakucka! Rzuciłem pióro i otoczony chmurami dymu tytoniowego, puściłem wodze rozgorączkowanej wyobraźni.
    Więc i poniosłaż mnie swawolna!..
    Przez tajgi i stepy, góry i rzeki, przez carstwa i ziemie niezliczone, pomknęła myśl lotna na daleki zachód, roztaczając przede mną czary prawdziwe: nędzy i złości ludzkiej pozbawione, piękna i harmonji pełne, moje niwy nadbużne. Ustom mym dziś nie opowiedzieć, pióru nie opisać tych czarów!
    Widziałem łany pozłociste, łąki szmaragdowe, lasy starce, dawne dzieje mi szemrzące.
    Słyszałem szum fal kłosistych, gwar bożych piewców skrzydlatych, howor dębów olbrzymów, hardo wichrom urągających.
    I napawałem się wonią tych lasów balsamicznych i tych pól kwiecistych, ubarwionych dziewiczą świeżością chabrów niebieskich, krasą wiosny — fiołkiem niewinnym.
    ...Każdy mój nerw odczuwał, muskanie powietrza rodzinnego... Czułem ożywcze działanie promieni słonecznych, a choć na dworze mróz zgrzytał jeszcze wścieklej i coraz groźniej szczerzył do mnie na szybach swe zęby, krew jednak żywo zakrążyła w mych żyłach, zapałała głowa i jak zaklęty, zapatrzony, zasłuchany, nie widziałem i nie słyszałem już nic około siebie...
                                                                                ***
    Nie widziałem i nie słyszałem, jak drzwi się otwarły i wszedł ktoś do mnie; nie spostrzegłem kłębów pary, buchających tu za każdem drzwi otwarciem w takiej ilośc, że wchodzącego i nie dojrzysz odrazu; nie czułem zimna, które z jakąś bezczelną, rozmyślną natarczywością wrywa się tu do ludzkiej siedziby; nie widziałem i nie słyszałem nic i dopiero, gdym poczuł blisko siebie człowieka, wprzód zanim go dojrzałem, mimowoli rzuciłem mu zwykłe w Jakucku pytanie:
    — Toch nado? [* Co potrzeba; pierwsze słowo — jakuckie.].
    — To ja, proszę pana, z miełoczem torguju [* Drobiazgiem handluję.] — brzmiała odpowiedź.
    Podniosłem oczy. Nie wątpiłem, że przede mną, pomimo wpakowanego nań przeróżnego ubrania, skór bydlęcych i jelenich, stał typowy, małomiasteczkowy żyd polski. Kto go widywał w Łosicach lub Sarnakach, ten pozna go nietylko w jakuckich, lecz i w patagońskich skórach. Poznałem go przeto odrazu. A ponieważ, jak to rzekłem, i pytanie swe, niezupełnie jeszcze przytomny, rzuciłem mu prawie bezwiednie, więc żyd, stojący teraz przede mną, nie przerywał mych dumań zbyt brutalnie, nie był dlań kontrastem zbyt przykrym. Przeciwnie. Z pewną przyjemnością wpatrywałem się w znajome mi rysy; zjawienie się żyda w chwili, gdym myślą i sercem przeniósł się do ziemi rodzinnej, wydało mi się dość naturalnem, parę zaś słów polskich mile pogłaskały ucho. W pewnem tedy jeszcze zapomnieniu przyglądałem się mu przyjaźnie.


    Żyd postał trochę, następnie odwrócił się, cofnął ku drzwiom i pośpiesznie zaczął ściągać z siebie przeróżną swą odzież.
    Wtedy dopiero opamiętałem się i spostrzegłem, żem mu nic nie odpowiedział i że domyślny współziomek, wytłumaczywszy sobie najopaczniej moje milczenie, zechce mi rozłożyć swój towar. Pośpieszyłem wyprowadzić go z błędu.
    — Bój się Boga, człowieku, co robisz?! — zawołałem żywo. — Nic nie kupuję, nic mi nie potrzeba, nie rozbieraj się napróżno i ruszaj z Bogiem dalej!
    Żyd przestał się rozbierać i pomyślawszy chwilkę, wlokąc za sobą napoły ściągniętą dochę [* Odzież wierzchnia zimowa. Zwykle ze skór podwójnych sierścią na wierzch i wewnątrz zszyta. Dochy szyją się ze skór jelenich, bedniejsi noszą bydlęce.], zbliżył się do mnie i głosem urywanym, prędko i bezładnie tak mi prawić zaczął:
    — To nic; ja wiem, że pan nic nie kupi. Widzi pan, ja tu dawno już jestem, bardzo dawno... Ja dotąd nie wiedziałem, że pan przyjechał. Pan z Warszawy przecie? Wczoraj mi dopiero powiedzieli, że pan tu już cztery miesiące przeszło. Co za szkoda, żem się tak późno dowiedział! Byłbym zaraz przyszedł. Dziś szukałem pana z godzinę; byłem aż na końcu miasta, a tu mróz taki, niech go djabli wezmą!.. Niech pan pozwoli, ja długo przeszkadzać nie będę, kilka słówek tylko...
    — Cóż ty chcesz ode mnie?
    — Ja tylko chciałbym pęgadać trochę z panem.
    Odpowiedź ta nie zdziwiła mnie wcale; ludzi rozmaitych, przychodzących jedynie po to, aby „pogadać trochę” z człowiekiem niedawno przybyłym z kraju, spotykałem już niemało; byli pomiędzy nimi i żydzi. Przychodzący interesowali się przedmiotami najróżnorodniejszemi; bywali i prości ciekawscy i gadulscy, bywali i ludzie, którzy o krewnych pytali, bywali i politycy, pomiędzy którymi niejednemu już się zupełnie w głowie przewróciło. Wogóle jednak pomiędzy przychodzącymi polityka miała zawsze szczególny mir i poważanie. Nie zdziwiło mnie więc, powtarzam, żądanie nowego przybysza i chociaż radbym był uwolnić mą chatę co prędzej od nieprzyjemnego zapachu, źle zwykle wyprawianych, bydlęcych skór dochy, poprosiłem go uprzejmie, aby się rozebrał i usiadł.
    Żyd, widocznie ucieszony, po chwili już siedział koło mnie i teraz mogłem mu przyjrzeć się uważniej.
    Wszystkie najordynarniejsze rysy plemienia żydowskiego, zdaje się, wcieliły się w siedzącą obok mnie postać: i gruby, pałkowaty, trochę na bok zakrzywiony nos, i przenikliwe, jastrzębie oczy, i broda klinowata, barwy dobrze dojrzałego ogórka, i wreszcie czoło niskie, grubym włosem okolone, wszystko to posiadał mój gość, lecz, rzecz dziwna, wszystko to, razem wzięte, być może, skraszone wyrazem twarzy znędzniałej, tchnącej jakąś szczerą otwartością i przyjaźnią, nie sprawiło na mnie w tej chwili złego wrażenia.
    — Powiedzże mi, skąd jesteś, jak się nazywasz, co tu porabiasz i czego chcesz się dowiedzieć ode mnie?
    — Jestem, proszę pana, Srul z Lubartowa, może pan dobrodziej wie, to zara kiele Lublina; nu, bo u nas wszyscy myślą, że to tak bardzo daleko, dawniej i ja tak myślałem, ale teraz, — dodał z przyciskiem, — to my wiemy, że Lubartów od Lublina bardzo blisko, zara kiele niego.
    — A dawno tu jesteś?
    — Bardzo dawno, trzy lata bezmała.
    — To jeszcze nie tak dawno przecie, są tacy, co po dwadzieścia lat przeszło tu mieszkają, a w drodze spotkałem staruszka z Wilna, co blisko pięćdziesiąt lat tu mieszka; ci rzeczywiście są dawno. — Ale żyd mnie ofuknął:
    — Jak oni, to ja nie wiem, ja wiem, że jestem tu bardzo dawno.
    — Zapewne sam tylko jesteś, jeżeli ci czas tak długim się wydaje?
    — Iz żonem i z dzieckiem — z córkiem; miałem czworo dzieci, kiedy tu szedłem, ale to podróż taka, niech Bóg zachowa, szliśmy rok cały; pan nie wie, co to etapy ?... Troje dzieci odrazu mi umarło, w jednym tygodniu, to jakby odrazu. Troje dzieci?! łatwo powiedzieć... nawet pochować nie było gdzie, bo cmentarza naszego tam nie ma... Ja chasyd jestem, dodał ciszej, pan wie, co to znaczy... zakonu pilnuję... i Bóg mnie karze...
    I umilkł wzruszony.
    — Mój kochany, w takiem położeniu trudno już o tem myśleć, wszystko to jedno przecie, ziemia Boża wszędzie, — starałem się go choć czemkolwiek pocieszyć, ale żyd skoczył jak oparzony.
    — Boża! jaka Boża! co za Boża! co pan mówisz? To psia ziemia! Tfu! tfu! Boża ziemia? Nie mów pan tak, wstydź się pan! Boża ziemia, co nigdy nie rozmarza? To przeklęta ziemia! Bóg nie chce, żeby tu ludzie mieszkali: żeby On chciał, nie byłaby taką. Przeklęta, podła! Tfu! tfu!
    I zaczął pluć koło siebie i tupać nogami; z zaciśniętemi usty, skurczonemi palcami groził niewinnej ziemi jakuckiej, szeptał jakieś przekleństwa żydowskie, aż zmęczony wysiłkiem, upadł raczej, niż usiadł, na stołku koło mnie.
    Wszyscy zesłani, bez względu na religję i narodowość, nie lubią Syberji; widocznie jednak fanatyczny chasyd nie umiał nienawidzić połowicznie. Czekałem, aż się uspokoi. Wychowany w twardej szkole, żyd prędko przyszedł do siebie, prędko owładnął wzruszeniem i gdym po chwili spojrzał mu w oczy pyiająco, odpowiedział mi natychmiast:
    — Niech pan daruje, ja z nikim o tem nie mówię, bo i z kim tu mówić?
    — Alboż żydów tu mało?
    — Czy to żydzi, panie? To już tacy, jak tutejsi... zakonu nikt nie pilnuje. — Bojąc się jednak nowego wybuchu, nie dałem mu skończyć, postanowiłem skrócić rozmowę i zapytałem wprost, o czem to on chciał ze mną pogadać.
    — Chciałbym się dowiedzieć, co tam słychać, panie? Tyle lat tu jestem i jeszcze nigdy nie słyszałem, co się tam dzieje.
    — Kiedy pytasz trochę dziwnie, nie mogę ci przecież opowiedzieć odrazu wszystkiego; nie wiem, co cię interesuje, polityka może?
    Żyd milczał.
    Sądząc, że gość mój, jak i wielu innych, interesuje się pohtyką, nie rozumiejąc samej nazwy przedmiotu, zacząłem stereotypową już dla mnie, ze względu na wielokrotne powtarzanie, opowieść o polityczneni położeniu Europy, naszem i t. d., ale żyd zakręcił się niecierpliwie.
    — Więc to cię nie interesuje? — zapytałem.
    — Nigdy o tem nie myślałem — odparł otwarcie.
    — A! teraz wiem, o co ci chodzi, pewno chcesz wiedzieć, jak się żydom powodzi, jak handel idzie?
    — Im się lepiej powodzi, jak mnie.
    — Słusznie. W takim razie pewno chcesz wredzieć, czy życie u nas teraz drogie, jakie ceny na targach, po czemu mąka, mięso i t.d.
    — Co mi z tego przyjdzie, kiedy tu nic dostać nie można, choćby tam najtaniej było.
    — Jeszcze słuszniej; ale ostatecznie o cóż u licha ci chodzi?
    — Kiedy ja nie wiem, proszę pana, jak to powiedzieć? Widzi pan, ja tak nieraz miślę, miślę, że aż Ryfka, to moja żopa tak się nazywa, pyta się: „Srul, co tobie?” A co ja jej mam powiedzieć, kiedy ja sam nie wiem, co mi jest. Bo to może nawet i ludzie śmieliby się ze mnie? — dodał, jakby badając, czy i ja zeń śmiać się nie będę.
    Ale ja się nie śmiałem. Byłem zaciekawiony: widocznie gniotło go coś, z czego sam sobie sprawy zdać nie umiał i wypowiedzenie czego w języku, którym władał nadzwyczaj słabo, było dlań jeszcze trudniejszem. Aby dopomóc mu, uspokoiłem go, żeby się nie śpieszył, że robota moja niepilna, nic na tem nie straci, jeżeli pogadamy z godzinę i t. d. Żyd podziękował mi wzrokiem i pokrótkim namyśle rozpoczął taką rozmowę:
    — Kiedy pan wyjechał z Warszawy?
    — Podług ruskiego kalendarza w końcu kwietnia.
    — A czy wtedy zimno tam było, czy ciepło?
    — Ciepło zupełnie, jechałem z początku w letniem ubraniu.
    — Nu, patrz pan? A tu mróz!
    — Cóż to, zapomniałeś, czy co, przecież w kwietniu pola już u nas zasiane, wszystkie drzewa zielone!
    — Zielone? — radość błysła w oczach Srula — a tak, tak, zielone, a tu mróz!
    Teraz już wiedziałem o co mu chodzi; chcąc się jednak upewnić, milczałem; żyd ożywił się widocznie.
    — Nu! niech mi pan powie, czy jest u nas teraz... tylko, ot widzisz pan, nie wiem już, jak się nazywa, już po polsku zapomniałem — tłumaczył się zawstydzony, jak gdyby umiał kiedy — to jest białe takie, jak groch, tylko nie groch, koło domów w ogrodach latem, na takich wielgich kijach?..
    — Fasola?
    — A to właśnie! Fasola, fasola — powtórzył sobie kilkakrotnie, jak gdyby chciał wrazić sobie to słowo na zawsze.
    — Rozumie się, jest i dużo, a tu czyż niema?
    — Tu! Bez całe trzy lata ani jednego ziarnka nie widziałem, tu groch taki, co u nas, z przeproszeniem tylko... tylko...
    — Świnie jedzą — podpowiedziałem.
    — Ny tak! Tu na funty sprzedają i to nie zawsze dostać można.
    — Czy tak lubisz fasolę?
    — Nie to, że lubię, ale to właśnie, ja sobie tak nieraz miślę o tem, bo to ładnie przecie, nieprzymierzając, jakby lasek rośnie wedle domu. Tu nic niema!
    — A teraz, — zaczął znowu — teraz, niech mi pan powie, czy w zimie są u nas jeszcze małe, ot takie — i na palcu pokazywał — szare takie ptaki? także zapomniałem, jak to się nazywa. Dawniej dużo ich było! Bywało modlę się koło okna, a tego maleństwa jak mrowia się nazbiera. No, ale ktoby tam na nich patrzył. Wie pan co, nigdybym nie uwierzył, że o nich kiedy myśleć będę!? Bo tu, tu wrony nawet na zimę uciekają, to maleństwo takie tem bardziej nie może wytrzymać, ale u nas pewnie są jeszcze? Ny, panie, są?..
    Ale teraz ja mu nie odpowiadałem, nie wątpiłem dłużej, że żyd stary, chasyd fanatyczny, tęsknił za krajem tak samo, jak i ja, że obaj byliśmy chorzy na jedną chorobę; niespodziane takie znalezienie wspólkolegi cierpienia rozrzewniło mnie wielce, wziąłem go więc za rękę i sam zkolei zapytałem:
    — Więc to o tem pogadać ze mną chciałeś? Więc ty nie myślisz o ludziach, o swej doli ciężkiej, o biedzie, która cię gniecie, lecz tęsknisz do słońca, powietrza, ziemi rodzinnej?... Myślisz o polach, łąkach i lasach, o ich mieszkańcach Bożych, których w życiu swem biednem nie miałeś nawet czasu poznać dobrze, i dziś, gdy obrazy miłe znikają z twej pamięci, boisz się pustki, która cię otoczy, sieroctwa wielkiego, które cię dotknie, gdy się zatrą drogie wspomnienia? Chcesz, żebym ci je przypomniał, odświeżył, cłicesz, abym ci opowiedział, jaką jest ziemia nasza?..
    — O tak, panie, tak, panie! po to tu przyszedłem — i ściskał me ręce i śmiał się, jak dziecko, radośnie.
    — Słuchajże, bracie!...
    ...........................................................................................................................................................   
    I słuchał mnie Srul, cały w słuch zamieniony, z otwartemi usty, wlepionym we mnie wzrokiem; wzrokiem tym palił mnie i podniecał, wyrywał mi słowa, chwytał je spragniony i kładł głęboko, na dnie swego serca gorącego... kładł tam, nie wątpię, bo gdym kończył swą opowieść: „O, weh mir, o wej mir!” — zajęczał żyd boleśnie, zatrzęsła się broda ryża i łzy duże, łzy czyste potoczyły się po znędzniałej twarzy... I długo szlochał chasyd stary i ja płakałem z nim razem.
                                                                                ***


    Dużo wody od tego czasu upłynęło w zimnej Lenie i łez ludzkich niemało zapewne spłynęło po twarzach zbolałych. Dotąd jednak, choć to dawno już było, w ciszy nocnej, w czasie nocy bezsennej, często staje mi przed oczyma posągowa, stygmatem bólu wielkiego ożywiona twarz Bałdygi i obok niej zawsze się zjawia zżółkła i pomarszczona, łzami czystemi oblana twarz Srula. I gdy wpatruję się dłużej w te widziadła nocne, nieraz, zda mi się, widzę, jak się poruszają drżące i blade wargi żyda i głos cichy, rozpaczliwy szepcze koło mnie: „O Jehowo, czemuś taki niemiłosierny dla jednego z najwierniejszych Twych synów?..”
    Strielica nad Wietługą,
    w sierpniu r. 1885.


    /Adam Szymański.  Dwie modlitwy. Warszawa. 1897. S. 81-118./


                                                                         ЗЕМЛЯК
                                                 Сибирский очерк Адама Шиманьского
    Было это в... году, — но какое дело до года, — довольно, что было в Якутске в начале ноября, чрез несколько месяцев после моего приезда в эту столицу морозов. Спиртовой термометр Реомюра показывал 35° холода. Со страхом думал о предстоящей судьбе моего носа и ушей, которые, как недавно привезенными с Запада, до сих пор всегда ощутительно для меня выражали свой тихий протест против принудительной акклиматизации и сегодня именно должны были подвергнуться весьма долговременному испытанию. Угрожало им испытание потому, что два дня тому назад в местном госпитале умер один из членов нашей колонии, Петр Балдыга, и сегодня утром мы должны были оказать ему последнюю услугу: опустить в промерзшую землю его измученные кости. Я ожидал только одного из знакомых, который хотел уведомить меня о времени погребения; я ждал недолго и, защитив весьма старательно нос и уши, поспешил за другими к госпиталю. Госпиталь был за городом. На дворе, чуть поодаль от других построек, стоял небольшой сарай — мертвецкая. В этой-то мертвецкой лежало тело Балдыги. Двери были отперты, мы вошли. В сарае, где не было ни стола, ни лавки, ничего, кроме стен, убеленных снежным инеем, на полу, засыпанном снегом, лежал также убеленный, завернутый в кукую-то простыню или рубаху, огромный, усатый труп. Это был Балдыга. Тело ужасно замерзло и, чтобы легче было вложить его в приготовленный уже гроб, пододвинули его к двери, к свету. Никогда не забуду лица Балдыги, которое я увидел теперь при дневном свете, очищенным от снега. Суровый облик отмечен был каким-то удивительным, невыразимым страданием, а из широко раскрытых глаз большие зрачки, казалось, с упреком смотрели куда-то далеко, на морозное, суровое небо.
    — Умер прекрасный парень, — сказал мне тем временем один из соседей, заметив впечатление, какое на меня произвел вид Балдыги, — всегда был здоров и работящ, всегда привлекал и пригревал около себя кого-нибудь из самых бедных, — но за то и упрям же был! до конца верил, что вернется на Нарев; но, очевидно, пред смертью понял, что этого не будет.
    Тем временем положили скаменевшие останки в гроб, поставили на маленькие, одноконные якутские санки, и когда портниха В., исполнявшая в данном случае на правах сведущей в религиозной практике обязанности ксендза, запела заупокойную молитву, мы, поддержали ее прерывающимися голосами, двинулись на кладбище. Шли мы скоро, мороз крепчал и торопил нас. Наконец, мы —на кладбище, бросаем на гроб по комку замерзшей земли, несколько ловких ударов заступа... и только маленький свеженасыпанный бугор земли скажет о недавнем еще существовании на свете Балдыги; однако простоит он недолго, едва несколько месяцев; придет весна, согретая солнцем могильная насыпь растает, сравняется с землей, порастет травой и куколью, — через год, два умрут, либо разбредутся по широкому свету свидетели похорон, и хотя бы родная мать искала тебя, не найдет уж нигде на земле! Знал об этом Балдыга, знали и мы и молчаливо расходились по домам.
                                                                              ----
    Назавтра после погребения мороз еще усилился. Но другой стороне довольно узкой улицы, на которой я жил, не было видно ни одного строения: густая мгла снежных кристаллов, как облако, повисла над землей, Из-за этой мглы не выгладывало уж солнце; но, хотя на улице не было живой души, воздух, сгущенный от неизмеримо большего холода, долго доносил до моих ушей то металлические звуки скрипящего снега, то звук от трескающихся в стенах домов толстых бревен, или лопающейся широкими расщелинами земли, то звук, похожий на жалобный напев якута. Очевидно начинались те якутские морозы, в сравнении с которыми бледнеют самые лютые полярные холода.
    И Балдыга как наяву теперь чаще вставал предо мной. С час сидел я над разложенной работой; но рабата как-то не клеилась у меня; перо само выпадало из руки и непослушная мысль вырывалась далеко за границу снежной и морозной земли. Напрасно я обращался к своему рассудку, напрасно я повторял себе в десятый раз советы доктора; до сих пор я ставил кой-какие преграды снедавшей меня несколько недель болезни, сегодня я чувствовал себя совершенно без воли, бессильным. Тоска по родине пожирала меня, безжалостно снедала.
    Сколько уж раз в не мог сопротивляться обольстительным мечтам, но сегодня я быль не в состоянии устоять от искушения. И искушение было сильнее и сам я слабее, чем обыкновенно. Прочь же морозы и снега, прочь якутская действительность! Я бросил перо и, окруженный облаками табачного дыма, даль волю разгоряченному воображению. И понесло же оно меня? — чрез тайги и степи, горы и реки помчала мысль крылатая на далекий запад, развертывая предо мной дивные картины. Видел я позолоченные нивы, изумрудные луга, вековые леса, шептавшие мне о прошлом. Слышал шум волн колосьев, ворчанье божьих певцов крылатых, говор дубов-исполинов. И упивался я благоуханьем этих бальзамических лесов и этих цветущих полей, украшенных девственной свежестью голубых васильков, красой весны — непорочной фиалкой...  Каждый мой нерв чувствовал прикосновение родного воздуха... Чувствовал я живительное действие солнечных лучей  и не смотря на то, что на дворе мороз скрежетал еще неистовей, кровь быстро струилась в моих жилах, разгорячалась голова и как заколдованный, ослепленный и очарованный я не видел и не слышал уже ничего кругом себя.
                                                                              ----
    Не видел и не слышал, как двери отворились и кто-то вошел ка мне; не заметил я клубов пара, влетавших сюда после каждого открытия дверей в таком большом количестве, что и не увидишь сразу входившего; не чувствовал я холода, который с наглым напором врывается сюда в людское жилище; не видел и не слышал ничего, и теперь только, когда почувствовал около себя человека, прежде нежели увидел его, невольно бросил ему обыкновенный в Якутске вопрос:
    — Тохинадо [* Что нужно; первое слово — якутское.]?
    — Это я, пан, з мелочью торгую — прозвучал ответ.
    Я поднял глаза. Не сомневался я, что предо мной, не смотря на его разнообразную одежду, коровьи и оленьи шкуры, стоял типичный польский еврей из маленького городка. Кто его видывал в Лосях или Сарнаках, тот узнает его не только в якутских, но и в патагонских шкурах. Узнал я его сразу, тотчас же. Свой вопрос я кинул ему почти бессознательно, не вполне еще придя в себя, а еврей, стоявший теперь предо мной, не сразу прервал нить моих мечтаний. Напротив, он явился как бы их продолжением С истинным удовольствием я всматривался в знакомые мне черты; появление еврея, в минуту, когда мыслью и сердцем я переносился в родной край, казалось мне довольно естественным, пара польских слов мило полоскало ухо. В каком-то полузабытьи я приглядывался к нему дружелюбно. Еврей постоял немного, затем повернулся, подвинулся к дверям и быстро начал стягивать с себя разнообразную свою одежду. Тогда лишь только я опомнился и заметил, что ничего ему не ответил и что догадливый полуземляк, перетолковал по своему мое молчание, захотел разложить предо мной свой товар. Я поспешил вывести его из заблуждения.
    — Побойся Бога, человек, что ты делаешь? — воскликнул я живо. — Нечего не покупаю, ничего мне не нужно, — не разбирайся напрасно и иди себе с Богом дальше!
    Еврей перестал разбираться, подумал с минуту и, волоча за собой наполовину стянутую доху, приблизился ко мне и прерывающимся голосом быстро в бессвязно начал мне говорить:
    — Это ничего; я знаю, что пан ничего не купит. Видишь, пан, я давно уж здесь, очень давно... До сих пор не знал, что пан приехал. Пан из Варшавы? Вчера лишь только мне сказали, что пан здесь уже четыре месяца. Как жаль, что я так поздно узнал! Тогда же бы пришел! Сегодня искал пава целый час; быль даже на самом конце города, а здесь морозь товой, чтоб его черти побрали! Пусть позволит пан, я долго мешать не буду, несколько слов только...
    — Чего же ты хочешь от меня?
    — Я только хотел бы немного поговорить с паном.
    Ответ этот вовсе не удивил меня; различных людей, приходивших единственно за тем, чтобы «поговорить немного» с человеком, недавно прибывшим с родины, я встречал уже немало; были между ними и евреи. Приходившие интересовались разнообразнейшими предметами: бывали просто любопытные и говоруны, бывали и люди, спрашивавшие только о родных, бывали и политические. Не удивило меня поэтому, повторяю, желание нового гостя, и хотя я рад был освободить свою хату возможно скорее от весьма неприятного запаха всегда дурно выделанных шкур дохи, я попросил его приветливо раздеться и сесть. Еврей, очевидно, обрадованный,   спустя  минуту уже сидел около меня, и теперь я мог к нему приглядеться внимательней. Все самые заурядные черты еврейского племени, казалось, воплотились в сидевшей около меня фигуре: и толстый, палкообразный нос, закривленный немного набок, и проницательные, ястребиные глаза, и клиновидная борода цвета хорошо дозрелого огурца и, наконец, низкий лоб, окаймленный жесткими волосами, все это было у моего гостя; но, к удавлению, все это, взятое вместе, может быть, оттененное выражением изнуренного лица, дышавшего какой-то широкой откровенностью и дружелюбием, не производило на меня в эту минуту дурного впечатления.
    — Скажи ж мне: откуда ты, как тебя зовут, что поделываешь здесь и что желаешь узнать от меня?
    — Я — Сруль из Любартова, может милостивый пан знает, что это сейчас же подле Люблина; ведь, все знают у нас, как это далеко; ранее и я так думал, но теперь, — добавил он с ударением, — мы знаем, что Любартов от Люблина очень близко, тотчас около него.
    — А давно ты здесь?
    — Очень давно, три года без малого.
    — Это еще не так, ведь, давно, — есть такие, что по 20 лет живут здесь, и по дороге я встретил старичка  из Вильны, который около 50 лет живет здесь; тот, действительно, здесь давно.
    Но еврей вспылил:
    — Как они — этого я не знаю; знаю, что я тут очень давно.
    — Должно быть ты один только, если время так долго кажется тебе?
    — И с женой и ребенком, дочерью; было четверо детей, когда шел сюда, но это путь такой — сохрани Бог! — что шли его целый год; пан не знает, что это за этапы?.. Трое детей сразу у меня умерло в одну неделю; это всё равно, что вдруг... Трое детей?! Легко сказать... даже похоронить не было где, так как кладбища нашего не было там... Я «гусит», — добавил он тише, — пан знает, чтó это значит... Закон соблюдаю... и Бог меня так наказывает!..
    И он, взволнованный, умолк.
    — Мой милый, в таком положении трудно уж думать о том: ведь это все одно, земля Божья всюду, — пытался я его хоть чем-то утешить, но еврей вскочил как ужаленный.
    — Божья! какая Божья! что за Божья! что пан говорит! Божья земля? Не говори, пан, так, стыдно, пан! Земля Божья, которая никогда не оттаивает? То проклятая земля! Бог не желает, чтобы здесь люди жили; если б он хотел, не была бы она такой. Проклятая, подлая! Тьфу, тьфу!
    И он начал плевать вокруг себя и топать ногами; со стиснутым ртом, скорчившимися пальцами грозил он невинной якутской земле, шептал какие-то еврейские проклятия и, измученный напряжением, скорее упал, чем сел около меня. Все сосланные, без отношения к религии и народности, не любят Сибири, но, очевидно, фанатичный хасыд не умел наполовину ненавидеть. Я ожидал, что он успокоится. Воспитанный в твердой школе, еврей быстро пришел в себя, быстро овладел волнением, и когда я спустя минуту пытливо посмотрел ему в глаза, он ответил мне тотчас же:
    — Да простит мне пан! Я ни с кем о том не говорю, — ведь и не с кем здесь говорить.
    — Но разве евреев здесь мало?
    — Разве это евреи, пан? это уж такие, как здешние... Закона никто не соблюдает.
    Но, опасаясь нового волнения, я не дал уж ему окончить, решил ускорить беседу и попросту спросил, о чем он хотел со мной поговорить.
    — Хоть бы узнать, что там слыхать, пан. Столько лет здесь и еще никогда не слышал, что там делается.
    — Когда спрашиваешь несколько странно, не могу тебе сказать сразу всего; не знаю, что же тебя интересует, — политика, может?
    Еврей молчал. Думая что гость мой, как и многие другие, интересуются политикой, не понимая самого названия предмета, я начал стереотипный, вследствие многократных повторений, рассказ о политическом положении Европы, нашем и т. д. Но еврей нетерпеливо завертелся.
    — Разве это не интересует тебя? — спросил я.
    — Никогда об этом не думал, — откровенно ответил он.
    — А, теперь знаю, чего тебе хочется: наверное, хочешь знать, как живется евреям, как торговля идет!
    — Им живется лучше, чем мне.
    — Справедливо. В таком случае вероятно хочешь знать, дорога ли жизнь у нас теперь, какие цены на базарах, почем мука, мясо и т. д.
    — Что в этом мне, когда здесь нельзя достать, хоть бы там было и еще дешевле.
    — Еще справедливей: но, в конце концов, что же тебе нужно?
    — Когда я не знаю, пан, как сказать это. Видите, я не разь так думаю, думаю, что Рыфка, — жена моя так зовется, — спрашивает меня: «Сруль, что с тобой?» А что я ей скажу, когда сам не знаю, что со мной, Может быть даже люди поэтому смеялись надо мной? — докончил он, как будто испытывая, не засмеюсь ли я над ним. Но я не смеялся. Я заинтересовался: ясно, что его угнетало что-то, в чем себе сам не умел дать отчета и высказать чего на языке, которым владел необычайно плохо, было для него еще более трудным делом. Чтобы помочь ему, я успокоил его, — пусть не торопится, что работа моя не спешит, ничего я не проиграю, если мы поговорим с часок и т. д. Еврей взором поблагодарил меня и после короткого размышления начал такую беседу:
    — Когда пан выехал из Варшавы?
    — По русскому календарю в конце апреля.
    — А чтó тогда холодно там было, или тепло?
    — Совсем тепло, — ехал вначале в летнем костюме.
    — Ну, смотри, пан! а здесь мороз!
    — Забыл что ли ты, ведь у нас в апреле поля уж засеяны, все деревья зелены!
    — Зелены?, — радость блеснула в глазах еврея, — а там, там зелены, а здесь морозь!
    Теперь я уже знал, чего ему хочется, но, желая увериться, я молчал; еврей, очевидно, оживился.
    — Ну, скажи же мне, пан, что теперь у нас... только вот видишь, не знаю уже, как называется, забыл уже по-польски... белые такие, как горох, только не горох, около домов в огородах летом, на таких больших палках?..
    — Фасоль?
    — А вот так, фасоль, фасоль! — повторял он про себя, как будто хотел навсегда заучить.
    — Понимаю, ее много, а здесь разве нет?
    — Здесь! Во все три года ни одного зернышка не видел; здесь горох-то такой, что у нас, извините, только... только...
    — Свинью едят, — подсказал я.
    — Ну так! тут на фунты продают и то не всегда достать можно.
    — Разве ты любишь так фасоль?
    — Не то, что люблю, но так; я не раз про себя думаю об этом, — ведь хорошо это, примерно, как будто лесок растет кругом дома. Здесь ничего нет!
    — А теперь, — начал он снова, — скажи мне, пан, — есть еще зимой у нас маленькие, вот такие, — показывает он на пальце, — серые такие птички? Также позабыл, как это называется. Раньше много их было! Бывало, молишься у окна, а этой мелюзги, как муравьев, наберется. Но кто бы там на них смотрел! Знаешь, пан, никогда бы не поверил, что когда-нибудь о них буду думать!? Ведь здесь, здесь даже вороны на зиму улетают, — эта мелюзга такая тем более не может выдержать, — но у нас, наверное, она еще есть? Ну, пане, да?..
    Но теперь я ему не ответил. Не сомневался я дальше, что старый еврей, фанатичный хасыд, тосковал по родине также, как я, что оба мы больны одной болезнью; такая неожиданная находка коллеги по страданию сильно растрогала меня; я взял его за руку и в свою очередь спросил:
    — Так вот о чем поговорить хотел со мной? Ты не думаешь о людях, о своей доле тяжкой, о нужде, которая гнетет тебя, а тоскуешь о солнце, воздухе родной земли?.. Думаешь о полях, лугах и лесах, об их божьих обитателях, которых в своей бедной жизни ты не имел времени даже хорошенько узнать, и теперь, когда образы милые исчезают из твоей памяти, боишься пустоты, которая окружает тебя, боишься сиротства, которое тяготит тебя, когда исчезают дорогие воспоминания? Хочешь, чтобы я тебе припомнил их? хочешь, чтобы я тебе сказал, какая наша земля!..
    — О так, пане, так, пане! затем сюда пришел я... — и он сжал мне руку и засмеялся как дитя, радостно.
 — Слушай же, брат!..
    ............................................................................................................................................................  
    И слушал меня еврей, весь ушедший в слух, с открытым ртом, вперенным в меня взором; взглядом этим он жег меня и поощрял, вырывал из меня слова, хватал их с жаждою и закладывал их глубоко, на дне своего горячего сердца... и глубоко залегли они там, не сомневаюсь я, потому что, как я кончил свой рассказ: «о вей мир, о вей мир!» — застонал еврей, затряслась его рыжая борода и крупные слезы, слезы чистые покатились по изморенному лицу... И долго всхлипывал старый хасыд, и плакал я с ним в тоже время.
    В. Сем.
    /Русскія Вѣдомости. Москва. № 251. 11 сентября 1892./






                                                              СРУЛЬ ИЗ ЛЮБАРТОВА
                                                                              Эскиз
                                                                          --------------
    Это было в... году, впрочем, дело не в том, короче это было в Якутске, в начале ноября, несколько месяцев спустя после моего приезда в эту столицу морозов.
    Спиртовый термометр Реомюра стоял на высоте 35° ниже нуля, и я со страхом размышлял о вероятном будущем моего носа и ушей, которые, перенесенные недавно из более теплого западного климата, постоянно заявляли весьма чувствительным для меня образом свой протест против принудительной акклиматизации и теперь должны были подвергнуться особенно продолжительному испытанию: дня два тому назад скончался один из членов нашей колонии, курп [* Житель Ломжинской губернии.] Петр Балдыга, и нам предстояло сегодня утром отдать ему последний долг — похоронить бренные его останки в замерзшей земле.
    Я ожидал только одного из знакомых, который должен был известить меня о времени похорон; ждать пришлось не долго, и я, приняв возможные средства к предохранению носа и ушей от грозящей им опасности, отправился с товарищами в больницу, которая находилась за городом. Во дворе, в некотором отдалении от других строений находилось небольшое здание — мертвецкая. В ней-то лежало тело Балдыги. Отперли дверь, мы вошли, и то, что увидели, на всех — нас было человек десять или несколько больше — произвело подавляющее впечатление. Действительность во всей неприглядной наготе предстала глазам нашим: в сарае, в котором ничего не было, кроме нагих стен, украшенных белым инеем, на покрытом снегом полу, лежал завернутый в какую-то простыню или рубашку побелевший от снега огромный усатый труп. Это был Балдыга. Члены его окоченели от холода, и для того, чтобы поместить тело в гроб, его придвинули ближе к дверям сарая, через которые врывался дневной свет. В моей памяти навсегда отпечатлелся образ Балдыги, его суровое лицо, очищенное теперь от снега, на которое какое-то удивительное, не поддающееся описанию, страдание наложило свою печать; открытые глаза, казалось, с немым укором были обращены к высокому морозному небу.
    Заметив болезненное впечатление, произведенное на меня видом мертвеца, один из товарищей рассказал мне, что покойный был весьма достойный человек, трудолюбивый и к тому же обладающий крепким здоровьем, что он всегда помогал другим, более несчастным, и, по свойственному всем курпям упрямству, не покидал надежды увидеть родной Нарев. Смерть, видно, образумила его.
    Между тем бренные останки почившего вложили в гроб, который поместили на маленьких, в одну лошадь, якутских санях, и когда жена портного В., как более других присутствовавших знавшая религиозные обряды, исполняя обязанность священника, громко запела: «Упокой, Господи, душу раба твоего», мы двинулись по направлению к кладбищу, поддерживая пение нестройными голосами.
    Мы шли быстро. Мороз усиливался и заставлял торопиться. Но вот мы на кладбище. Каждый из нас бросает горсть земли на крышку опущенного в яму гроба, еще несколько ловких взмахов заступа, — и только небольшое возвышение свидетельствует о столь еще недавнем существовании того, чье смертное тело под ним покоится. Да и то не долго. Придет весна, могильная насыпь растает, сравняется с землею, сорные травы вырастут на ней, года через два не станет и тех, которые присутствовали при последнем акте земной трагикомедии, в которой он играл первую роль, и никто не найдет на земле даже воспоминания о нем, — ищи хоть мать родная. Но даже искать его никому не придет в голову. Собака — и та не спросит... Знал это Балдыга, знал каждый из нас, м в молчании мы разошлись по домам.
                                                                           --------------
    На следующий день мороз все усиливался. Через улицу, довольно узкую, на которой я жил, насупротив нельзя было отличить зданий: непроницаемый снеговой туман окутал землю, лишая ее солнечного света. Воздух был до такой степени сгущен, что хотя на улице не было живой души, но до ушей моих долетали беспрестанно то металлические звуки хрустящего снега, то гул лопающихся в стенах домов толстых бревен или растрескивающейся земли, то жалобный, как плач, напев якутской песни. Приближались уже, по-видимому, якутские морозы, перед которыми ничто самый страшный полярный холод, морозы, наполняющие ужасом сердце человека и  заставляющие все живое сосредоточиться в себе и сжаться, при полном сознании собственного бессилия, подобно тощему, изголодавшемуся кобелю, окруженному стаей свирепых собак, знающему, что раньше или позже неумолимый враг одержит победу.
    И Балдыга, точно живой, все чаще и чаще представлялся моему воображению. Я просиживал часы над работой в полном бездействии, перо выпадало из рук, и непокорная мысль уносила меня далеко за пределы этого морозного, снежного мира. Напрасно призывал я в помощь рассудок, напрасно повторял себе советы врача; до сих пор я успешно боролся с завладевшей мною болезнью, теперь же я чувствовал себя обессиленным, уничтоженным. Тоска по родине пожирала меня, мучила невыносимо.
    Ведь сколько раз я находил в себе достаточно, сил, чтобы отогнать обманчивые мечтания, — неужели сегодня они овладеют мною? А искушение было сильнее обыкновенного, я же чувствовал себя менее способным к борьбе. И так, долой царство вечных снегов и морозов, долой действительность в ее якутской форме! Я бросаю перо и, скрываясь в клубах табачного дыма, переношусь в мир, порожденный горячечным воображением.
    И вот меня подхватила игривая фантазия!
    Через тайги и степи, через горы и реки, царства и неисчислимые земли понеслась моя мысль на далекий запад, точно силой волшебства представляя душевным взорам моим родные прибугские поля, полные красоты и гармонии, не знающие горя и злобы человеческой. Уста мои немеют перед описанием этих чудес, перо выпадает из рук. Я видел золотистые нивы, изумрудные луга, старые леса, которые шептали мне о былом. До ушей моих долетал шум колосистых волн, разнообразные звуки крылатых Божьих певцов, ропот дубов-исполинов, гордо вызывающих в бой могучие ветры. Я наслаждался запахом этих благоухающих лесов и прелестью родных мазовецких полей, украшенных девственной свежестью голубых васильков. Каждый нерв чувствовал прикосновение родного воздуха. Я ощущал живительное действие солнечных лучей, и хотя на дворе мороз все неистовее свирепствовал и на стеклах окон скалил свои зубы, кровь живее кружилась в моих жилах, голова разгорелась и, как очарованный, я уже ничего не видел и не слышал...
                                                                           --------------
    Я не видел и не слышал, как отворилась дверь, и кто-то вошел ко мне в комнату; не заметил клубов пара, который врывается здесь сквозь открытую дверь в таком количестве, что из-за него совершенно не видно вошедшего; не чувствовал холода, с каким-то сознательно-бесстыдным нахальством вторгающегося в человеческое жилье, не видел и не слышал ничего, и только почувствовав присутствие человека, прежде чем взглянуть на него, спросил:
    — Тох надо? [* Что надо? — по-якутски.]
    — Это я, барин, мелочью торгую, — был ответ.
    Я оглянулся. Не было никакого сомнения: передо мною стоял польский еврей, тип еврея — жителя небольших городов, и я узнал его тотчас, не смотря на разнообразие верхнего одеяния, на украшавшие его бычачьи и оленьи шкуры. Кто видел еврея в Лосицах или Сарнаках, тот узнает его не только в якутских, но даже в патагонских шкурах. Так как вопрос был сделан мною почти бессознательно, как я уже сказал, то стоявший передо мной еврей не нарушил течения моих мыслей, представляя собою слишком чуждую для меня в данный момент действительность, не был неприятным контрастом. Напротив, я с некоторым даже удовольствием всматривался в знакомые черты; появление его в то время, когда я мыслью и сердцем перенесся на родину, показалось мне довольно естественным, несколько же слов, сказанных по-польски, приятно звучали в моих ушах; не прийдя еще в себя, я стал дружелюбно присматриваться к нему.
    Еврей постоял несколько времени, затем отвернулся, отошел к дверям и стал снимать с себя свою разнообразную одежду.
    Тогда только, окончательно опомнившись, я заметил, что не ответил ему ничего и что догадливый земляк, совершенно превратно растолковав себе мое молчание, хочет показать мне свои товары. Я поспешил разубедить его.
    — Послушай, любезный, я ничего не куплю, ничего мне не надо; не раздевайся напрасно и ступай себе с Богом.
    Еврей перестал раздеваться, подумал немного, приблизился затем ко мне, влача за собою снятую уже доху [* Верхняя зимняя одежда, обыкновенно из двойных шкур, сшитых таким образом, что шерсть обращена внутрь и наружу. Делают их из оленьих шкур; бедные носят бычачьи дохи.], и прерывающимся голосом, быстро и бессвязно, начал говорить:
    — Ничего; я знаю, что вы не купите. Видите, я уж давно здесь, очень давно... Я не знал до сих пор, что вы сюда приехали. Вероятно, из Варшавы? Вчера только мне сказали, что вы здесь уже четыре месяца. Как жаль, что я так поздно узнал о вашем приезде. Я бы сейчас пришел. Сегодня я искал вас целый час, был в конце города, а тут мороз, черт побери!.. Я вам долго не буду мешать, всего лишь несколько слов.
    — Чего же ты хочешь от меня?
    — Я желал бы немного поговорит с вами.
    Эти слови нисколько не удивили меня: я встречал уже много людей, приходивших «поговорить немного» с человеком свежим, недавно прибывшим; в числе их были также евреи. Все они интересовались самыми разнообразными вещами: были просто любопытные и любившие поговорить, были такие, которые спрашивали лишь о своих родных, были и политики, — у многих из этих последних окончательно ум за разум зашел. Вообще, однако политика пользовалась особым почетом и уважением со стороны спрашивавших. Поэтому меня нисколько не удивило желание моего гостя, и хотя я был бы не прочь отделаться от неприятного запаха, издаваемого плохо выделанными шкурами дохи, однако, попросил его раздеться и сесть.
    Видимо обрадованный, еврей быстро разделся и через несколько мгновений очутился возле меня, что дало мне возможность рассмотреть его поближе.
    Казалось, все типичнейшие черты еврейского племени воплотились в нем: толстый, неуклюжий, несколько покривившийся в сторону, горбатый нос, проницательные, ястребиные глаза, клиновидная борода цвета спелого огурца, наконец низкий лоб, окаймленный жесткими волосами, — таков был мой посетитель. Тем не менее, все эти непривлекательные черты, соединенные в одно целое, не произвели на меня неблагоприятного впечатления: оно смягчалось изможденным видом лица, дышавшего какою-то откровенностью и дружелюбием.
    — Скажи мне, откуда ты, как тебя звать, что ты здесь делаешь и о чем хочешь узнать от меня?
    — Я, барин, Сруль из Любартова, знаете, что возле Люблина. У нас все думают, что это очень далеко, и я так думал прежде, но теперь, — прибавил он, особенно ударяй , на последнем слове, — я знаю, что Любартов очень близко от Люблина, очень близко.
    — Давно ты здесь?
    — Давно, уже почти три года.
    — Ну, это еще не так давно. Живут и по двадцати лет. По пути я встретил старика из Вильны, который здесь уже коло 60 лет. Вот это действительно давно.
    — Этого я не знаю, — возразил он с раздражением; — я знаю только, что я здесь уже очень давно.
    — Ты, вероятно, живешь один, если время кажется тебе столь продолжительным?
    — С женою и дочерью; у меня было четверо детей, когда я шел сюда, но дорога такая, что Боже упаси; мы шли целый год. Вы знаете, что такое этапы? Трое детей сразу померло, в одну неделю, почти в одно время. Трое дѣтей?!.. легко сказать... даже похоронить было негде, — здесь нет еврейского кладбища. Я хасид, — прибавил он, несколько понизив голос, — вы знаете, что это значит... Закон храню, а Бог меня так наказывает...
    Он замолчал, видимо тронутый.
    — Но, мой милый, в таком положении об этом не думают; ведь все равно, где похоронить, — земля везде божья, — сказал я, думая хоть чем-нибудь утешить его. Но еврей вскочил точно ужаленный.
    — Божья! Какая божья! Что вы говорите? Это собачья земля! Тьфу! Божья земля! Не говорите так, стыдитесь! Божья земля, которая никогда не оттаивает! Это проклятая земля! Бог не хочет, чтобы здесь жили люди; если бы он хотел, не такая была бы земля. Проклятая земля! Тьфу, тьфу!
    И он начал плевать и топать ногами; сжав губы и стиснув кулаки, грозил ни в чем неповинной якутской земле, произнося в то же время какие-то еврейские проклятия. Наконец, истощенный и обессиленный, упал на стул возле меня.
    Все вообще ссыльные, без различия религии и национальности, не любят Сибири; но фанатический хасид, как видно, не мог питать к ней половинную ненависть. Я ожидал, пока он успокоится. Воспитанный в суровой школе жизни, еврей скоро совладал со своим волнением, и когда я через минуту посмотрел ему вопросительно в глаза, он тотчас же ответил:
    — Извините, я ни с кем об этом не говорю, да и с кем говорить!
    — Разве здесь мало евреев?
    — Какие это евреи? Они своего закона не исполняют...
    Боясь, однако, нового взрыва, я не дал ему кончить, прервав его речь вопросом, о чем собственно он хотел со мной говорить?
    — Я хотел бы знать, барин, что там слыхать? Я уже столько лет здесь и не знаю, что там делается.
    — Твой вопрос довольно странен: ведь не могу же я сразу рассказать тебе обо всем; я не знаю, о чем ты хочешь от меня узнать. Может быть, о политических новостях?
    Еврей молчал.
    Думая, что он, как много других, интересуется политикой, не понимая самого названая ее, я начал стереотипный, благодаря многократным повторениям, рассказ о политическом состоянии Европы, России и т. д. Но еврей сделал нетерпеливое движение.
    — Так это тебя не занимает? — спросил я.
    — Я об этом никогда не думал, — отвечал он откровенно.
    — Ну, я кажется, догадываюсь, о чем тебе хочется знать: вероятно, о том, каково теперь евреям, как идет торговля?
    — Им лучше, чем мне.
    — Верно. Значит, о том, какие цены на рынке, дорого ли мясо, мука и т. д.?
    — Мне от этого мало пользы: ведь здесь ничего нельзя достать, как бы там все дешево ни было.
    — Справедливо. Однако, что ж тебе нужно?
    — Да я и сам не знаю, барин, как это сказать. Видите, я часто так думаю, так думаю, что иногда Ривка — это жена моя — спрашивает: что с тобою, Сруль? Что я ей могу сказать, когда я и сам не знаю, что со мной? А то, пожалуй, и люди стали бы надо мной смеяться, — прибавил он, испытующе взглянув на меня, как бы желая знать, не стану ли и я над ним смеяться.
    Но я не смеялся. Мое любопытство было задето: очевидно, что-то мучило его, в чем он сам себе не мог дать отчета, а тем более высказать на языке, которым владел так плохо. Чтобы помочь ему в этом, я успокоил его, что работа моя не спешная, что и он не много потеряет, если поговорит со мной час-другой и т. п. Еврей поблагодарил меня взглядом, и после краткого размышления спросил:
    — Вы давно выехали из Варшавы?
    — В конце апреля старого стиля.
    — Было ли тогда жарко или холодно?
    — Совершенно тепло. Я ехал в летнем платье.
    — Вот видите. А здесь морозы!
    — А ты разве забыл, что у нас в апреле поля засеяны, деревья зелены?
    — Зелены? — повторил он, и радость блеснула в его глазах; — да, да, зелены, а здесь морозы!
    Теперь я уже знал, что ему нужно; однако, желая удостовериться, я молчал. Еврей видимо оживился.
    — Расскажите мне, есть ли у нас теперь... забыл, как это называется, — говорил он в смущении, как будто знал когда-нибудь; — такое, знаете, белое, точно горох, летом возле домов растет в огородах, на таких больших палках?
    — Фасоль?
    — Она самая. Фасоль, фасоль, — повторил он несколько раз, как будто желая запечатлеть это слово навсегда в своей памяти.
    — Конечно, есть, даже много; а здесь разве нет?
    — Здесь? три года живу, а не видел ни одного зернышка, горох такой, что у нас, с позволения сказать, только... только...
    — Свиньям дают, — подсказал я.
    — Ну, да. Здесь фунтами продают, да и то не всегда можно достать.
    — Ты так любишь фасоль?
    — Не то, чтобы очень любил, а так; я думаю часто, как ото красиво выглядит — возле дома, точно лесок растет. Здесь ничего нет.
    — А теперь скажите мне, — начал он опять: — есть ли у нас зимою вот такие, — он показал пальцем, — серые птички, забыл как они называются? Прежде их было много. Бывало, молюсь у окна, а этой мелюзги точно мурашей копошится. Тогда я на них не обращал внимания. Знаете, я никогда не поверил бы, что когда-нибудь буду думать о них. Здесь вороны, и те на зиму улетают, а уж этой мелочи где удержаться! но у нас, верно, они еще есть. Да, барин?
    Но я не ответил ему; я не сомневался более, что старый фанатический хасид, также как и я, тоскует по родине, что мы оба больны одной болезнью. Встретив столь неожиданно товарища по несчастию, я был тронут. Я взял его за руку и в свой очередь спросил:
    — Так вот о чем ты хотел узнать? Ты не думаешь о людях, о своей тяжелой участи, о нужде, которая гнетет тебя, но тоскуешь по солнцу, по воздуху родной земли? Ты думаешь о полях, лугах и лесах, о божьих жителях, которые их населяют и которых в течении твоей горемычной жизни ты не мог даже узнать хорошо? Теперь, когда дорогие образы исчезают из твоей памяти, ты боишься пустоты, которая тебя окружит, боишься одиночества, которое почувствуешь, утратив дорогие воспоминания? Хочешь, чтобы я припомнил их тебе, возобновил в твоей памяти, рассказал, как прекрасна наша земля?
    — О, да, да! я затем сюда и пришел... И он сжимал мои руки и смеялся радостно, как ребенок.
    — Ну, так слушай!
    .........................................................................................................................................................   
    И Сруль, весь превратившись в слух, жадно поглощал мои слова. Полуоткрыв рот, устремив на меня глаза, он взглядом своим жег и возбуждал меня, исторгал слова, схватывал их и прятал глубоко на дне своего сердца, и когда я кончил рассказ, он застонал болезненно: «О, вей мир, о, вей мир!» его рыжая борода затряслась, и большие, прозрачные слезы покатились из глаз... И долго плакал старый хасид, а вместе с ним и я.
                                                                           --------------
    С того времени много воды утекло в холодной Лене, много слез человеческих скатилось по измозженным страданием лицам. Однако, до сих пор, хотя это было уже давно, в бессонную ночь, среди мертвой тишины, часто является предо мною величественный, с печатью страдания на челе, образ Балдыги, а рядом с ним пожелтевшее, покрытое морщинами лицо Сруля, облитое чистыми слезами. И часто, всматриваясь внимательнее в эти ночные видения, я вижу движение дрожащих, бледных губ, и слышу слабый, полный безнадежного отчаяния шепот: О, Иегова, за что ты так жесток к одному из вернейших сынов твоих?
    Адам Шимановский.
    /Восходъ. Журналъ учено-литературный и политическій издаваемый А. Е. Ландау. Декабрь. С.-Петербургъ. 1886. С. 165-175./




                                                                ТОСКА ПО РОДИНЕ
                                                           Рассказ Адама Шиманского
                                                            (Перевод с польского В. Т.)
    Это было в 18.. году... но не все ли равно, в котором году, а дело в том, что это было в Якутске в начале октября, через несколько месяцев после моего приезда в эту столицу морозного царства.
    Спиртовой термометр Реомюра показывал 35 градусов мороза. Вот почему я со страхом думал о будущей судьбе моего носа и ушей, которые до сих пор всегда чувствительным для меня образом выражали свой тихий протест против насильственной акклиматизации, и которые сегодня именно должны были выдержать более продолжительное, чем обыкновенно, испытание.
    Причина угрожавшего им испытания была следующая: два дня тому назад, в местном госпитале умер один из членов нашей колонии Петр Балдыга, и сегодня утром мы должны были отдать ему последний долг и зарыть в замерзлую землю его, сильно потертые в жизненной борьбе, кости.
    Я ожидал только одного моего знакомого, который должен был уведомить меня о времени похорон; ждать мне пришлось недолго и, защитив самым старательным образом нос и уши, я направился вслед за другими к госпиталю.
    Госпиталь был за городом. На дворе немного в стороне от других строений, находился небольшой сарай, в котором складывались трупы.
    Там-то и лежало теперь тело Балдыги. Когда мы отворили двери и вошли в сарай, то внутренность его произвела на всю нашу компанию неприятное впечатлите; нас шло всех человек десять, а может быть, и больше того, и все мы невольно обменялись взглядами; перед нами была холодная и ничем не прикрашенная нагая действительность. В сарае, в котором не было ни стола, ни стула, ничего кроме стен, побелевших от снежного инея, на полу, также покрытом снегом, лежал огромный белый труп с большими усами, завернутый в какую-то простыню или рубаху. Это и был Балдыга. Тело сильно замерзло, и для того, чтобы его легче было вложить в гроб, его отодвинули к дверям туда, где было светлее.
    Никогда не забыть мне лица Балдыги, которое я увидел теперь при дневном свете, когда с него очистили снег. Суровое выражение его носило следы какого-то странного, невыразимого страдания, а бывшие зрачки в широко раскрытых глазах с укором были устремлены куда-то вдаль, к морозному суровому небу.
    — Молодец был покойник, — сказал мне кто-то из соседей, заметив то впечатление, которое на меня произвел вид Балдыги, — всегда он был здоров, и работал за двоих, и всегда около него ютился кто-нибудь из бедняков; правда, что и упрям он был, и, несмотря ни на что, верил в то, что вернется когда-нибудь на свой Нарев. Но, кажется, однако, перед смертью он понял, что этому никогда не бывать.
    Между тем окаменевшее от мороза останки вложили в гроб и поставили на маленькие одноконные якутские сани, и когда жена портного W, исполнявшая в данном случае, как опытный человек в этом деле, обязанности ксендза, занела громко: «Со святыми упокой», мы подтянули ей своими срывавшимися голосами и направились к кладбищу.
    Мы шли быстро, так как мороз крепчал и заставлял нас прибавлять шагу. Вот мы, наконец, и на кладбище, всякий из нас бросает комок замерзшей земли на гроб, затем несколько взмахов лопаты... и все кончено... И только маленькая свеженасыпанная кучка земли свидетельствуете о недавнем еще существовании Балдыги на свете. Но и она недолго будет свидетельствовать о нем, может быть только едва в течении нескольких месяцев; придет весна и разогретая солнцем насыпь растает, сравняется с землей, порастет травой и крапивой; через год или два умрут или разбредутся по широкому свету свидетели похорон, и даже мать родная не сыщет его па белом свете. Но наверное никто и искать не будет умершего, и никто не вспомнить о нем.
    Знал о том Балдыга, знали и мы, и в молчании разошлись по домам...
    На другой день после похорон мороз покрепчал еще больше. По другой стороне улицы, на которой я жил, не возвышалось никакого строения; густая мгла снежных кристаллов, как туча нависла над землею. Из за этой мглы не видно было солнца; и хотя на улице не было ни души, в воздухе, невероятно сгущенном от страшного холода, раздавались и ясно доносились до моего слуха то металлические звуки скрипящего снега, то треск грубых бревен, заложенных в стены домов, то гул от трескающейся широкими расщелинами земли, то похожая на стон жалобная песнь якута. По-видимому, начинались те якутские морозы, перед которыми бледнеют все самые ужасные полярные холода, перед которыми какой-то страх охватывает человека, и хотя всякое живое существо, чувствуя свое полнейшее бессилие, уходит в себя и съеживается, как захудалая собака, когда на нее нападает свора сильных и здоровых псов, но все-таки всякий прекрасно знает, что все это напрасно, и что раньше или позже, но неумолимый враг все-таки победит. И Балдыга, как наяву, все чаще и чаще представлялся мне. Вот уже с добрый час, как я разложил свою работу, но дело не шло на лад, перо само выпадало из рук, и непослушная мысль рвалась далеко, далеко, за пределы этой снежной и морозной земли. Напрасно я призывал на помощь мой рассудок, напрасно повторял себе, по крайней мере в десятый раз, советы врача, и хотя я все это время кое-как держался, и не давал завладеть собой грызущей меня болезни, но сегодня я чувствовал себя совершенно бессильным и обезоруженным. Тоска по родине заполонила все мое существо и разрывала мое сердце на части.
    Как часто бывало, что я не мог противостоять обманчивым мечтам, почему же сегодня именно я должен был устоять от покушения? И искушение было сильнее, и я чувствовал себя бессильное чем когда-либо. II потому, прочь от меня морозы и снега, прочь от меня якутская действительность! Я бросил перо и, потонув в облаках табачного дыма, дал волю своему разгоряченному воображению...
    И далеко, далеко унесся я па крыльях своей фантазии! Несся я через тайги и степи, через горы и реки, через бесчисленные царства и земли на далекий запад, где передо мной развертывались настоящие чудеса; не было там ни бедности, ни злобы человеческой на моих прекрасных надбужских нивах! Не в моих силах ни рассказать, ни описать тех чудес, которые представлялись мне! Я видел золотистые нивы, изумрудные луга, старые леса, шумящие о былых деяниях.
    Я слышал шум колосящихся волн на поле, стрекотанье божиих крылатых певцов, говор огромных дубов, гордо борющихся с вихрем.
    И упивался я ароматом этих благоуханных лесов и цветущих полей, украшенных молодою свежестью даров небесных, красотою весны — невинными фиалками.
    Я не видел и не слышал, как двери отворились и кто-то волош ко мне; не заметил я также и клубов пару, которые врываются в комнату при каждом открыли двери в таком количестве, что сразу и не рассмотришь входящего; не чувствовал я и холода, который с такою бессовестностью врывается при всякой возможности в человеческие жилища; не видел я, не слышал ничего и только тогда, когда почувствовал, что около меня находится какое-то человеческое существо, то прежде чем рассмотреть, кто это такое, невольно вырвался у меня по-якутски обычный вопрос:
    — Тох надо?
    — Это я, к вашей милости, торгую мелочами, — раздался ответ.
    Я поднял глаза. Никогда мне не могло придти в голову, что передо мною, если исключить его разнокалиберную одежду, состоящую из воловых и оленьих шкур, мог находиться в настоящую минуту типический польский жид из маленького местечка. Кому случалось видеть таких жидов в Лозицах или Сарнаках, тот не забудет их никогда и узнает их не только в Якутске, но даже и в Патагонии. И потому я его узнал сразу. А так как и вопрос мой, как я уже говорил выше, был предложен мною почти бессознательно, то присутствие этого жида, стоящего теперь передо мной, не прервало внезапно нити моих мыслей и не находилось с ними в слишком большом противоречии. Напротив того, я с особенным удовольствием вглядывался в знакомые для меня черты лица, и появление жида именно в ту минуту, когда сердцем и мыслью я перенесся в родную землю показалось мне совершенно естественным, а несколько вымолвленных им польских слов приятно ласкали мой слух. Не выходя из своего прежнего состояния задумчивости, я дружелюбно приглядывался к нему.
    Жид постоял немного, наконец повернулся, отошел къ дверям и торопливо стал снимать с себя свое разнокалиберное одеяние. Только тогда я опомнился и заметил, что ничего не ответил на его вопрос, и что мой неглупый земляк, объяснив по своему мое молчание, будет сейчас раскладывать свой товар. Поэтому-то я и поторопился вывести его из заблуждения.
    — Побойся Бога, что ты делаешь? — живо воскликнул я. — Мне ничего не нужно, я ничего не буду покупать, и потому не раздавайся напрасно и иди себе с Богом дальше.
    Жид перестал раздаваться: подумав немного и волоча за собой наполовину сброшенную доху, он приблизился ко мне и начал быстро и бессвязно говорить прерывающимся голосом:
    — Это ничего, я знаю, что вы ничего не купите. Видите ли, я здесь уже давно, очень давно... И до сих пор я не знал, что вы приехали... Ведь вы из Варшавы? Только вчера мне сказали, что вы уже четыре месяца, как живете здесь. Как жаль, что я так поздно об этом узнал! А то бы давно уж пришел! Сегодня целый час искал вас: был на другом конце города, да еще в такой мороз, черт бы его драл! Если вы позволите, мне нужно только сказать вам несколько слов. я вас не задержу...
    — Что же тебе от меня нужно?
    — Я хотел бы с вами поговорить.
    Такой ответ меня совсем не удивил; мне приходилось нередко встречать людей, которые приходили единственно затем, чтобы поговорить с человеком, прибывшим из их края: между ними встречались и жиды. Приходящие интересовались самыми разнообразными вопросами; бывали между ними люди просто любопытные и любящие поболтать, бывали я такие, которые спрашивали только о своих родных; бывали и политики, из которых у многих все перепуталось в голове. Вообще же, однако, у приходящих поговорить политика всегда пользовалась большим уважением и почетом. Поэтому-то я и не был насколько удивлен желанием новоприбывшего, и хотя и рад был бы избавиться от неприятного запаха плохо выделанных воловьих шкур, тем не менее любезно попросил жида, чтобы он раздался и присел. Жид, очевидно, был обрадован моим предложением и сел рядом со мной. Теперь я мог уже подробнее рассмотреть его.
    Все самые ординарные черты жидовского племени, казалось, воплотились в сидящей рядом со мной фигуре; мой гость обладал и толстым прямым, немного скривленным на бок носом и пронизывающими ястребиными глазами и клинообразной бородкой, цвета перезревшего огурца, и наконец низким лбом, окаймленным жесткими волосами; но удивительно, что все это вместе взятое скрашивалось выражением истощенного лица, дышащего каким-то прямодушием и приязнью и потому, может быть, и не производила на меня в данную минуту неприятного впечатления.
    — Скажи же мне, откуда ты родом, как тебя зовут, что ты здесь делаешь, и в чем я могу помочь тебе?
    — Видите ли, я Сруль из Любартова, может быть, вы знаете, это совсем близко Люблина; а у нас все думают, что это очень далеко, прежде и я так думал, ну а теперь, — прибавил он с ударением, — я узнал, что Любартов от Люблина очень близко, совсем тут же.
    — А ты давно уже здесь?
    — Очень давно, скоро будет три года.
    — Ну, это еще не так давно; здесь есть такие, что живут лет по 20-ти, а в дороге я встретился со старичком из Вильны, так он лет пятьдесят уже живет здесь; вот они, действительно, давние здешние жители.
    Но жид меня прервал.
    — Я не знаю, что они думают: я знаю только про себя, что я здесь очень, очень давно.
    — Наверно ты здесь без семьи, если для тебя время тянется так долго?
    — Нет, у меня есть и жена, и ребенок — девочка; было у меня четверо детей, но дорога была такая ужасная, мы шли целый год; вы знаете ведь, что значит идти по этапу?.. Трое детей умерло сразу на одной неделе... Трое детей... легко сказать... и похоронить их негде было, потому там ведь нет нашего кладбища... Я хассыт ,—прибавил он тише, — вы знаете, что это такое... я соблюдаю закон, а Бог меня так наказывает...
    И он замолк в волнении.
    — Знаешь, мой дорогой, видь в таком положении, как ты, незачем себе и голову ломать над этим, к тому же разве не одинакова везде земля Божия, — начал я успокаивать его, как вдруг жид вскочил, точно его ошпарили кипятком.
    — Божья земля! какая божья земля! где эта божья земля! что вы говорите! Это собачья земля! Тьфу, тьфу! Божья земля! Как вам не грех говорить так! Божья земля, которая никогда не оттаивает! Это проклятая земля! Бог сам не хочет, чтобы здесь жили люди; если бы он хотел этого, разве Он сотворил бы ее такою! Проклятая, подлая земля!
    И он стал плевать вокруг себя и топать ногами; стиснув плотно свои губы и скрючив пальцы, он угрожал невинной земле якутской, шептал какие-то жидовские проклятия, пока, наконец, измученный, не повалился на стул, стоявший около меня. Все сосланные, без различия религии и национальности, не любят Сибири; но, очевидно, фанатичный хассыт не умел ненавидеть на половину. Я продолжал выжидать, когда он успокоится. Воспитанный в суровой школе, жид скоро пришел в себя и овладел собой, и когда я через некоторое время взглянул ему вопросительно в глаза, он тотчас же отвечал мне:
    — Извините меня, но я никогда ни с кем не говорю об этом, да и с кем здесь говорить?
    — Разве здесь мало жидов?
    — Какие же это жиды? Ведь из здешних жидов никто не соблюдает закон.
    Боясь, однако, что он разразится снова, я не дал ему докончить речи, так как решил отделаться от него и прямо задал ему вопрос, о чем он хотел поговорить со мной.
    — Мне бы хотелось узнать, что у нас слышно. Столько лет живу здесь и еще никогда не слышал, что творится в наших местах.
    — Ты задаешь такой странный вопрос, что я, право, не знаю, как и ответить тебе; скажи, что тебя интересует, может быть политика?
    Жид молчал.
    Думая, что гость мой, также как и многие другие интересуется политикой, хотя и не знает даже названия этого предмета, я начал свой стереотипный, вследствие частого повторения, рассказ о политическом положении Европы, нашей страны и т. д., но жид стал вертеться и выказывать знаки нетерпения.
    — Верно это тебя не интересует? — спросил я.
    — Никогда не ломал себе голову над такими пустяками, — откровенно отвечал он.
    — А, так, я стало, быть знаю, что тебя интересует; наверное тебе хочется знать, как живется жидам, как идет у них торговля?
    — Им-то лучше живется, чем мне.
    — Совершенно верно. Так, может быть, ты хочешь знать, дорога ли у нас жизнь, какие цены на базаре, почем мука, мясо и т. д.
    — Что мне до всего этого, когда здесь ничего нельзя достать, хотя бы там это и продавалось задаром.
    — И это правда; но чего же ты тогда от меня хочешь?
    — Я и сам не знаю, как это вам объяснить. Видите ли, я часто сижу, сижу, да я задумаюсь, так задумаюсь, что Ривка, так зовут мою жену, начнет спрашивать меня: «Сруль, что с тобой?» А что же я ей скажу, когда и сам не знаю, что со мною. Да, если я расскажу, то, пожалуй, еще смеяться надо мной будут, — прибавил он, как бы спрашивая, не буду ли и я смеяться над ним.
    Но я не смеялся. Меня разобрало любопытство; очевидно, его что-то угнетало, в чем он не умел дать себе отчета, и передача его на языке, которым он владел довольно плохо, — была для него трудной задачей. Чтобы помочь ему, я его успокоил, чтобы он не торопился, что работа моя не к спеху, и что для меня не будет никакой потери в том, если мы поболтаем с часочекъ...
    Жид поблагодарил меня взглядом и после короткого раздумья начал:
    — Когда вы выехали из Варшавы?
    — По русскому календарю, в конце апреля.
    — А что там холодно тогда было или тепло?
    — Совсем тепло, так что сначала я ехал одетый совсем по летнему.
    — Ну, вот видите ли, а здесь мороз!
    — Что же, разве ты забыл, что у нас в апреле уже засеяны поля и все деревья в зелени!
    — В зелени? — и радость блеснула в глазах Сруля, — да, да, там теперь зелень, а здесь мороз!
    Теперь я понял, чего он хотел от меня; желая, однако, убедиться в моем предположении я замолчал; жид, по-видимому, оживился.
    — Вот, пожалуйста, скажите мне, растет ли теперь в наших краях... только видите ли... я не знаю... забыл, как это называется по-польски, — оправдывался он, как будто когда-то и в самом деле умел говорить на этом языке, — видите ли, это такое белое, как горох, только не горох и растет летом, на таких больших палках, около домов в саду?
    — Ты хочешь спросить про бобы?
    — Да, да, бобы, бобы, — повторил он несколько раз, как будто хотел запечатлеть это слово в своей памяти навсегда.
    — У нас везде много насажено бобов, а здесь разве они не растут?
    — Здесь? Вот уже три года, как я не видел ни одного зернышка... Здесь такой горох, что у нас только им...
    — Свиней кормят, — подсказал я ему.
    — Да, да, и то здесь его продают на фунты, и не всегда его можно достать.
    — Разве ты так любишь бобы?
    — Не то, что бы я уж очень любил их, но, видите ли, я часто думаю, как это красиво, как они там растут у нас, густо, густо около дома. А здесь ничего нет.
    — А теперь, — начал он снова, — теперь расскажите мне, видели вы у нас зимой вот таких маленьких, — и он показал у себя на пальце, — сереньких таких птичек? Забыл тоже, как они называются! Прежде их очень много было! Бывало, я молюсь себе около окна, а их налетит много, много... Там и не смотре на них! Да и не поверил бы никогда, что буду теперь о них думать. Ведь здесь даже вороны улетают на зиму, а где же выдержать холод таким крошкам... Но у нас, ведь, они верно не вывелась? Правда?
    Но я ему не отвечал, так как не сомневался больше, что старый жид и фанатичный хассыт тосковал по родине, как и я, что нас обоих мучила одна и та же болезнь; неожиданная находка товарища по несчастью была для меня приятна. Я взял его за руку и сам обратился к нему с вопросом:
    — Так вот о чем ты хотел поговорить со мной? Стало быть, ты не думаешь о людях, о своей тяжелой доле, о постигшем тебя несчастье, но тоскуешь о солнце, воздухе и родной земле? Думаешь о полях, лугах и лесах, о тех божьих созданиях, которые живут в них и которых ты, когда жил там, не имел времени узнать поближе, а теперь когда эти дорогие для тебя образы исчезают из твоей памяти, ты боишься пустоты, которая тебя окружает, боишься той страшной осиротелости, которая выпадет на твою долю, когда сгладятся дорогие воспоминания? Так, стало быть, ты хочешь, чтобы я тебе их припомнил, освежил в твоей памяти, хочешь, чтобы рассказал тебе про наш край!
    — Да, да, я за этим только и пришел к вам... — и жид жал мои руки и смеялся радостно, как ребенок.
    — Так слушай же, брат мой.
    .........................................................................................      ..........................................................   
    И слушал меня Сруль, весь обратившись в слух, раскрыв широко рот и устремив свои глаза на меня; он жег и возбуждал меня своим взглядом, с жадностью ловил мои слова и укладывал их па дне своего наболевшего сердца... я в этом не сомневаюсь, потому что, как только я кончил свой рассказ, жид жалобно застонал: «o wej mir, o wej mir»! Его рыжая борода затряслась, и большие чистые слезы заструились по его истощенному лицу... Долго, долго рыдал старый хассыт, и я с ним вместе.
                                                                             *       *
                                                                                   *
    Много воды уплыло с тех пор в холодной Лене, и не мало слез пролилось по измученным лицам. Однако, и теперь хотя уже много времени прошло с тех пор, часто в ночной тишине, во время бессонной ночи, встает передо мной, как привидение, измученное, страдальческое лицо Балдыги, и около него сейчас же появляется пожелтевшее и сморщенное, облитое чистыми слезами лицо Сруля. И чем дольше я всматриваюсь в эти ночные видения, тем больше мне начинает казаться, как шевелятся дрожащие, бледные губы жида и тихий отчаянный голос шепчет около меня: «О Иегова, отчего же ты не смилостивишься над одним из самых верных слуг твоих?»
    /Мір Божій. № 3. С.-Петербургъ. 1893. С. 151-160./



                                                              ТОСКА ПО РОДИНЕ
                                                   Рассказ политического ссыльного.
                                                                 Ад. Шиманского
                                                 С польского перевела М. Троповская.


                                                              ТОСКА ПО РОДИНЕ
                                                                           рассказ
    Это было в... но все равно, в котором году это было; достаточно того, что это было, а было это в Якутске, в начале ноября, через несколько месяцев после приезда моего в столицу морозов.
    Спиртовой теплометр Реомюра показывал 35 градусов холода. И я со страхом думал о судьбе, ожидающей мой нос и уши, которые, будучи недавно лишь привезенными с запада, до сих пор всегда довольно чувствительно для меня выражали свой тихий протест против принудительной акклиматизации, а сегодня как раз им предстояло выдержать более продолжительное испытание. А испытание это угрожало им потому, что вот два дня тому назад в местной больнице умер один из членов нашей колонии — ссыльный Курп, Петр Балдыга и сегодня утром мы должны были воздать ему последний долг: сложить в мерзлой земле его изможденные кости.
    Я поджидал только одного из знакомых, который должен был притти уведомить меня о времени похорон; ждать пришлось не долго, и, старательно предохранив нос и уши от мороза, я отправился за остальными к больнице.
    Больница находилась за городом.
    На дворе, несколько поодаль от остальных построек, стоял небольшой сарай — это была мертвецкая.
    В этой-то мертвецкой лежало тело Балдыги. Нам отворили дверь, мы вошли, — и то, что мы увидели, произвело на нас всех крайне грустное впечатление. Нас было человек десять — двенадцать, и все мы невольно переглянулись меж собой: холодная, нагая действительность, ничем не прикрытая, была перед нашими глазами... В сарае, в котором не было ни стола, ни стула, одни только голые стены, покрытые снежным инеем, на усыпанном снегом полу лежал, тоже убеленный инеем, завернутый в какую-то не то простыню, не то рубаху, огромный усатый труп. Это был Балдыга.
    Труп замерз ужасно и, чтобы легче было уложить его в приготовленный уже гроб, его придвинули к двери, поближе к свету.
    Никогда не забуду я этого лица, которое я увидал теперь при дневном свете, очищенным от снегу. На суровом лице Балдыги лежала печать какого-то особенного, невыразимого страдания, а большие зрачки широко открытых глаз как будто с упреком устремлены были далеко-далеко, к высокому, морозному, суровому небу.
    — Покойник был славный парень, — рассказывал мне между тем один из соседей, заметив впечатление, какое произвел на меня вид Балдыги, — он всегда был здоровый и работящий и всегда, бывало, кого-нибудь из беднейших приютит у себя, поможет; только вот и упрямый же был, Курп, — до самого конца верил, что вернется к своему Нареву. Да перед самой смертью, однако, понял, видно, что этому не бывать.
    Меж тем окоченелый труп вложили в гроб, поставили на маленькие, одноконные якутские санки и, когда портниха, исполнявшая в данном случае, в качестве знатока религиозных обрядов, обязанности духовного лица, громко запела: «Слава Тебе, Царица Небесная», — мы все, поддерживая ее отрывистыми голосами, двинулись к кладбищу.
    Мы шли быстро, — мороз крепчал и поневоле заставлял спешить. Вот мы, наконец, на кладбище, бросаем по кому мерзлой земли в могилу, несколько умелых ударов заступом... и через несколько минуть только небольшая, свежая насыпь свидетельствует о недавнем еще существовании Балдыги на свете. Но не долго будет она свидетельствовать, несколько разве месяцев: придет весна, согретая солнцем могильная насыпь растает, сравняется с землей, зарастет травою; через год — два либо помрут, либо разбредутся по широкому свету свидетели похорон, — и хотя б родная мать тебя искала, не найти ей тебя уж нигде на земле! Да и не станет никто тут искать покойника (и собака далее не спросить о тебе).
    Знал это Балдыга, знали и мы и, молча, расходились мы по домам.
    На следующие день после похорон мороз усилился еще больше. По другую сторону довольно узкой улицы, на которой я жиль, не видать было ни одного строения; густая мгла снежных кристаллов, как туча, нависла над землею. Из-за мглы этой совсем не видно было солнца, но, несмотря на то, что на улице не было ни живой души, воздух, непомерно сгущенный от сильного холода, непрестанно доносил до моего слуха то металлические звуки хрустящего снега, то треск стен в домах, толстых бревен, либо трескающейся широкими щелями земли, то, похожее на стоны, заунывное пение якута. Очевидно, начинались те пресловутые якутские морозы, в сравнении с которыми бледнеют самые отчаянные полярные холода, при которых какой-то невыразимый страх охватывает человека, и каждый живой организм, чувствуя свою полную беспомощность, хоть и съеживается весь и скорчивается, как жалкая собачонка, окруженная стаей злых волков, но все же знает прекрасно, что все это тщетно, что неумолимой враг раньше или позже победить.
    И Балдыга, как наяву, все чаще вставал передо мной. С час уже сидел я над работой, но работа как-то не клеилась, перо само выпадало из рук, и непослушная мысль вырывалась далеко за пределы этой земли, вдаль от снегов и морозов. Напрасно обращался я к моему разуму, напрасно повторял я себе в десятый раз предписания врача; до сих пор я еще оказывал кое-какое сопротивление точившей меня уж несколько недель болезни, — сегодня же я чувствовал себя совершенно обессиленным. Тоска по родине томила, точила заедала меня.
    Столько уж раз не мог я противиться томившим воображение мечтам, — неужели же сегодня мог я устоять против соблазна? И соблазн был сильнее и сам я слабее обыкновенного.
    Итак, прочь морозы и снега, прочь якутская действительность! Я отбросил перо и, окруженный клубами табачного дыма, дал волю разгоряченной фантазии.
    И понесла ж она меня, своевольная!..
    Через тайги и степи, через горы и реки, через бесчисленные царства и страны стрелою помчалась мысль на далекий запад, развернув перед взором моим мои нивы родные над Бугом, где ни злобы нет людской, ни нужды, где столько красоты и гармонии! Не передать мне этого речами, не описать мне пером этих чар!
    Видел я дивные золотистые нивы, изумрудные луга, вековые леса, шептавшие мне сказки о давно минувших днях.
    Слышал я шум колосистых волн, щебет Божьих крылатых певцов, говор дубов-исполинов, смело борющихся с вихрями буйными.
    И я упивался нежным ароматом этих лесов, этих полей, усеянных цветами, украшенных девичьи-свежими синими васильками, красой весны — невинной фиалкой.
    Каждым нервом моим чувствовал я прикосновение родного воздуха... Я чувствовал живительную теплоту солнечных лучей, и хотя на дворе мороз становился еще бешеней все грознее скалил ко мне через стекла окна свои зубы, — кровь, однако, живее потекла по моим жилам, голова разгоралась и, как зачарованный, жадно заглядевшись на родные картины, жадно заслушавшись дорогих душе звуков, я уже не видел и не слышал ничего вокруг себя...
                                                                              *     *
                                                                                  *
    Я не видел и не слышал, как дверь отворилась и кто-то вошел ко мне; я не заметил клубов пару, которые тут всегда врываются, когда растворишь дверь, в таком количестве, что из-за них сразу и не увидишь входящего; я не почувствовал холода, который тут с какою-то бессовестной, умышленной назойливостью врывается в людское жилище; я не видел и не слышал ничего, и только, когда я почувствовал вблизи себя человека, прежде чем увидал его, я невольно кинул ему обычный в Якутске вопрос.
    — Тох надо? [* Что надо? — первые якутские слова при входе кого-либо.]
    — Это я, господин, мелочами торгую, — был ответ.
    Я поднял глаза. Не было сомнения в том, что передо мною, несмотря на то, что он весь был навьючен всевозможными одеждами, воловьими и оленьими шкурами, стоял типичный провинциальный польский еврей. Кто его видывал в Лосицах, либо Сарнаках, тот его узнает всегда, в каких бы он ни был там якутских или патагонских шкурах. И я его узнал сразу. А так как вопрос свой я задал ему почти бессознательно, еще не придя в себя, то этот еврей, стоявший предо мной, не обрывал слишком резко моих мечтаний, не был для них слишком неприятным контрастом. Напротив, я даже с некоторым удовольствием всматривался в знакомые мне черты; появление еврея в такую минуту, когда я весь душою и мыслями перенесся в родные края, показалось мне вполне естественным, а пара польских слов, сказанных им, приятно поласкали слух. И вот, в каком-то еще забытьи, я приветливо поглядывал на него.
    Еврей постоял немного, затем повернулся, отошел к двери и стал быстро стягивать с себя свои разнообразный одежды.
    Тогда только я опомнился и сообразил, что я ничего ему не ответил, и что догадливый земляк, объяснив себе как можно предусмотрительнее мое молчание, захочет разложить передо мною свой товар. Я поторопился вывести его из заблуждения.
    — Побойся Бога, человече, что ты делаешь?!.. воскликнул я живо. — Ничего я не куплю, ничего мне не надо, не раздевайся понапрасну и ступай себе с Богом дальше!
    Еврей перестал раздеваться и, подумав минутку, волоча за собою наполовину снятую доху [* Верхняя зимняя одежда. Обыкновенно из двойных шкур шерстью вверх, внутри сшитая. Дохи шьются из оленьих шкур, более бедные носят из воловьих.], подошел ко мне и обрывающимся голосом быстро и бессвязно заговорил:
    — Это ничего; я знаю, что вы ничего не купите. Видите ли, я уж тут давно, очень давно... Я до сих пор не знал, что вы приехали. Вы ведь из Варшавы? Вчера только мне сказали, что вы здесь уже больше четырех месяцев. Как жалко, что я так поздно узнал! Я бы сейчас пришел. Сегодня я вас целый час искал, — я был уж на самом краю города; а тут еще мороз такой, черт его побери!.. Извините, господин, я долго мешать вам не стану, только несколько слов.
    — Чего же ты от меня хочешь?
    — Я только хотел бы с вами немного поговорить...
    Такой ответь меня совсем не удивил; людей, являвшихся исключительно за тем, чтобы «немного поговорить» с человеком, недавно приехавшим из Польши, я уж встречал не мало; попадались между ними и евреи. Приходившие интересовались самыми разнообразными предметами: были меж ними и просто любопытные и болтуны, были люди, которые расспрашивали только про родных, были и политики, среди которых у некоторых уж совсем в голове помутилось. Но вообще между приходившими политические темы преобладали и пользовались особенным уважением. Поэтому-то, повторяю, меня ничуть не удивило желание нового гостя, и хотя я с удовольствием избавил бы поскорей мою избу от неприятного запаха обыкновенно плохо выделываемых воловьих дох, тем не менее я любезно пригласил его раздеться и присесть.
    Еврей, по-видимому, очень обрадовался; через минуту он уже сидел около меня, и я теперь мог внимательнее приглядеться к нему.
    Все характернейшие черты еврейского племени, казалось, воплотились в сидевшей подле меня фигуре: и толстый, крючковатый, несколько на бок скривленный нос, и проницательные, ястребиные глаза, и борода клином, цвета зрелого огурца, и наконец, низкий лоб, обрамленный густыми волосами — все это было у моего гостя; но, странное дело, все это, вместе взятое, быть может, скрашенное выражением изможденного лица, дышащего в эту минуту какой-то особой искренностью и приветливостью, не произвело на меня теперь отталкивающего впечатления.
    — Скажи же мне, откуда ты, как тебя зовут, что ты тут поделываешь и что хочешь узнать от меня?
    — Я, господин, Сруль из Любартова, — может, вы знаете, это сейчас коло Люблина; ну так у нас все думают, что это очень далеко, прежде и я так думал, ну а теперь, — подчеркнул он: — то мы знаем, что Любартов от Люблина очень близко, сейчас коло него.
    — А ты здесь давно?
    — Давно, три года без малого.
    — Это ведь еще не так давно; есть такие, что живут тут уж лет 20 слишком, а по дороге мне повстречался старичок из Вильны, что живет тут уже почти 50 лет, — вот они так в самом деле давно. На это еврей резко мне ответить:
    — Как они там, так я не знаю; я знаю, что я тут очень давно.
    — Вероятно, ты тут один, раз у тебя время так долго тянется.
    — И с женой, и с ребенком — с дочкой; было их у меня четверо детей, как сюда я шел, да уж эта дорога такая, Боже сохрани! Целый год мы шли. Вы знаете, что такое этапы?.. Трое деток сразу у меня померло, в одну неделю... Трое деток?! Легко сказать... Похоронить даже негде было, потому нашего кладбища там нету... Я хасид [* Хасиды — секта евреев, строго придерживающаяся всех обрядностей и заповедей своей религии.], — тише добавил он: — вы, господин, знаете, что это значить... закона держусь, и вот Бог так меня наказывает...
    Он смолк, взволнованный.
    — Ну, мой милый, в таком положении трудно уж об этом еще думать, — ведь это уже все равно, земля Божия повсюду, — пытался я хоть чем-нибудь утешить его. Но еврей вскочил как ошпаренный.
    — Божья! Что за Божья! Какая Божья! Что вы говорите такое! Это собачья земля! Тьфу! тьфу! Божья это земля! Не говорили бы так, постыдились бы, господин! Божья земля, что никогда не отмерзает? Это проклятая земля! Бог не хочет, чтобы люди тут жили; ежели бы Он хотел, она бы такою не была. Проклятая! подлая! Тьфу! тьфу!
    И он начал отплевываться и топать ногами; стиснув зубы, сжав кулаки, он грозил ни в чем неповинной якутской земле, шептал какие-то еврейские проклятия, покуда, наконец, изнеможенный, почти упал на стул подле меня.
    Все ссыльные, без различия религии и племени, не любят Сибири; но этот хасид-фанатик не умел, по-видимому, ненавидеть вполовину. Я ждал, покуда он успокоится. Воспитанный в суровой школе еврей скоро пришел в себя, скоро поборол свое волнение, и когда через несколько минуть я вопросительно посмотрел ему в глаза, он мне ответил немедленно:
    — Извините меня, пожалуйста, господин, я об этом ни с кем не говорю, — да и с кем тут говорить?
    — Разве здесь мало евреев?
    — Разве это евреи, господин? это уж такие, как все здешние... закона никто не держится...— Боясь, однако, нового взрыва, я уж не дал ему кончить и, решив сократить разговор, спросил его прямо, о чем он тут хотел со мной поговорить.
    — Хотел бы я узнать, что там слыхать, господин. Я уж тут столько лет и никогда еще не слышал, что там делается?
    — Ты как-то так странно спрашиваешь, — ведь я же не могу так тебе все сразу рассказать... Я не знаю, что тебя интересует, — может быть, политика? Еврей молчал.
    Полагая, что гость мой, как и многие другие, интересуется политикой, не ясно понимая даже ее сути и самое слово даже, я начал уже наскучивши мне, в виду многократного повторения, рассказ о политическом положение в Европе, в нашей стране и т. д.; но еврей нетерпеливо зашевелился на своем стуле.
    — Так это тебя не интересует? — спросил я.
    — Я об этом никогда и не думал, — откровенно сознался он.
    — А! теперь я понимаю, что тебя интересует: ты, верно, хочешь знать, как идут дела у евреев, как торговля идет?
    — У них дела лучше идут, чем у меня.
    — Верно. Ну, так, должно быть, ты хочешь знать, дорога ли у нас теперь жизнь, каковы цены на рынках, почем мука, мясо и т. п.?
    — Что мне из этого будет, когда тут все равно ничего этого не достанешь, хотя бы там совсем дешево было.
    — Совершенно верно, но, наконец, черт возьми, что же тебя интересует?
    — Когда я... видите ли, господин, я не знаю, как бы это сказать. Видите, я так себе иногда думаю, думаю, что аж Ривка — это мою жену так зовут — у меня опрашиваешь: «Сруль, что с тобою?» А что же я могу ей сказать, когда я сам не знаю, что со мной?.. Может, еще люди надсмеялись бы надо мной...— прибавил он, как бы испытывая, не стану ли и я смеяться над ним.
    Но я и не думал смеяться. Меня эта история начинала интересовать: по-видимому, что-то его мучило, давило что-то такое, в чем он сам не мог отдать себе отчета и что выразить на языке, которым он владел чрезвычайно слабо, было для него еще труднее. Чтобы помочь ему, я поторопился успокоить его, говоря, что он может не спешить, что у меня работа не спешная, что я ничего не потеряю, если мы с ним побеседуем с часок и т. д. Еврей поблагодарил меня взглядом и после короткого раздумья повел такой разговор:
    — Когда вы, господин, уехали из Варшавы?
    — По русскому календарю — в конце апреля.
    — Там тогда было холодно или тепло?
    — Совсем уже было тепло; я ездил сначала в летнем костюме.
    — Ну, вот видите! А тут морозы!
    — Еще бы! Ведь у нас в апреле поля уж засеяны, все деревья зеленые.
    — Зеленые? — в глазах Сруля блеснула радость: — Да, да, зеленые! А тут мороз...
    Теперь уж я знал, что именно ему так интересно; но желая удостовериться в этом, я молчал. Еврей видимо оживился.
    — Ну, скажите мне, господин, есть ли у нас там теперь... только, вот видите ли, я уж и не знаю, как это называется, уже совсем по-польски забыл, — сконфуженно оправдывался он, как будто бы когда-либо он знал: — знаете, это такое белое, как горох, — только это не горох, это растет около домов в огородах летом, на больших таких палках...
    — Фасоль?
    — Вот, вот! Фасоль, фасоль, — повторил он несколько раз, как будто бы хотел навсегда запечатлеть у себя в памяти это слово.
    — Разумеется, есть, и много ее, а разве тут нету?
    — Тут? За все три года ни одной фасолинки я не видел; тут горох такой, который у нас, извините, пожалуйста, только... только...
    — Свиньи едят, — подсказал я.
    — Ну да! тут это на фунты продают и то не всегда достать можно.
    — Разве ты так любишь фасоль?
    — Не то что люблю, а только, вот, иногда я так себе думаю про это, потому ведь это так красиво, когда вот, например, такой лесок как будто растет возле дома. А тут ничего нету! А теперь, — начал он снова, — теперь, скажите мне, господин, есть ли у нас еще там такие маленькие, вот такие, — показывал он на пальце, — серые такие птички? тоже позабыл я, как они называются. Прежде много их там было! Бывало, стою у окна, молюсь, а этих маленьких пташек много так наберется, как будто целый муравейник. Ну, да кто там на них смотреть будет? Знаете что, господин, никогда б я не поверил, что когда-нибудь о них буду думать! Здесь, здесь — так вороны И те на зиму удирают так... Такие маленькие пташки уж наверно не могли бы выдержать, но у нас там они верно еще есть? Есть, господин?..
    Теперь уж я ему не отвечал, — для меня уж больше не было сомнений, что старый еврей, этот фанатик-хасид, тосковал по родине так же страстно, как и я, что оба мы были больны одною болезнью; такая неожиданная встреча товарища по страданию сильно меня растрогала. Я взял его за руку и в свою очередь спросил:
    — Так вот ты о чем со мной поговорить хотел? Так ты не думаешь о своей тяжкой доле, о гнетущей нужде своей, а тоскуешь по солнцу, по воздуху родной земли? Ты думаешь о полях, лугах и лесах, об их Божьих обитателях, которых в своей бедной жизни ты не успел даже хорошенько узнать, и теперь, когда милые душе образы начинают исчезать уже из памяти, ты боишься пустоты, которая окружить тебя, боишься глубокого одиночества, которое тебя охватит, когда пропадут дорогие воспоминания? Ты хочешь, чтобы я тебе все это напомнил, чтоб освежил их, ты хочешь, чтоб я рассказал тебе, какова наша земля?..
    — О, да, господин! о, да! я за тем и пришел сюда... — и он сжимал мои руки и смеялся радостно, как ребенок.
    — Ну, так послушай, брат мой!..
    .............................................                                                           ................................................   
    И слушал меня Сруль; весь обратился он в слух, раскрыл рот и вперил в меня глаза; этим взглядом он жег меня, возбуждал, как бы вырывал у меня слова, жадно ловил их и прятал далеко, в самой глубине своей горячей души... прятал их там, без сомнения, потому что, когда я кончил свой рассказ, еврей с болью застонал: — О, вей мир! о, вей мир! — его рыжая борода затряслась и крупные, чистые слезы покатились по изможденному лицу... И долго рыдал старый хасид, и я плакал вместе с ним.
                                                                           *     *
                                                                               *
    Много с той поры воды утекло в холодной Лене и немало, верно, людских слез скатилось по лицам страдальцев. Но до сих пор, — хоть и давно уж это было, — в ночной тиши, в бессонные ночи, часто встает перед моими глазами, точно из мрамора вылитое, строгое, запечатленное печатью великого страдания лицо Балдыги и рядом с ним всегда вырисовывается пожелтелое, изборожденное морщинами, облитое чистыми слезами жгучей тоски, лицо Сруля.
    И когда я дольше вглядываюсь в эти ночные видения, мне иногда начинает казаться, что бледные, дрожащие губы еврея шевелятся, и тихий голос с отчаянием шепчет:
    «О Иегова, отчего Ты так немилосерд к одному из вернейших Твоих сынов?..»
    /Тоска по Родинѣ. Разсказъ политическаго ссыльнаго. Ад. Шиманскаго. Съ польскага перевела М. Троповская. Москва. 1907. 1-16./







                                                           СРУЛЬ ИЗ ЛЮБАРТОВА
    Было это в тысяча... впрочем, не всё ли равно в котором году. Достаточно сказать, что это было, и было в Якутске, в начале ноября, спустя несколько месяцев после моего приезда в столицу морозов.
    Спиртовой термометр Реомюра показывал 35° мороза. Я со страхом думал об участи моих ушей и носа, которые лишь недавно прибыли с запада и до сих пор всегда очень чувствительно для меня выражали свой пассивный протест против принудительной акклиматизации, — сегодня же им предстояло наиболее серьезное испытание. Несколько дней назад в местной больнице умерь один из членов нашей колонии, литвин Петр Балдыга, и сегодня утром мы собирались отдать ему последний долг: схоронить в мерзлую землю его многострадальный кости.
    Я ожидал лишь одного знакомого, который должен был известить меня о времени похорон; ждать пришлось недолго, и, защитив возможно старательнее свой нос и уши, я отправился вслед за другими к больнице.
    Она находилась за городом.
    Во дворе, несколько в стороне от других зданий, стоял небольшой сруб — мертвецкая.
    В ней-то и лежало тело Балдыги. Открыли дверь; мы вошли, и внутренность мертвецкой произвела на всех неприятное впечатление; нас было человек десять или около того, и мы все переглянулись. Мы очутились здесь перед лицом холодной, голой, ничем хотя бы для виду не прикрытой действительности... В помещении, в котором не было ни стола, ни стула, ничего, кроме серебрившихся инеем стен, на усыпанном снегом полу лежал также весь заиндевевший, закутанный в какую-то простыню или саван, огромный усатый труп. Это и был Балдыга.
    Тело страшно закоченело, и, чтобы удобнее было уложить его, приготовленный уже гроб придвинули к дверям, к свету.
    Никогда не забуду лица Балдыги, каким увидел его в гробу, при свете дня, очищенным от снега. На суровых чертах его лежал отпечаток какой-то необычной, невыразимой словами муки, а зрачки широко раскрытых глаз, казалось, с укором устремлялись к далеким, холодным, неприветливым небесам.
    — Покойный был достойный человек, — рассказывал мне тем временем один из соседей, заметив, какое впечатаете произвел на меня вид Балдыги. — Здоровый, трудолюбивый, он всегда пригревал возле себя кого-нибудь из более несчастных; но и упрям же был, как настоящий литвин, и до конца верил, что вернется на свой Нарев. Однако, перед смертью он понял, по-видимому, что не бывать этому...
    Между темь окостеневший труп уложили в гроб, гроб поставили на маленькие, одноконные якутские сани, и когда жена портного В., исполнявшая в данном случае, как человек, сведущий в религиозных обрядах, обязанности ксендза, громко затянула похоронную песнь, мы стали подтягивать прерывающимися голосами и тронулись к кладбищу.
    Мы подвигались быстро, мороз крепчал и подгонял нас. Наконец мы — на кладбище, бросаем по кому мерзлой земли на гроб... Несколько искусных ударов лопатой, и через минуту лишь небольшая свежевзрыхленная кучка земли напоминала о недавнем еще существовании Балдыги на свете. Недолго, впрочем, будет напоминать она: всего несколько месяцев; настанет весна, растает согретый солнцем могильный холмик, сравняется с землей, порастет травой и бурьяном; через год-другой перемрут или разбредутся по широкому свету свидетели похорон, и тогда пусть хоть мать родная ищет, — не найдет она его нигде на свете! Впрочем, и искать умершего никто здесь не станет!..
    Знал об этом Балдыга, знали и мы все — и молча разбрелись по домам.
    На следующий день мороз еще усилился. На другой стороне улицы, на которой я жил, не видно было ни одной постройки; густая мгла из снежных кристаллов, словно туча, висела над землей. Сквозь эту мглу не проглядывало солнце; хоть на улице и не видать было ни одной живой души, но воздух, необыкновенно сгущенный от мороза, все время доносил до моих ушей то металлический скрип снега, то треск от лопающихся в стенах домов толстых бревен или расседающейся широкими щелями земля, то похожую на стон жалобную песню якута: Очевидно, начинались те якутские морозы, перед которыми ничто ужаснейшие полярные холода, перед которыми человека охватывает какой-то необъяснимый страх, и каждое живое существо съеживается и корчится, как тощая собака, окруженная стаей свирепых волкодавов, хотя и знает она, что напрасно все это, что неумолимый враг рано или поздно победит.
    И Балдыга, как живой, все чаще вставал предо мной. Целый час я сидел уже над начатой работой; работа, однако, как-то не клеилась, перо вываливалось из рук, а непослушная мысль уносилась далеко за пределы снежной морозной земли. Напрасно взывал я к своему рассудку, напрасно десятый раз повторял себе советы доктора; до сих пор я оказывал кой-какое сопротивление мучившей меня уже несколько недель болезни, теперь же я чувствовал себя совершенно бессильным, безвольным. Тоска по родине охватила меня и мучила невыносимо.
    Много раз я не мог противостоять обольстительным грезам, а сегодня и подавно не быль в состоянии противиться искушению, так как и искушение было сильнее, и я чувствовал себя слабее обыкновенного.
    Прочь же снега и морозы, прочь якутская действительность! Я бросил перо и, окутанный клубами табачного дыма, отпустил поводья своего разгоряченного воображенья.
    И помчало же оно меня, своевольное!..
    Через тайги и степи, чрез горы и реки, чрез бесчисленные царства и земли понеслась легкокрылая мысль на далекий запад и раскинула предо мной чарующую картину: свободные от горя и злобы людской, полные красоты и гармонии родные мои поля над Бугом. Словами не выразить, пером не описать теперь этих чар!
    Я видел золотые нивы, изумрудные луга, вековые леса, шумящие мне про дела давно минувших дней.
    Я слышал шум волнующихся колосьев, щебетание крылатых божьих певцов, говор дубов-великанов, гордо противостоящих вихрями.
    И я упивался ароматом этих лесов, и этих цветущих полей, убранных девственно-свежими, голубыми васильками и красою весны — скромной фиалкой.
    Каждый мой нерв ощущал дуновение родного ветерка... Я чувствовал животворную теплоту солнечных лучей, и хоть на дворе мороз скрипел все свирепее и все грознее скалил на меня чрез стекло окна свои зубы, однако кровь быстрее заструилась в моих жилах, голова запылала, и, словно заколдованный, я весь обратился в слух и зрение и уже ничего не замечал вокруг себя...
    Я не видел и не слышал, как отворилась дверь, и кто-то вошел ко мне; не заметил клубов пара, врывающихся всегда здесь в комнату из открытых дверей в таком количестве, что входящего и не увидишь сразу; не чувствовал холода, который с какою-то наглою, обдуманною настойчивостью врывается в жилище: ничего я не видел и не слышал, и лишь когда почувствовал совсем близко возле себя присутствие человека, прежде даже, чем увидел его, машинально бросил ему обычный в Якутске вопрос:
    — Тох надо? [* Что надо? — Первое слово якута при встрече].
    — Это я, господин, торгую мелочным товаром, — послышался ответь.
    Я поднял глаза. Не было никакого сомнения: несмотря на массу напяленной всевозможной одежды из телячьих и оленьих шкур, предо мной стоял типичный обыватель захолустных местечек, польский еврей. Кто видел его в Лозицах, в Сарнаках, тот сразу узнает его не только в якутской, но и в патагонской одежде. А так как и вопрос свой я кинул машинально, не прерывая своих грез, то и стоявший предо мною еврей не явился для этих грез слишком резким контрастом. Напротив. Я с удовольствием вглядывался в знакомые черты; появление этого еврея в то время, как я мыслями и сердцем витал в родном краю, показалось мне довольно естественным, а польская речь ласкала мой слух. Итак, все еще не приходя в себя, я с удовольствием разглядывал его. i
    Еврей постоял немного, затем отступил назад, к двери, и стал поспешно сбрасывать с себя верхнюю одежду.
    Лишь тут я опомнился, и сообразил, что ничего ему не ответил, и что, очевидно, мой догадливый соотечественник объяснил себе мое молчание с наиболее выгодной для себя стороны, и теперь хочет разложить свой товар. Я поспешил вывести его из заблуждения.
    — Побойся Бога, что ты делаешь?! — быстро воскликнул я. — Я ничего не куплю, ничего мне не нужно: не раздевайся напрасно и проваливай с Богом дальше!
    Еврей перестал раздеваться и, подумав минутку, приблизился ко мне, волоча за собой на половину снятую доху, и быстро, беспорядочно заговорить прерывающимся голосом:
    — Это ничего, я знаю, что вы ничего не купите. Видите ли, я здесь давно уже, очень давно... До сих пор я не знал, что вы приехали. Ведь вы из Варшавы? Мне вчера только сказали, что вы здесь уже больше четырех месяцев. Как жаль, что я узнал об этом так поздно! А то сейчас же пришел бы. И сегодня я целый час искал вас, на самый конец города ходил, а мороз такой, чтоб черти его взяли!.. Уж вы мне позвольте... я недолго вас задержу, всего несколько слов...
    — Что ж тебе от меня нужно?
    — Я хотел бы только поговорить с вами немного.
    Ответ этот меня нисколько не удивил; я видел не мало уже различных людей, приходящих лишь затем, чтоб «поговорить немного» с человеком, не давно приехавшим с родины; бывали между ними и евреи. Интересовались они все самыми разнообразными вещами: бывали и просто любопытные болтуны, бывали такие, что спрашивали только о родных, бывали и политики, у которых нередко все уже перевернулось в голове вверх ногами. В общем, однако, среди моих посетителей политика играла всегда выдающуюся роль. Поэтому меня не удивили, повторяю, желание новоприбывшего, и хотя я быль бы рад поскорее освободить свою избу от неприятного запаха по обыкновению плохо выделанных шкур дохи, я радушно попросил его раздеться и присесть.
    Еврей, видимо обрадованный, через минуту уже сидел возле меня, и теперь я мог рассмотреть его внимательнее.
    Все типичнейшие черты еврейского племени, казалось, сосредоточились в сидящей возле меня фигуре: и толстый, торчащий, несколько искривленный на сторону нос, и проницательные, ястребиные глаза, и рыжевато-желтая бородка клином и, наконец, низкий, окаймленный жесткими волосами лоб, — всем этим мой гость обладал. Но, странно, все это вместе взятое, быть может скрашиваемое выражением исхудалого лица, дышащего какою-то открытой искренностью и добродушием, — не производило на меня теперь дурного впечатления.
    — Скажи же мне, откуда ты, как тебя звать, что здесь делаешь и о чем хочешь спросить меня?
    — Я Сруль из Любартова. Может вы знаете, это сейчас возле Люблина; у нас впрочем все думают, что это очень далеко, раньше и я так думал... а теперь, — добавил он с ударением, — мы уже знаем, что Любартов от Люблина очень близко, совсем рядом.
    — А давно ты здесь?
    — Очень давно, без малого три года.
    — Ну, это еще не так давно, есть такие, что до двадцати и больше лет живут здесь, а дорогой я встретил старика из Вильны, так он пробыл здесь почти пятьдесят лет; вот это действительно давно... — Но еврей меня перебил:
    — Как там они, я не знаю, а про себя знаю, что я здесь очень давно.
    — Вероятно, ты здесь совсем один, если время тебе кажется таким долгим.
    — И жена здесь, и ребенок — дочка; было четверо детей, как отправились сюда, но дорога ужасная, шли год целый: вы знаете, что это такое — этапы?.. Трое детей умерло сразу... в одну неделю... все равно, что сразу. Трое детей?! Легко сказать... похоронить даже негде было, потому что нашего кладбища там не было... Я хасид, — добавил он тише, — вы понимаете, что это значить... строго придерживаюсь закона... и Бог меня так тяжко карает...
    И он грустно умолк.
    — В таком положении, голубчик, уж трудно думать об этом. Да, в конце концов, это все равно, земля везде Божья, — старался я его хоть чем-нибудь утешить, но еврей вскочил как ужаленный.
    — Божья! Как Божья! Что вы говорите? Это собачья земля! Тьфу! тьфу! Божья земля? Стыдитесь, как можно так говорить! Божья земля, которая никогда не оттаивает?! Это проклятая земля! Бог не хочет, чтобы здесь жили люди: если бы он хотел, она не была бы такая. Проклятая, подлая! Тьфу, Тьфу!
    И он начал плевать и топтать ногами; то, сжав губы, скорченными пальцами грозил он неповинной, якутской земле, то шептал по-еврейски какие-то проклятая, наконец, измученный, снова уселся, вернее — повалился на скамью возле меня.
    Все ссыльные, без различия религии и национальности, не любят Сибири; но, очевидно, фанатичный хасид не умел ненавидеть наполовину. Я ожидал, пока, он успокоится. Воспитанный в суровой школе, еврей скоро пришел в себя, быстро овладел волнением и, когда я взглянул на него вопросительно, он заговорил:
    — Простите меня, я об этом ни с кем не говорю, да и с кем здесь говорить?
    — Разве мало здесь евреев?
    — Разве это евреи? это все равно, что здешний народ... никто не исполняет закона.
    Боясь, однако, нового взрыва, я не дал ему кончить и, решив сократить наш разговор, прямо спросил, о чем он хотел поговорить со мною.
    — Я хотел бы узнать, что там слышно... Столько лет я здесь и ни разу не слышал, что там делается.
    — Ты так странно спрашиваешь, что я не знаю, как тебе сразу ответить; я не знаю, что тебя интересует; может быть, политика?
    Еврей молчал.
    Думая, что гость мой, как и многие другие, интересуется политикой, не понимая самого названия предмета, я начал привычное уже для меня, благодаря многократным повторениям, повествование о политическом состоянии Европы, о Польше и т. д., но еврей нетерпеливо заерзал на месте.
    — Так это не интересует тебя? — спросил я.
    — Я никогда не думал об этом, — откровенно ответил он.
    — А! Теперь понимаю, в чем дело; ты, вероятно, хочешь знать, как живется евреям, как идет торговля?
    — Им живется лучше моего...
    — Верно. В таком случае ты, вероятно, хочешь знать, дорога ли теперь жизнь, какие цены на базарах, почем мука, мясо?
    — Что мне в том, если здесь ничего достать нельзя, как бы дешево там оно ни стоило...
    — Еще вернее. Но все же скажи, наконец, что тебе от меня нужно?
    — Если же я не знаю, как объяснить это! Видите, я часто так думаю, думаю, что даже Ривка, — это жену мою так зовут, спрашивает: «Что с тобой, Струль? А что я отвечу ей, когда и сам не знаю, что со мной? А, может быть, даже и люди стали бы надо мной смеяться? — добавил он, словно желая выпытать, не стану ли и я насмехаться над ним.
    Но я не смеялся. Я был заинтересован; очевидно, его душу, тяготило что-то, в чем он сам себе не умел дать отчета и о чем рассказать на языке, которым владел очень несовершенно, было для него весьма затруднительно. Чтоб ободрить, я просил его не торопиться, так как работа моя не спешная и ничего не потеряет, если мы побеседуем час, другой и т. д. Еврей поблагодарил меня взглядом и, немного подумав, начал такой разговор:
    — Когда вы выехали из Варшавы?
    — По русскому календарю в конце апреля.
    — А тогда тепло там было, или холодно?
    — Совсем тепло. Я ехал в летнем костюме.
    — Ну подумайте! А здесь мороз!
    — Разве же ты забыл, что в апреле уже все поля у нас засеяны, все деревья стоять зеленые.
    — Зеленые? — и радость блеснула в глазах Сруля. — Да, верно, зеленые; а здесь мороз.
    Теперь я знал уже, что ему нужно; однако, желая увериться, молчал. Еврей видимо оживился.
    — Ну, расскажите же мне, есть у нас теперь... только вот видите, не знаю я, как это называется, забыл уже по-польски, — объяснял он сконфуженно, как будто бы знал когда-нибудь, — оно такое белое, как горох, только не горох, летом возле домов в огородах, на таких больших палках?...
    — Фасоль?
    — Вот, вот! Фасоль, фасоль, — повторил он это слово несколько раз, как будто хотел запечатлеть его в своем мозгу навеки.
    — Конечно, есть, и много... А здесь разве нет?
    — Здесь? За все три года ни одного зерна не видел, здесь горох такой, что у нас, извините за выражение, только... только...
    — Свиньи едят? — подсказал я.
    — Вот, вот! Здесь его продают на фунты, да и то не всегда можно достать.
    — Разве ты так любишь фасоль?
    — Не то что люблю, а все-таки часто думаю об ней; ведь это очень красиво, как она растет возле дома. А здесь ничего нет!
    — А теперь, — начал он снова, — теперь скажите мне, есть у нас еще маленькие, вот такие, — показал он пальцами, — такие серенькие птички? Тоже забыл, как они называются. Прежде их много было! Бывало, молишься у окна, а мелюзги этой, как муравьев соберется. Но кто там на них смотрит? Знаете, никогда бы я не поверил, что стану о них думать когда-нибудь! А отсюда, отсюда даже вороны на зиму улетают, а такая мелюзга тем более не может выдержать. Но у нас они есть еще? Ну, говорите, есть?
    Но теперь я не ответил ему; я не сомневался больше, что старый еврей, хасид, фанатик, тосковал по родине, как и я, что оба мы были больны одною болезнью; такое неожиданное открытие товарища по страданию сильно меня тронуло; я взял его за руку и сам стал спрашивать:
    — Так ты об этом хотел поговорить со мной? Так ты не думаешь о людях, о своей тяжелой доле, о беде, которая душит тебя, а тоскуешь о родном солнце, о воздухе, о родной земле?.. Думаешь о полях, лесах и лугах, об их обитателях, которых за всю свою бедную жизнь ты не имел даже времени узнать хорошенько, а теперь, когда дорогие сердцу картины исчезают из твоей, памяти, ты боишься пустыни, которая окружить тебя, когда изгладятся дорогие воспоминания? Ты хочешь, чтобы я тебе напомнил их, освежил, хочешь, чтоб я рассказал тебе, какова наша земля?
    — Да, да, вот именно! За этим, я и пришел... — и он сжимал мои руки и смеялся радостно, как ребенок...
    — Слушай же, брат!..
    И слушал меня Струль, весь превратившись в слух, с раскрытым ртом, с устремленными на меня глазами. Своим взглядом он жег меня, возбуждал, вырывал из меня слова, жадно хватал их и прятал глубоко, на дне своего горячего сердца. Без сомнения он складывал их там, потому, что, когда я кончил, «о вей мир, о вей мир!» жалобно застонал он, затряслась его рыжая борода, и крупные, частые слезы потекли по измученному лицу... И долго рыдал старый хасид, и я плакал с ним вместе...
    ....
    Много воды утекло с тех пор в холодной Лене, и не мало, верно, слез людских скатилось по измученным лицам. Но и теперь еще, хоть давно это было, — в ночной тиши, во время бессонницы, часто встает пред моими глазам окаменелое, с отпечатком тяжкой муки лицо Балдыги, и рядом с ним всегда появляется пожелтившее, сморщенное, облитое чистыми слезами лицо Сруля. И когда я дольше всматриваюсь в эти ночные видения, то часто мне кажется, что шевелятся дрожащие, бледные губы еврея, и тихий, полный отчаяния голос шепчет возле меня: «О Иегова, зачем Ты так немилостив к одному из вернейших сынов Твоих?..»
    /А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. Разсказъ. Переводъ съ польскаго Е. и И. Леонтьевыхъ. Москва. 1917. С. 3-15./




    Адам Шиманский
                                                            СРУЛЬ ИЗ ЛЮБАРТОВА
    Было это в году... да какая разница, довольно того, что было, а было это в Якутске, в начале ноября, несколько месяцев спустя после моего прибытия в эту столицу морозов.
    Спиртовой термометр Реомюра показывал 45° холода, и я со страхом думал о судьбе моего носа и ушей; будучи недавно привезенными с запада, они до сих пор весьма чувствительным для меня образом выражали свой тихий протест против насильственной акклиматизации, а как раз сегодня им предстояло длительное испытание. Грозило им это испытание по той причине, что несколько дней назад в местной больнице умер один из членов нашей колонии, курп Петр Балдыга, и сегодня утром мы должны были оказать ему последнюю услугу: предать земле его измученные кости.
    Я ждал знакомого, который должен был сообщить мне время погребения; ждал я недолго и, старательно защитив нос и уши, поспешил вслед за другими к больнице.
    Больница была за городом.
    Во дворе, чуть поодаль от других строений, стоял небольшой сарай — морг.
    В этом морге находилось тело Балдыги. Отворили двери, и мы — человек десять или больше — вошли внутрь. То, что открылось нам, настолько всех потрясло, что мы невольно переглянулись: мы стояли лицом к лицу с действительностью, голой, холодной, не прикрытой никакими лохмотьями видимости... В сарае, где не было ни стола, ни табуретки, ничего, кроме стен, выбеленных инеем, на занесенном снегом полу лежал тоже выбеленный, завернутый не то в простыню, не то в рубаху, огромный усатый труп. Это был Балдыга.
    Тело промерзло ужасно, и прежде чем положить труп в уже приготовленный гроб, его пододвинули к двери, к свету.
    Никогда не забыть мне лица Балдыги, которое я увидел теперь в дневном свете, очищенное от снега. На суровом его лике лежал отпечаток странной, неописуемой боли, а огромные зрачки широко открытых глаз, казалось, с упреком устремлены были куда-то далеко, к морозному суровому небу.
    — Умерший славный был человек, — рассказывал мне тем временем один из соседей, заметив, как поразил меня вид Балдыги, — здоровый, работящий, всегда, бывало, опекал, пригревал кого-нибудь из беднейших; но и упрямый был, как все курпы, до конца верил, что воротится на Нарев. Однако перед смертью, видать, понял, что не бывать тому.
    Закаменелые останки положили в гроб, гроб поставили на маленькие одноконные якутские сани, и когда портниха В., выполнявшая в этом случае обязанности священника как знаток религиозных обрядов, громко завела: «Хвалим тебя, Царица небесная, в печали и радости», — мы прерывистыми голосами подхватили молитву и двинулись к кладбищу.


    Шли мы быстро, мороз крепчал, побуждая поторапливаться. Наконец мы на кладбище, бросаем по комку смерзшейся земли на гроб, несколько сноровистых ударов заступом... и вот уже только маленькая, свеженасыпанная кучка земли свидетельствует о еще недавнем существовании Балдыги на свете. Свидетельствовать, однако, будет недолго, всего несколько месяцев; наступит весна, согретый солнцем могильный холмик растает, сравняется с землей, зарастет травой и сорняками; через год-два вымрут либо разбредутся по свету свидетели погребения, и даже мать родная не сыщет уж тебя нигде на земле! Да и кто станет искать тут умершего? Последний пес о тебе не вспомнит.
    Знал об этом Балдыга, знали и мы и в молчании расходились по домам.
                                                                             ***
    Назавтра после похорон мороз еще усилился. По другую сторону довольно узкой улицы, на которой я жил, не было видно ни одного строения; плотная мгла снежных кристаллов тучей нависла над землей. Солнце из этой туманности уже не показывалось, но, хотя на улице живой души не было, воздух, необычайно сгустившийся от лютого холода, то и дело доносил до моих ушей то металлические звуки скрипящего снега, то треск распираемых стен, толстых бревен, лопавшейся широкими расщелинами земли, а то и похожее на стон, тоскливое пенье якута. Видно, начинались те якутские морозы, с которыми не идут в сравнение даже самые жестокие полярные холода; при таких морозах невыразимый страх охватывает человека, и всякий живой организм, чувствуя полное свое бессилие, хотя внутренне собирается и съеживается, как жалкий пес, окруженный стаей злых цепных собак, но хорошо знает, что все напрасно: неумолимый враг рано или поздно одержит победу.
    Балдыга, как наяву, все чаще вставал предо мной. Уже час сидел я, разложив работу, однако она как-то не клеилась, перо само выпадало из руки, и непослушная мысль вырывалась далеко за границы этой снежной морозной земли. Напрасно я взывал к своему рассудку, напрасно в десятый раз повторял советы врача; до сих пор я как-то сопротивлялся уже несколько недель терзавшему меня недругу, но сегодня чувствовал себя совершенно изнемогшим, обессиленным. Тоска по родине пожирала меня, безжалостно терзала.
    Столько уж раз я оказывался не в состоянии противится призрачным мечтам, мог ли я сегодня удержаться от искушения? К тому же искушение было сильнее, а сам я – слабее обычного.
    Итак, прочь морозы и снега, прочь якутскую действительность! Я отбросил перо и, окутанный клубами табачного дыма, предался разыгравшемуся воображению.
    И понесло оно меня, своевольное!..
    Через тайгу и степи, горы и реки, неисчислимые царства и земли понеслась летучая мысль на далекий запад, простирая передо мной истинные чудеса: не ведающие убожества и злости человеческой, полные красоты и гармонии нивы мои по-над Бугом. Устам моим не рассказать сегодня, пером не описать волшебных этих чудес.
    Видел я золотистые нивы, изумрудные луга, стародавние леса, о былой истории мне нашептывающие.
    Слышал я шорох волнующихся колосьев, гомон Божьих крылатых певцов, говор дубов-великанов, гордо противостоящих бурям.
    И наслаждался я запахом этих целительных лесов и этих цветистых полей, украшенных девичьей свежестью синих васильков, красой весны — невинной фиалкой.
    ...Каждым нервом ощущал я ласковое касание родимого воздуха... Ощущал животворное действие солнечных лучей, и хотя мороз на дворе скрежетал еще свирепее и угрожающе щерил на меня зубы с оконных стекол, но кровь живо заиграла в моих жилах, голова запылала, и, словно околдованный, заглядевшись, заслушавшись, я уже не видел, не слышал ничего вокруг...
                                                                             ***
    Не видел и не слышал, как отворилась дверь и кто-то вошел ко мне; не заметил клубов пара, который каждый раз, когда дверь открывается, валом валит вовнутрь, так что входящего не сразу и увидишь; не почувствовал и холода, который с наглой, умышленной агрессивностью врывается здесь в человеческое жилище; не видел и не слышал ничего, и только почувствовав рядом с собой человека, прежде чем увидеть его, машинально бросил ему обычный в Якутске вопрос:
    — Тох надо? [* Чего надо; первое слово — якутское. (Прим. авт.) Надо — по-русски в тексте; в следующей фразе курсивом выделено то, что в тексте как бы по-русски. — Ред.]
    — Так я, пане, с мелочем торгую, — прозвучал ответ.
    Я поднял глаза. Несомненно, передо мной, хотя и закутанный в самую немыслимую одежду, в яловые и оленьи шкуры, стоял типичный местечковый польский еврей. Кто видывал его в Лосицах или Сарнаках, тот узнает его не только в якутских, но и в патагонских шкурах. Так что я признал его сразу. А поскольку, как я уже сказал, и вопрос свой, не совсем еще опамятовавшись, я бросил ему машинально, то еврей, стоящий сейчас предо мною, не прерывал моих мечтаний, не был им слишком неприятным контрастом. С каким-то даже удовольствием всматривался я в знакомые черты; появление еврея в ту минуту, когда я мыслью и сердцем перенесся на родимую землю, показалось мне вполне естественным, а несколько польских слов приятно ласкали ухо. Не совсем еще выйдя из забытья, я дружелюбно к нему присматривался.
    Еврей постоял немного, затем повернулся, отошел к двери и поспешно принялся стягивать с себя разношерстную свою одежду.
    Тут только я спохватился, что ничего не ответил ему и что сметливый земляк, превратно истолковав мое молчание, захочет разложить передо мною свой товар. Я поспешил вывести его из заблуждения.
    — Побойся Бога, человече, что ты делаешь? — живо воскликнул я. — Ничего я не покупаю, мне ничего не нужно, не раздевайся понапрасну и ступай себе с Богом дальше.
    Еврей перестал раздеваться, минутку подумав, подошел ко мне, таща за собой наполовину снятую доху [* Верхняя зимняя одежда. Обычно из двойных шкур, сшитых мехом наружу и внутрь. Дохи шьют из оленьих шкур бедняки носят яловые. (Прим. авт.)], и заговорил быстро, прерывисто, хаотично:
    —Это ничего, я ж знаю, что вы ничего не купите. Я, видите, тут давно, очень давно... Я раньше не знал, что вы приехали. Вы из Варшавы, да? Мне только вчера сказали, что вы тут уже больше четырех месяцев. Жалко, что я так поздно узнал! Я бы сразу пришел. Сегодня искал вас целый час: аж на краю города побывал, а тут мороз такой, будь он неладен!.. Уж дозвольте мне, я долго мешать не стану, несколько словечек только...
    — Чего же ты от меня хочешь?
    — Только поговорить немножко.
    Ответ его вовсе не удивил меня; я встречал уже немало разных людей, приходивших для того лишь, чтобы «немножко поговорить» с человеком, недавно прибывшим из родной страны; были среди них и евреи. Приходившие интересовались самыми разными вещами: бывали и просто любопытствующие, и болтуны, некоторые расспрашивали только о своих родных, бывали и политики — у многих из них окончательно в голове помутилось. Но вообще приходившие ко мне люди к политике, как правило, относились с особым уважением и почтением. Поэтому меня не удивило, повторяю, желание нового посетителя, и хотя я рад был бы поскорее избавить мою хату от неприятного запаха, исходившего от, как обычно, плохо выделанной яловой кожи, все же я любезно пригласил его раздеться и сесть.
    Еврей, явно обрадованный, через минуту уже сидел возле меня, и я смог внимательней его разглядеть.
    Все самые неприглядные черты еврейской внешности как будто воплотились в сидящей возле меня фигуре: и толстый, палкообразный, слегка искривленный нос, и пронзительные ястребиные глаза, и клиновидная борода цвета сильно перезрелого огурца, и, наконец, низкий лоб, окаймленный жесткими волосами, — всем этим обладал мой гость, но, странное дело, все это вместе, быть может, скрашенное выражением его лица, истощенного, дышащего искренней открытостью и дружелюбием, не произвело на меня отталкивающего впечатления.


    — Так скажи мне, откуда ты, как тебя зовут, что ты тут делаешь и что хотел бы узнать от меня?
    — Я, пане, Сруль из Любартова, вы, сударь, может, знаете: это близенько от Люблина, совсем рядом. Ну, у нас все думают: очень, мол, далеко, и я так раньше думал, а теперь, — добавил он с ударением, — мы-то знаем, что вот он, Люблин, а вот близенько Любартов.
    — И давно ты здесь?
    — Ох как давно, три года без малого.
    — Это еще не так давно, есть такие, что больше двадцати лет тут живут. А в дороге встретился мне старичок из Вильна, так он почти пятьдесят лет тут прожил — вот это в самом деле давно.
    Но еврей меня одернул:
    — Про них не знаю, а про себя знаю, что я тут очень даже давно. - Небось, одинокий ты, раз время таким долгим кажется?
    — С женой я и с ребеночком — с дочком; четверых детей имел; когда сюда шел, так дорога такая была — упаси Боже, год целый мы шли; вы не знаете, что такое этапы?... Трое деток сразу у меня умерли, за одну неделю, все равно что сразу. Трое деток! Легко сказать... даже схоронить не было где, кладбища нашего там ведь нету... Я хусит, — прибавил он тише, — вы же знаете, что это такое... закон соблюдаю... а Бог меня так наказует... Он умолк, разволновавшись.
    — Дорогой мой, в таком положении не до того уж... земля, она везде Божья, — старался я хоть как-то его утешить; но еврей вскочил, как ошпаренный.
    — Божья? Да какая она Божья! Где там Божья! Не можно так сказать! Стыдитесь такое говорить! Чтобы Божья земля да никогда не оттаивала? Проклятая это земля! Бог не хочет, чтобы люди здесь жили, - когда бы хотел, она не была бы такая. Проклятая, подлая. Тьфу! Тьфу!
    И он стал плеваться вокруг и топать ногами Стиснув зубы, он скрюченными пальцами грозил невинной якутской земле, шептал какие-то еврейские проклятья и наконец, уставши, скорее упал, чем сел на табуретку возле меня.
    Все ссыльные, независимо от религии и национальности, не любят Сибири, но фанатичный хасид, очевидно, не умел ненавидеть вполовину. Я пережидал, пока он успокоится. Воспитанный в суровой школе, еврей быстро овладел собой, быстро подавил волнение и, когда я спустя минуту вопросительно взглянул ему в глаза, немедля ответил:
    — Простите меня, я ни с кем об том не говорю, да и с кем тут говорить?
    — Разве тут мало евреев?
    — Да разве ж то евреи? Они всё одно что тутошние... закона никто не соблюдает.
    Боясь нового взрыва, я не дал ему продолжить и, чтобы сократить беседу, прямо спросил, о чем он хотел со мной поговорить.
    — Узнать бы мне хотелось, чего там слыхать. Столько лет я уже здесь, а ни разу еще не слышал, как там.
    — Странно ты спрашиваешь, я же не могу тебе сразу обо всем рассказать, не знаю, что тебя интересует... Может, политика?
    Еврей молчал.
    Решив, что гость мой, как и многие другие, интересуясь политикой, не знает, что она так называется, я начал стереотипный для меня, поскольку многократно уже повторенный, рассказ о политическом положении Европы, о нашем положении и т.д., но еврей нетерпеливо заерзал.
    — Выходит, тебе это неинтересно?
    — Никогда об том не думал, — ответил он прямо.
    — А! Я, кажется, понимаю, в чем дело. Ты, наверно, хочешь знать, как евреям живется, как торговля идет?
    — Им лучше живется, чем мне.
    — Это верно. В таком случае, ты, наверно, хочешь знать, дорогая ли у нас там жизнь, какие цены на рынках, почем мука, мясо и т.д.
    — Что мне с того, коли тут ничего достать не можно, хоть бы там и задарма все было.
    — Тоже верно; но, в конце-то концов, какого лиха тебе надо?
    — Коли и не знаю, как это сказать. Видите ли, я так часом думаю себе, думаю, даже Ривка, это жену мою так звать, спрашивает: «Сруль, что с тобой?» А что я ей скажу, коли сам не знаю, что со мной. А может, и люди с меня смеялись бы? — добавил он, как бы прощупывая, не буду ли и я над ним смеяться.
    Но я не смеялся. Мне было интересно: что-то, как видно, угнетало его в чем он и сам не умел дать себе отчета, к тому же трудно ему был высказать это на языке, которым он едва владел. Чтобы помочь ему, я его успокоил: пускай, мол, не спешит, работа у меня не срочная, ничего с ней не станется, если поболтаем часок, и т.д. Еврей поблагодарил меня взглядом и, немного подумав, начал такой разговор:
    — Вы, пане, когда из Варшавы выехали?
    — По русскому календарю — в конце апреля.
    — А что, тогда холодно там было или тепло?
    — Совсем тепло, я сперва ехал в летней одежде.
    — Ну и видите? А тут — мороз!


    — Ты что, никак позабыл? Ведь у нас в апреле поля уже засеяны, все деревья зеленые.
    — Зеленые? — радость загорелась в глазах Сруля. — Ну да, да, зеленые, а тут — мороз. Теперь я уже знал, в чем дело, но, желая убедиться, пока молчал; еврей заметно оживился.
    — Ну! А скажите-ка, есть ли у нас там теперь... вот видите, уж и не знаю, как называется, уж забыл по-польски, — объяснял он пристыжено, как будто раньше хорошо говорил, — белое такое, как горох, да не горох, возле домов в огородах летом, на больших таких палках?..
    — Фасоль?
    — Ну да! Фасоль. Фасоль, — повторял он, словно хотел навсегда врезать в свою память это слово.
    — Конечно, есть, и много, а тут разве нету?
    — Ай, тут!.. Целых три года ни зернышка не видал, а горох тут такой, как у нас, извиняюсь, только... только...
    — Свиньи едят, — подсказал я ему.
    — Ну да! Тут на фунты продают, и то не всегда достать можно.
    — Ты что, так сильно фасоль любишь?
    — Не то что люблю. Но не раз об ней думаю: красиво-то как, с позволения сказать, словно лесочек возле дома вырос. А тут ничего нету!
    — А теперь, — снова начал он, — теперь вы мне скажите... есть ли у нас еще зимой вот такусенькие, — он показал на пальце, — серые такие птахи? И то забыл, как оно называется. Раньше много их было! Молюсь, бывало, у окна, а этой мелкоты, что муравьев, насбирается. Кто бы там на них смотрел? Знаете, в жизни б не поверил, что когда-нибудь об них думать буду! А тут... тут даже вороны на зиму удирают, а уж такие малявки, куда им выдержать, но у нас, небось, они есть еще? А? Скажите, есть?..
    Но теперь я не отвечал ему; сомнений не было: старый еврей, фанатичный хасид тосковал по родине так же, как я, мы были больны с ним одной болезнью; столь неожиданное обретение товарища по страданию невероятно растрогало меня, я взял его за руку и сам принялся его спрашивать:

 
    — Так вот о чем ты хотел поговорить со мною? Значит, ты думаешь не о людях, не о своей тяжкой доле, не о бедности, которая гнетет тебя, а тоскуешь по солнцу, воздуху, по родной земле?.. Думаешь о полях, лугах и лесах, об их Божьих обитателях, которых ты в своей нищенской жизни не успел даже как следует узнать, и сегодня, когда милые сердцу картины исчезают из твоей памяти, ты боишься пустоты, которая окружит тебя, великого сиротства, с которым соприкоснешься, когда сотрутся дорогие воспоминания? Ты хочешь, чтобы я тебе все напомнил, освежил, хочешь, чтобы я рассказал тебе, какова земля наша?..
    — Ох, так, пане, так! За тем я сюда и пришел... — он сжимал мои руки и смеялся радостно, как ребенок. — Слушай же, брат!
    ......................................................................................................................................................   
    И слушал меня Сруль, весь в слух обратившись, с открытым ртом, вперив в меня взгляд; этим взглядом он разжигал и возбуждал меня, вырывал у меня слова, хватал их, томимый жаждой, и укладывал глубоко, на дно своего горячего сердца... укладывал там, не сомневаюсь, потому что, когда я окончил свой рассказ... — «О, вей мир, о, вей мир!» — горестно простонал еврей, рыжая борода его затряслась, и крупные слезы, чистые слезы потекли по измученному лицу... И долго всхлипывал старый хасид, и я плакал с ним вместе...
                                                                             ****
    Много воды утекло с тех пор в холодной Лене, и слез человеческих, наверно, немало стекло по лицам страдальцев. До сих пор, однако, хоть давно уж это было, в ночной тиши, в бессонную ночь, часто встает у меня перед глазами неподвижное, печатью великой боли одушевленное лицо Балдыги, а рядом с ним всегда возникает пожелтевшее, морщинистое, чистыми слезами облитое лицо Сруля. И, пристально всматриваясь в эти ночные видения, я порой словно бы вижу, как шевелятся дрожащие, бледные губы еврея, и голос, тихий, отчаявшийся, шепчет где-то рядом: «О Иегова, отчего Ты так немилосерден к одному из наивернейших сынов Твоих?..»
    1885
    ----------------------------------------
    Перевод Стеллы Тонконоговой.
    Рисунки Piotr (Długi) Gidlewski
    /Новая Польша. № 7-8. Варшава. 2001. С. 83-88./
                                                                          ********
                                                                          ********
*    Z niedawnych wspomnień. Szkice Adama Szymańskiego. I. Srul z Lubartowa. // Kraj. Tygodnik polityczno-społeczny. Petersburg. № 51. 22 grudnia 1885 (3 stycznia 1886). S. 25-29.
*    Srul z Lubartowa. Szkic z niedawnych wspomnień. Adama Szymańskiego. // Wiek. Gazeta polityczna, literacka i spółeczna. Warszawa. № 6. (22 Grudnia 1885). 9 Stycznia 1886. S. 1-3.
*    Srul z Lubartowa. Wspomnienie z wygnania przez Adama Szymańskiego. // Gazeta Narodowa. Lwów. Nr. 298. 30 Grudnia 1886. S. 1.
*    Srul z Lubartowa. Wspomnienie z wygnania przez Adama Szymańskiego. // Gazeta Narodowa. Lwów. Nr. 299. 31 Grudnia 1886. S. 1.
*    Адамъ Шимановскій.  Сруль изъ Любартова. Эскизъ. // Восходъ. Журналъ учено-литературный и политическій. Издаваемый А. Е. Ландау. Декабрь. С.-Петербургъ. 1886. С. 165-175.
*    I. Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Szkice. T. I. Nakładem autora. Petersburg. 1887. S. 1-16, 159.
*    Srul de Lubartow. D’Après Adam Szymanski. Adapté par. Mme Marguerite Poradowska. // Revue des Deux Mondes. T. LXXXVI. Mars. – Avril. Paris. 1888. S 192-201.
    Szymański A. Baldyga och Sroul [Baldyga i Srul]. En sibirisk vinterbild. // Göteborgs Handels - och Sjöfarts -Tidning. Göteborg. 14 april 1888.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. // Одесскій Вѣстникъ. Одесса. № 139. 23 мая 1888.
    Szymański A. Hemlängtan [Srul z Lubartowa]. Berättelse från Sibirien. // Dagens Nyheter. Stockholm. 5 december 1890.
*    I. Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Szkice. T. I. Wyd. 2. Nakładem autora. Petersburg. 1890. S. 3-18, 161.
*    I. Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Szkice. T. I. Wyd. 3. Nakładem autora. Petersburg. 1891. S. 3-18, 161.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. M. Blumberg. // Oesterreichische Wocherischrift. Nr. 15-16. Vienna. 1892.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. Пер. съ пол. В. Семидаловъ. // Енисейскій Листокъ. Красноярск. № 24. 21 іюня 1892.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. Пер. съ пол. В. Семидаловъ. // Енисейскій Листокъ. Красноярскъ. № 25. 28 іюня 1892.
*    Землякъ. Сибирскій очеркъ Адама Шиманьскаго. Пер. В. Сем. // Русскія Вѣдомости. Москва. № 251. 1 сентября 1892.
*    Тоска по Родинѣ. Разсказъ Адама Шиманскаго. (Перевод съ польскаго М. Т.) // Міръ Божій. Ежемѣсячный литературный и научно-популярный журналъ для юношества. № 3-й. Март. С.-Петербургъ. 1893. С. 151-160.
    Szymanski A.  Der Jude aus Lubartow. // Unter Ansiedlern und Verschickten. Skizzen aus Sibirien von Adam Szymanski. Аus dem Pol. übers. von Elise Hübner. Frankfurt. 1894.
*    II. Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Dwie modlitwy. Srul z Lubartowa. Maciej Mazur. Warszawa. 1897. S. 81-118.
    Szymański A.  Hemlängtan [Srul z Lubartowa]. Ett minne från Sibirien. Övers. Ellen Weer. // Nya Dagligt Allehanda. Stockholm. 5 augusti 1899.
*    Сруль изъ Любартова. Эскизъ Адама Шиманскага. Пер. съ польскаго. // Еврейскіе силуэты. Разсказы русскихъ и польскихъ писателей. Оржешко. Короленко. Станюковичъ. Конопницкая. Свентоховскій. Потапенко. Шиманскій. Яблоновскій. Гаринъ. Юноша. Мельшинъ. С-Петербургъ. 1900. С. 155-170.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. // Еженедельныя приложенія къ газете «Сынъ Отечества»». № 4-5. С.-Петербургъ. 1900.
    Szymanski A.  Juden från Lubartow. // Adam Szymański.  Sibirien skildringar ur förvistas och utvandrares lif. Öfvers. af L. Nyström. Stockholm. 1900.
    Шиманскій А.  Тоска по Родинѣ. // Народное Благо. Еженедельный литературный, научно-популярный и иллюстрированный журнал для самообразования. № 3. 1901. С. 35-39.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. // B. S. Hrvatska. Nr. 20-23. Zagreb. 1901.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. L. Knežević. // Delo. List za nauku, kniževonst i društveni život. Beograd. 1903.
    Szymanski A.  Srul von Lubartow. // Szymański А.  Sibirische Novellen аus dem Pol. übers. von S. Lopuszański. München. 1904.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. Рассказ. Перев. съ польскаго И. Леонтьева. // Образованіе. Журналъ литературный, научно-популярный и педагогическій. № 1. С.-Петербургъ. 1905. С. 105-113.
    Szymański A.  Srul z Lubartowa. // Z jednego strumienia. Szesnaście nowel przez dziesięciu autorów. Z przedmowa Elizy Orzeszkowej. Warszawa 1905. S. 229-242.
*    Szymański A.  Srul z Lubartowa. Warszawa – Kraków. 1905. 16 s.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. // Fontana S.  La Nuova Rassegna di Letteratura Moderna. Florencja. 1906.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. // Слово. Газета политическая, общественная, экономическая и литературная. С.-Петербургъ. 16 ноября 1906.
*    Тоска по Родинѣ. Разсказъ политическаго ссыльнаго. Ад. Шиманскаго.  Съ польскаго перевела М. Троповская. Москва. 1907. С. 1-16.
    Шиманскій С.  Сруль изъ Любартова. // Евреи в польской литературе. Киевъ. 1909. С. 90-91.
*    А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. // Изъ одного русла. Сборникъ съ предисловіемъ Е. Ожешко. Т. II.  М. Конопницкая. Мендель Гданскій. Яктонъ.  Э. Ожешко.  Сильный Самсонъ. Гедали. Звенья. А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. Ф. Бродовскій.  Сорванные листья. Переводъ с польскаго Е. и И. Леонтьевыхъ. Москва. 1911. 32-43.
    Шиманскій А.  Сруль изъ Любартова. // Изъ одного русла. Сборникъ съ предисловіемъ Е. Ожешко. Т. II. Переводъ с польскаго Е. и И. Леонтьевыхъ. Москва. 1912.
*    А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. // Изъ одного русла. Сборникъ съ предисловіемъ Е. Ожешко. Т. II.  М. Конопницкая. Мендель Гданскій. Яктонъ.  Э. Ожешко.  Сильный Самсонъ. Гедали. Звенья. А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. Ф. Бродовскій.  Сорванные листья. Переводъ с польскаго Е. и И. Леонтьевыхъ. Москва. 1914. 32-43.
*    Adam Szymański.  Srul - from Lubartów. Transl. by Else Cecilie Mendelssohn Benecke. // Tales by Polish authors Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, Adam Szymański, Wacław Sieroszewski. Translated by Else C. M. Benecke. London - New York. [Oxford] 1915. S. 119-136.
*    Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Szkice. Wydanie pośmiertne z portretem autora. Nakładem syna. Moskwa. 1916. S. 36-45.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. M. Blumberg. // Polen. Ein Novellenbuch. Нrsg. und eingel. von Aleksander von Guttry. München-Berlin. 1917.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. // Bányai K.  Lengyel elbeszélök. Budapeszt. 1917.
*    А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. Разсказъ. Переводъ съ польскаго Е. и И. Леонтьевыхъ. Москва. 1917. С. 3-15.
*    А. Шиманскій.  Сруль изъ Любартова. Разсказъ. Москва. 1918. С. 3-15.
    Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Szkice. Ze słowem wstępnem Adama Grzymały Siedleckiego. Lwów Warszawa Kraków. 1921. S. 1-14.
*    Srul z Lubartowa. // Adam Szymański.  Dwie modlitwy. Srul z Lubartowa, Maciej Mazur, Stolarz Kowalski. Warszawa. 1925. S. 37-51
    Srul z Lubartowa. // Szymański A.  Szkice. Ze słowem wstępnym Adama Grzymały Siedleckiego. 2 wyd. zbiorowe. Lwów – Warszawa - Kraków. 1927.
    Szymanski A.  Srul – from Lubartów. Тransl. by E. Benecke. // Poland. Nr. 4. New York. 1931.
    Szymanski A.  Srul – from Lubartów. Тransl. by E. Benecke. // Baron J. L.  Candles in the night. Jewish by gentile authors. Edited by Joseph L. Baron, with a preface by Carl Van Doren Philadelphia. 1940 [1944].
*    Adam Szymański.  Srul z Lubartowa. Noweję „Srul z Lubartowa” przepisałem z „Wiadomości Polskich”. // Nr 42. Adam Szymański.  Srul z Lubartowa. Wł. St. Reymont. Orka. Wydawnictwo Literackie Oddz. Opieki nad Żołn. Dtwa I Korp. w Szkocji. W styczniu 1946. S. 2-13.
    Szymański A.  Srul z Lubartowa. // Z jednego strumienia : nowele / pod red. i z przedm. Elizy Orzeszkowej. Słowo wstępne i przypisy Gabriela Pauszer-Klonowska. Oprac. graf. Zygfryd Gardzielewski. Warszawa 1960.
    Szymanski A.  Srul z Lubartowa. // Le piú belle pagine della letteratura polacca. A cura di Marina Bersano-Begey. Milano. 1965. S 185-193.
*    Srul z Lubartowa. (Fragment.) [Jerzy Kądziela.  Adam Szymański 1852-1916.] // Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku. T. IV. Literatura polska w okresie realizmu i naturalizmu. Warszawa. 1971. S. 419-422.
*   Srul z Lubartowa. [Adam Szymański. Nowele syberyjskie.] // Antoni Kuczyński.  Syberia. Czterysta lat polskiej diaspory. Antologia historyczno-kulturowa. Wrocław – Warszawa - Kraków. 1993. S. 290-296.
    Srul z Lubartowa. //  Adam Szymański. Szkice. Wstęp i oprac. Bogdan Burdziej. Kraków. 1998.
*    Шиманский А.  Сруль из Любартова. Перевод Стеллы Тонконоговой. // Новая Польша. Общественно-политический и литературный ежемесячник. № 7-8. Варшава. 2001. С. 83-88.
*    Adam Szymański.  Srul – from Lubartów. Translated by Else Benecke. // Candles in the Night: Jewish Tales by Gentile Authors. Edited by Joseph L. Baron with a hreface by Carl Van Doren. New Jersey. 2001. S. 179-191.
*    Adam Szymański.  Srul – from Lubartów. // Tales by Polish authors Henryk Sienkiewicz - Stefan Żeromski - Adam Szymański - Wacław Sieroszewski. Тransl. by Else C. M. Benecke. New York. 2015. S. 119-136.


    Адам Иванович (Янович) Шиманский род. 16 июля 1852 г. в Грушнево (около Семятич) Бельского уезда Седлецкой губернии Царства Польского Российской империи. В 1872 г. поступил на юридический факультет Варшавского университета, который окончил в 1877 г. со степенью кандидата права. В годы учебы вступил в ряды молодежной патриотической организации. 18 марта 1878 г. арестован в Варшаве, откуда 18 апреля 1879 г. по Высочайшему повелению выслан в административном порядке на 4 года в Восточную Сибирь. Предписанием генерал-губернатора от 28 февраля 1879 г. назначен на жительство в г. Якутск, куда был доставлен 24 июня 1879 г. В годы ссылки Шиманский занимался сбором материалов о Якутской области и ее жителях. С 9 сентября 1885 г. подчинен негласному надзору полиции, с воспрещением въезда в пределы Царства Польского. Переехал на жительство в г. Харьков, где занимался литературным трудом и адвокатурой. В 1887 г. получил разрешение проживать в Санкт-Петербурге. В январе 1895 г. получил разрешение въезда в пределы Царства Польского. С началом Первой мировой войны переехал на жительство в Москву, где после короткой болезни умер 25 марта 1916 г. и был похоронен на Лефортовском кладбище.
    Дэса Сядлец,
    Койданава



    /vvedenskoe.pogost.info/displayimage.php…/
                                                                          ********
                                                                          ********
                                                                   ПЕТР БАЛДЫГА
    Во 2-й половине 1863 года небольшой повстанческий отряд из местных крестьян в окрестностях Курпьевской пущи, находящейся в Ломжинской губернии Царства Польского Российской империи, организовал Петр Владислав Бранд, уроженец имения Рудаки Вишневской волости Виленской губернии(). Курпы - этнографическая группа мазуров (остатки древних ятвягов), сохраняли свой старый уклад жизни, и отличалась от поляков простотой нравов и не слишком большой набожностью. Курпы, прекрасные охотники, снимали с седел российских казаков, направленных на усмирение восставших, стрелами из луков и были неуловимые в пуще.
     В районе Ломжи в восстании участвовали уроженцы деревни Гняздово (Люботынь) Якуб Балдыга и Томаш Балдыга.
    В 1867 /Казарян П. Л.  Численность и состав участников польского восстания 1863-1864 гг. в якутской ссылке. Якутск. 1999. С. 25./ /1868/ году в Якутскую область был доставлен курп Петр Балдыга (Болтыга, Балтыга, Балтыгин). «В феврале 1868 г. он был приписан ко 2-му Одейскому наслегу Намского улуса Якутского округа. В январе 1869 года был в увольнении на приисках золота Олекминского округа» / Kazarian P.  Zesłańcy z okresu powstania styczniowego okregu olekmińskim (Jukucja) na podztawie materiałów z archiwów syberyjskich. // Wrocławskie Studia Wschodnie. Wrocław. Nr. 7. 2003. S. 201./
    10 сентября 1870 года Балтыга был уволен с золотых приисков Товарищества Трапезниковых «за продажу вина», получив при этом «36 руб. 48 коп.». 9 октября 1870 года он был выслан из города Якутска в Намский улус «без права находиться в городе».
    Хотя «17 мая 1871 г. вышел Указ Правительствующего Сената „Об облегчении участи некоторых преступников в ознаменование дня рождения Его Императорского высочества Великого князя Георгия Александровича”, которым возвращались „прежние права состояния... Петру Болтыге [НА РС(Я), ф. 15, оп. 14, д. 18.]”. /Степанова Н. С.  Обзор документов НА РС(Я) о ссыльных поляках участниках польского освободительного восстания 1863-1864 гг. // Россия и Польша. Историко-культурные контакты. (Сибирский феномен). Якутск. 1999. С. 124./ «Болтыга Петр. Выехал из области по манифесту 1874 г.» /Степанова Н. С. Пребывание польских повстанцев в улусах Якутии. // Якутский архив. № 2. Якутск. 2001. С. 23./ В 1875 г. Балдыга еще находился в Намском улусе Якутского округа Якутской области, занимался сельским хозяйством.
    Домицилла Нарва,
    Койданава
                                                                        *********
                                                             ЖЕНА ПОРТНОГО В.
    За участие в восстании 1863 г. Казимира Романовская 1831 (1830, 1832) г. р., в девичестве Манцевич, «жена дворянина» Ковенского уезда «была отправлена вместе с мужем, по распоряжению наместника Царства Польского в административном порядке в ссылку, в Самарскую губернию. После смерти мужа 12 мая 1865 г. она была переназначена в Енисейскую губернию. Там вышла замуж за ссыльного Владислава Венцковского и вместе с ним назначена в Якутскую область, куда они прибыли 11 августа 1867 г. и, затеи водворены в Орсюдский наслег Западно-Кангалассклго улуса Якутского округа» /Казарян П. Л.  Численность и состав участников польского восстания 1863-1864 гг. в якутской ссылке. Якутск. 1999. С. 15./ вместе с дочерью Венцковского Теодорой. Вскоре Владислав Венцковский стал жить в Якутске и заниматься портняжеством.
    3 января 1868 года «во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске окрещен младенец по имени Иосиф настоятелем Иркутской Римско-Католической Приходской Церкви Христофором Шверницким с совершением обрядов таинства. Ссыльных в Сибирь на поселение по политическим делам Владислава и Казимиры, урожденной Манцевичовой, Венцковских законных супругов сын, родившийся 2 декабря 1867 года в г. Якутске в 10 часов утра. Восприемниками были Ксаверий Абарский с Авдотьей Бубякиной в присутствии Илия Грабинского». /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 120. Арк. 50 адв./
    24 января 1870 года «во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске окрещен младенец по имени Доменик Вице-куратором Иркутской Римско-Католической Церкви Антоном Чудовским с совершением обрядов таинства. Политических ссыльных Владислава и Казимиры с Манцевичов, Венцковских законных супругов сын, родившийся 23 июня 1869 года в г. Якутске в 6 часов утра. Восприемниками были Владислав Гольман с Авдотьей Бубякиной». /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 120. Арк. 66 адв./
    31 декабря 1871 года «во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске окрещен младенец по имени Францишка настоятелем Иркутской Римско-Католической Церкви Христофором Шверницким с совершением обрядов таинства. Политических ссыльных Владислава и Казимиры с Манцевичов, Венцковских законных супругов дочь, родившеюся 26 февраля сего года в г. Якутске в 9 часов вечера. Восприемниками были Август Леперт с Авдотьей Бубякиной в присутствии Евстафия Вильконецкого». /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 120. Арк. 75./
                                                                       СПИСОК
                         политических преступниках, находящихся в Якутской области,
               воспользовавшихся дарованным Высочайшим повелением 9 января 1874 года.
                                                       Составлен 19 апреля 1874 г.
    Романовская Казимира, а по мужу Венцковская. Из дворянок. 44 г.
    Дворянка, как видно их отношения Пермского Губернского Правления от 29 июля т. г. за № 2685, последовавшего в Приказ, что Романовская следовала с мужем своим, за принятие участия в мятеже, по предложению г. бывшего Главного Начальничка Края выслана с семейством в административном порядке в Самарскую губернию. Муж Романовской 12 мая 1965 г. умер, ныне на основании указа Пермского Губернского Правления следует в Енисейскую губернию, на переселение, откуда назначена в Якутскую область. В Якутск прибыла 11 августа 1867 года. Вышла замуж за Венцковского, показанного в списке под № 4, посему и на основании 100 и 101 ст. 1 ч. Х том, именуется и пользуется званием мужа. /НА РС(Я) ф. 12, оп. 1, д. 2200, л. 242 об./
    Па распоряжению Якутского губернатора Лохвицкого Владиславу Венцковскому в 1874 г. был выдан билет на постоянное проживание в г. Якутске. У 1874-1875 годах Владислав выезжал ради заработка на золотые промыслы Алекминского округа Якутской области.
    31 декабря 1874 года «в Якутске во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске окрещен младенец по имени Петр настоятелем Иркутской Римско-Католической Церкви Христофором Шверницким с совершением обрядов таинства. Политических ссыльных Владислава и Казимиры урожденной Манцевич, Венцковских законных супругов сын, родившийся 23 января 1874 года в г. Якутске в 3 часов. Восприемниками были Еустахий Вильконецкий с Александрой Антоновичовою в присутствии Лаврентия Заборовского». /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 124. Арк. 11./
    18 января 1876 г. «во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске окрещен младенец по имени Михаил настоятелем Иркутской Римско-Католической Церкви Христофором Шверницким с совершением обрядов таинства. Мещан города Варшавы из Политических ссыльных Владислава и Казимиры Венцковских законных супругов сын, родившийся 12 августа 1875 года в 3 часа утра в г. Якутске. Восприемниками были Евстахий Вильконецкий с Александрою Антонович в присутствии Лаврентия Заборовского. /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 126. Арк. 2 адв./
    В 1880-1881 гг. Владислав Венцковский получал разрешения на отлучки в Олекминский округ.
    13 марта 1883 г. во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске вице-куратор Иркутской Римско-Католической Церкви кс. Иосиф Лавкович обвенчал «мещанина якутского из политических ссыльных холостого Михаила Громадзинского 40 лет с Теодорою Венцковскою девицею 18 лет приписанной Западно-Кангалаского улуса Орсютского наслега. Мещан Дорзанских Франтишка и Марианны ур. Стемпницкой Громадзинских законных супругов сына с дочерью мещан Варшавских Владислава и Юзефы урожденной N. Венцковских законных супругов. В присутствии свидетелей Андрея Мондзяка, Губернского Архитектора, заседателя Николая Антоновича и многих других при том находящихся». /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 134. Арк. 25./
    Михал Громадзинский, рекрут Белевского полка, за недоброжелательность к правительству, распространение возмутительных проповедей, подговор к побегам в Царство Польское и сочувствие мятежу, по конфирмации Аудиториата сослан на водворение в самые отдаленные места Сибири, по исключению из военного ведомства и по наказании розгами 50 ударов. Доставлен в Якутск 10 марта 1868 /1869/ года. 13 марта 1868 г. был водворен в Хатырыкский наслег Намского улуса Якутского округа. В 1869 г в селе Павловское Восточно-Кангаласскаого улуса Якутского округа, занимается земледелием. Причислен к Якутскому крестьянскому обществу. В 1875 г. каменщик, в 1881 г. в Якутске торговец. Был купцом II гильдии. Умер в 1893 году.
    За качественное портняжное дело Венцковский «в продолжении более 15 лет приобрел почти от всех взрослых жителей города уважение». /Кротов М. А.  Участники польского освободительного восстания 1863-1864 гг. в Якутской ссылке. // Сборник научных статей. Якутский республиканский краеведческий музей им. Емельяна Ярославского. Вып. III. Якутск. 1960. С. 55./ Умер 10 августа 1887 году в Якутске и, по всей вероятности похоронен на погостах Никольской церкви в Якутске. /Петров П. П.  Памятные места города Якутска, связанные с именами поляков. // Якутский Архив. Якутск. № 2. 2001. С.45./
                                                                 Его Превосходительству
                                                      Господину Якутскому Губернатору
    освобожденного ныне на родину ссыльного
    Виктора Антонова Муравского.
                                                                            Прошение
    По распоряжению Областного Правления, известного Вашему Превосходительству, мне выдан из Окружной Полиции путевой вид, на свободное проследование с женою на родину. Следовательно, Областное Правление, разрешая мне возвратится на родину, требовало сведений от Полиции, как Городской, так и Окружной, не имеется ли препятствий на это разрешение. Теперь же, когда я уже получил вид и разыскав себе случай бесплатно отправится в путь на пароходе к 22-му числу сего августа, Городская Полиция препятствует мне в этом и полицейский надзиратель Аммон старается обязать меня ныне подпиской о невыезде из Якутска по имеющемуся у него в производстве делу, начатого назад тому четыре года, по голословному и бездоказательному обвинению ссыльного Федора Казанцева. Почему же Городская Полиция на вопрос Областного Правления не сочла это дело препятствием на разрешение мне возврата на родину, а теперь же, несмотря на бездоказательность в оном лишает меня средств отправиться в столь далекий предпринятый мною путь при удобном случае? Чтобы разъяснить все это по сущей истине пред Вашим Превосходительством, я счел необходимым вывести здесь обстоятельства, послужившие Полиции поводом к безвинному меня преследованию.
    Именно на днях умер и похоронен поляк портной Венцковский. Перед кончиной его я был приглашен семейством к ним в квартиру, для присмотра и ухода за больным. Несколько ночей я ночевал у них, но в последнюю ночь кончины, по приключившейся и у меня болезни не мог ночевать у них, а ночевал в своей квартире, как вдруг ночью после полуночи присылает семейство Венцковских за мною и я вынужден был с женой идти к ним, где застал уже самого Венцковского мертвым. Бывшая тут дочь умершего, а жена торгующего – Федора Громадзинская, предлагала мне обмыть умершего, на это, по брезгливости моей я не согласился и Громадзинская через это возникла ко мне негодованием, стала наносить мне дерзости указанием. Наконец Громодзинская начала привязываться ко мне из-за русской свечи, купленной мною и приготовленной на случай смерти больного. Громадзинская называла меня перевертнем, и бросила свечой об пол, как будто не все равно свеча как русская так и польская. Наконец, когда Громадзинская произнесла сильное на меня ругательство я не смея нанося ей таковых обратно, а взял лишь жену за руку и отправился домой. Об оскорблении меня Громадзинской, я не счел полезным жаловаться начальству, потому что посторонних свидетелей при этом не было, кроме родных Громадзинской и моей жены, но Громадзинская по хитрости своей и из опасения не быть ответственною – подала в Полицию на меня ложное обвинение, будто я ее оскорбил при смерти отца, наконец, при погребении Венцковского, муж Громадзинской Михаил Францев Громадзинский, хвастая своим капиталом выразил, что пусть истратит половину своего капитала, а меня проучит и не допустит к отъезжу.
    При такой похвальбе Громадзинского были свидетели поляки же: Иван Баховский, Хмара, Антон Ковальский, Иосиф Колодзейщик и другие. И действительно Громадзинская лично обвиняя меня в нанесении ей оскорблений, подала об этом объявление в Полицию, в котором, между прочим вывела и обстоятельство, будто я состою под следствием за отрезание языка у коня, принадлежащего ссыльному Федору Казанцевку, ведущему и теперь тяжбу с Громадзинскими. По объявлению Громадзинской производил дознание полицейский надзиратель Сергей Климовский, который объяснил мне, что обстоятельство это, по бездоказательности, не может служить препятствием на мою отлучку. Но что касается обстоятельства о коне Казанцева, которое, ранее тоже было признано Полицией ничтожным и бездоказательным, ныне писец полицейского надзирателя Аммона – Муромов будучи подкупленным по всему вероятию Громадзинским, настаивает того чтобы дать мне подписку о не выезде из Якутска. Это же Муромов и писал объявление Громадзинской, а как из обстоятельств видно, то Громадзинский, Казанцев и теперь Муромов, сговорились вместе, коль скоро последний преследует меня в лице полицейского надзирателя Аммона.
    А потому, чтобы избавиться от потайного безвинного меня преследования, я прибегаю под покровительство защиту Вашего Превосходительства и всепокорнейше прошу как отца бедных справедливейшего начальника, не оказать принять на себя труд разбирательства всего вышеизложенного несправедливого действия полиции тем более что Вами по обстоятельству о коне Казанцева производились бы своевременное расследование, я мог бы представить доказательства в невиновности моей, а теперь по давности времени, я ничего и припомнить не могу. Если же Громадзинский по бездоказательности лишь своей жалобы взводит теперь на меня обвинение об этом коне Казанцева, то нет сомнения, что они сами и были соучастниками в этом преступлении, учиненным совершенно не мною, а кем-нибудь из знакомых им личностей.
    Ваше Превосходительство! Смилосердствуйтесь надо мною несчастным, без вины обиженным, повелите кому следует освободить меня и ныне же отправит в удобный путь; а противном случае, если уже полиции угодно в уважении которому Громадзинских – приостановить меня здесь, то повелите Ваше Превосходительство кому следует обеспечить на имущество Громадзинских все расходы необходимые на возврат мой на родину, после окончания судебного им ложного на меня дела.
    Живу надеждой, что Ваше Превосходительство по добродушию и правосудию своему не откажите в моей просьбе и не лишите меня, несчастного своей защиты.
    Августа 290 дня 1887 года.
    К сему прошению по безграмотству и моей Виктора Муравского просьбе руку приложил мещанин Иван Ржепецкий.
    Жительство имею в Якутске, близь монастыря, в доме Грязина. /НА РС(Я) ф. 12, оп. 1, д. 5612, лл. 4-8./
    Виктор Муравский (Моравко) был доставлен в Якутскую область 13 января 1868 года и водворен в  ў Хамустатский наслег Намского улуса Якутского округа.
                                                    В Якутское Областное Правление
    Жены, причисленного к Якутскому мещанскому обществу
    Владислава Венцковского, Казимиры Венцковской.
                                                                         Прошение.
    Муж мой Владислав Венцковский сосланный в Сибирь за политические преступления из г. Варшавы ныне 10 сего августа умер оставив меня без всех средств к жизни, я же имея на родине родных, которые наверное не откажутся оказать мне с семейством посильной помощи, то имею честь покорнейше просить Областное Правление сделать распоряжение об отправки меня на родину в Поневежский уезд Ковенской губернии с сыновьями Осипом 19 л., Владиславом 11 лет, дочерью Франчишко за счет казны, так как на выезд с семейством никаких средств не имею, а также на оплату сего прошения при настоящем моем прошении удостоверяю Якутское Городское Полицейское Управление о неимении мною средств.
    Казимира Венцковская, а по безграмотству ее личной руку приложил родной сын ее Петр Венцковский 14 августа 1887 г.
    /НА РС(Я) ф. 12, оп. 1, д. 5606, л. 1./
      № 162
      Я. О. П.
    Отделение II
        Стол I
      Записка
      Сентябрь
         1887
    Жена причисленного к Якутскому мещанскому обществу, бывшего политического ссыльного Владислава Венцковского, Казимира Венцковская ходатайствует о возвращении на родину в Поневежиский уезд Ковенской губернии вместе с детьми ее: сыновьями Осипом 19 л., Домиником 17 л., Петром 14 л., Михаилом 12 л, Владиславом 11 л, и дочерью Францискою 16 лет, за счет казны по причине смерти ее мужа.
    Справка: 1). Из статейного списка на ссыльного Владислава Венцковского видно, что он из бессрочно отпускных 8-го флотского экипажа, мещанин г. Варшавы, за политическое преступление осужден был в полевом военном суде, учрежденном в г. Варшаве, и по решению дела сослан на водворение в самые отдаленные места Сибири, в Якутск прибыл в августе месяце 1867 года и по указу Областного Правления, от 14 августа т. г. за № 3714 водворен в Орсютский наслег Западно-Кангаласского улуса, перечислен в г. Якутск 30 августа 1867; 2). Из донесения Якутского Городского Полицейского Управления от 25 августа с. г. за № 33 84, видно, что ссыльный Владислав Венцковский 10 августа с. г. умер; 3). Из удостоверения И. д. Якутского Полицмейстера от 14 августа с. г. видно, что вдова ссыльного Казимира Венцковская состояния крайне бедного и не в состоянии даже личным трудом пропитывать себя, и 4). Из донесения якутского мещанского старосты от 22 августа с. г. за № 346, видно, что хотя семейство умершего причисленного к названному обществу, но тем не менее как сыновья его Иосиф и Доминик пользовались и пользуются при своих отлучках мещанскими паспортами, как состоящие при отце мещане, то в виду этого и на общем основании о малолетних, сыновья лиц причисляемых к мещанскому сословию по достижении 17 летнего возраста они облагались окладом мещанских повинностей и таким образом числятся недоимки за самим Венцковским по окладу 1883 г., за исключением из такового подушной подати, в губернскую комиссию повинность 1 р. 9 к. и по окладу настоящего года в ту же повинность за отца и сына Доминика, включенного в оклад – с сего года за две души – 1 р. 46 к. всего с недоимкою составляет 2 р. 55 к.
    Верно: /подпись/
   Закон: 758 и 759 ст. XVI т. уст. о ссылке по изд. 1879 г.
    Мнение: По распоряжению изложенного в докладе и приведенным законам, Областное Правление полагает: предписать Якутскому Городскому Полицейскому Управлению, проживающую ныне в г. Якутске вдову мещанина из ссыльных Казимиру Иванову Венцковскую вместе с малолетними детьми ее: Петром, Михаилом, Владиславом и Францискою, а также и достигшими 17-ти летнего возраста сыновьями Иосифом и Домиником, в том случае если эти последние представят на основании приведенных в 759 статей закона ст. 3, принятый  приговор того общества в который они вступить желают, отправить на родину в Ковенскую губернию этапным порядком, но не в роте арестантов; с выдачей им кормовых денег по положению до г. Киренска, и самой необходимой по времени года арестантской одежды, если по удостоверению окажется, что не имеют собственной, с тем чтобы Полицейское Управление выдало увольнительный билет Венцковским не ранее как по взносе числившейся за умершим Венцковским недоимки в размере 2 р. 55 к. и о времени отправления Венцковских прямо от себя уведомлю Поневежеское Уездное Полицейское Управление и донесу Областному Правлению; что же касается до старших сыновей Венцковской: Иосифа 19 лет, Доминика 17 лет, то они тогда только могут быть уволены из Якутской области в Ковенскую губернию, когда выполнят требование 758 сего Устава ссыльных по недоимкам 1876 г., т.е. когда представят приемный приговор того общества, к которому они желают причислиться в Ковенской губернии обязывая предписать Городскому Управлению объявить просительнице Венцковской.
    Асессор В. Добрянский. /НА РС(Я) ф. 12, оп. 1, д. 5606, лл. 11-13./
    Казимира Венцковская прожила в Якутской области более двадцати лет «и только после смерти мужа, 11 сентября 1887 г. получила паспорт на выезд из Якутска вместе с сыновьями Петром, Михаилом, Владиславом и дочерью Францискою». /Казарян П. Л.  Численность и состав участников польского восстания 1863-1864 гг. в якутской ссылке. Якутск. 1999. С. 15./
    22 января 1892 года во время объезда по приходу для исполнения духовных треб по обряду Римско-Католической Церкви в городе Якутске был окрещен младенец по имени Антон викарным Иркутской Римско-Католической Церкви Иосифом Розгой с совершением обрядов таинства. Мещан Михаила и Теодоры урожденной Венцковской, Громадзинских законных супругов сын, родившийся 15 января 1891 года в г. Якутске. Восприемниками были Еустахий Вильконецкий с Кристиною Дыбовской». /НГА Беларусі. Метрические экстракты Иркутской Римско-Католической церкви. Ф. 1781. Воп. 36. Спр. 137. Арк. 3 адв./
    19 февраля 1919 г. Антон Громадзинский был расстрелян в числе прочих 13 человек большевистской властью, месте с Вильконецким - начальником уездной милиции. «Обращение к гражданам» с сообщением о расстреле подписал начальник Военно-революционного штаба Харитон Афанасьевич Гладунов (бывший уголовник-фальшивомонетчик), уроженец д. Семеновка Руденской волости Гомельского уезда Могилевской губернии. Персональную ответственность  взял на себя наспех организованный «ревтрибунал» в составе Богдана Мельхиоровича Чижика, сына командира повстанческого отряда в Минской губернии. [ПАЯО, ф. 2, оп. 1, д. 3, л. 11].
    Рейнгольда Самамэта,
    Койданава






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz